Dowcipny jak premier
Być może Donald Tusk, jak głosi opinia publiczna, jest najlepszym polskim premierem od 18 lat, ale za to najdowcipniejszy z pewnością jest Jarosław Kaczyński. Okazuje się na przykład, że żartował, kiedy mówił, że poda się do dymisji po niekorzystnym wyniku wyborów. Żartował również, kiedy mówił, że jest w nim samo dobro. Inaczej niż żartu nie można również traktować prób zwalenia koalicji z Samoobroną na Pana Boga. Donald Tusk będzie się musiał bardzo starać, by dogonić byłego premiera w poczuciu humoru.
20.11.2007 | aktual.: 20.11.2007 12:04
Premier z poczuciem humoru to prawdziwy skarb. Podobnie jak prezes partii. Nie docenili tego wiceprezesi PiS – Ujazdowski, Zalewski i Dorn, kiedy po przegranych wyborach i napotkaniu oporu w dialogu wewnątrzpartyjnym, podali się do dymisji. A mogli przecież wszystko, tak jak premier, obrócić w żart. Wtedy by się trochę z premierem pośmiali i dalej piastowali odpowiedzialne stanowiska.
Ale oni jacyś tacy za poważni. Od razu do dymisji. Kaczyński też zapowiadał dymisję, jeśli PiS nie zdobędzie 280 mandatów w Sejmie. Nie zdobyło, więc na pocieszenie jest hihrawka z dobrego dowcipu: Jarosław Kaczyński i dymisja?! ROTFL.
Ludwik Dorn próbował premiera doścignąć. Przyprowadził do Sejmu swojego psa, pisał listy do wyimaginowanych wykształciuchów. Niestety dowcip jest sprawą subtelną i nie każdy powinien się za niego zabierać. Jarosław Kaczyński mocno skrytykował Ludwika Dorna za jego próby dowcipkowania. "Wykształciuch" nie był fajną zajawką. Nie to co "ZOMO", "łże-elity", "koledzy mordercy księdza Popiełuszki" i inne temu podobne świetne dowcipy, po których tylko boki zrywać ("komu, panie prezesie?").
Konflikt PiS-owskich odszczepieńców z kierownictwem wynika więc zasadniczo z tego, że niektórzy członkowie tej partii nie mają poczucia humoru. Ci którzy mają i nadają na tych samych falach, co prezes, nie mają problemów. Posłowie Karski, Suski, Gosiewski, Cymański i posłanka Szczypińska łapią się na dowcipy prezesa i dzięki temu tak błyszczą na naszym politycznym firmamencie.
Problemami z poczuciem humoru można też pewnie wytłumaczyć niełatwą sytuację polityczną w Polsce przez ostatnie dwa lata. Wprawdzie Jarosław Kaczyński nie nazywał żartem koalicji z Samoobroną, ale kiedy zapytany o nią przez dziennikarzy "Wprost" odpowiada: "Pan Bóg czasem pisze prosto po liniach krzywych" to tego zwalenia odpowiedzialności na "siłę wyższą" nie można traktować inaczej niż jako gruby dowcip. Gdybyśmy tylko zrozumieli to dwa lata temu, byłoby mniej straszno, a bardziej śmieszno. A ponieważ dowcip rzeczywiście wyszedł śmieszny, mógłby trwać do końca kadencji.
Niestety kadencja się skończyła i jako dowcip na wyjście ustępujący premier i jego ludzie zaproponowali stwierdzenie, że przekazywanie resortów przez zastępców zastępców jest bardzo elegancką formą żegnania się z urzędem. Na takie bonmoty nowy premier nie mógł pozostać nieczuły. Donald Tusk musiał szybko odnaleźć się w dowcipnej atmosferze wykreowanej przez poprzednika. Stąd być może bardzo dowcipny pomysł na rządowego Big Brothera.
Tygodnik "Wprost" informuje, że nowy premier będzie prowadził ranking swoich ministrów, i - by zmusić ich do rywalizacji – co pół roku odwoływał jednego czy dwóch z dołu listy. Dzięki temu Rada Ministrów stanie się domeną medialnego spektaklu. Szczególnie dowcipnie będzie wyglądała zapowiedziana rywalizacja między ministrami. Ile śmiechu może być, gdy w szranki staną ministrowie kultury i obrony. Albo infrastruktury i zdrowia, albo rolnictwa i spraw zagranicznych. Może nie będzie łatwo znaleźć kryteria, które pomogą w ocenie kierowania tak odległymi merytorycznie resortami. Jednak – jak wszystko na to wskazuje – w obecnym rządzie chodzi przede wszystkim o wizerunek (pozytywny), styl (elegancki) i miłość (głęboką). Czyli tak jak w "Tańcu z gwiazdami". Dlatego może to nie premier, a widzowie sms-ami powinni decydować, kto nie przechodzi do następnej rundy.
To tylko taki dowcip.
Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska