Dorn rozlicza się z PiS
O działalności opozycyjnej w PRL, o Porozumieniu Centrum, rządach AWS i PiS, o relacjach z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim oraz o kulisach odejścia z funkcji szefa MSWiA - opowiada Ludwik Dorn w wywiadzie-rzeka "Ludwik Dorn Rozrachunki i wyzwania".
W prezentacji książki w sejmie uczestniczyli, oprócz Dorna i autorek wywiadu - Amelii Łukasik i Agnieszki Rybak - także b. posłowie PiS, m.in.: Jarosław Sellin i Kazimierz Michał Ujazdowski. Jak poinformował Dorn, na prezentację "z wiadomych względów" nie został zaproszony Jarosław Kaczyński, natomiast zaproszenie zostało wysłane do kancelarii prezydenta.
Dorn podczas spotkania z dziennikarzami oświadczył, że nie traktuje książki jako rozrachunku z prezesem PiS. Podkreślił, że wywiad-rzeka nie jest odwetem na Prawie i Sprawiedliwości, lecz krytyką obecnego systemu politycznego. Uważa on, że jest to książka pozbawiona jadu. - Poza jedną osobą, a nie jest nią Jarosław Kaczyński, o każdej, z którą współpracowałem, bądź byłem w bardzo ostrym sporze, mówię także dobre rzeczy - mówił.
- Skoro książka jest rozrachunkiem z moim życiem politycznym, biografią polityczną, to w tym sensie jest rozrachunkiem z prezesem PiS, lecz nie formułowałbym poglądu, że zawarta jest w niej miażdżąca krytyka PiS - powiedział Dorn. Dodał, że dokonując rozrachunku z własnym życiem politycznym, nie mógł nie napisać paru słów ostrej krytyki PiS.
Dorn mówi też o swojej działalności opozycyjnej, początkach Porozumienia Centrum, którego był wiceprezesem, o rządach AWS i PiS, o tym, jak rozstał się z tą partią i z funkcją ministra SWiA.
Ujawnia m.in., że po objęciu władzy przez PiS w 2005 r. otrzymał propozycję objęcia teki premiera, a gdy odmówił został nim Kazimierz Marcinkiewicz. Ujawnia też, że gdy szefem MSZ w rządzie Marcinkiewicza przestał być Stefan Meller prezydent zwrócił się do niego, aby objął to stanowisko. Ostatecznie resortem pokierowała Anna Fotyga.
B. wiceprezes PiS odnosi się również do kilku spotkań, jakie za rządów PiS zorganizował prezydent L. Kaczyński. Twierdzi, iż prezydent wyrażał wobec niego "pretensję i żal", że generała Ryszarda Siewierskiego, komendanta stołecznej policji, nie mianował komendantem głównym policji.