Polska"Do Rzeczy": Budzący strach

"Do Rzeczy": Budzący strach

Podejrzany o morderstwo kobiety Kajetan P. jest już w rękach polskiej policji. Wiadomo, że interesował się kanibalizmem. Do tej pory słynni ludożercy najczęściej byli Niemcami - pisze Łukasz Zboralski w nowym numerze tygodnika "Do Rzeczy".

"Do Rzeczy": Budzący strach
Źródło zdjęć: © Policja

Na początku lutego wezwani do pożaru w Warszawie strażacy znaleźli w żoliborskim mieszkaniu nadpalony worek z poćwiartowanym ciałem młodej kobiety. Nie miało głowy. Tę odnaleźli spakowaną oddzielnie, w plecaku. Mieszkanie wynajmował 27-letni bibliotekarz. Zdaniem śledczych to ten mężczyzna zabił 30-latkę w jej mieszkaniu na Woli, a potem przewiózł jej ciało do siebie. Z Warszawy zniknął. Wiadomo było, że przed ucieczką Kajetan P. wziął 15 tys. zł kredytu. Nie używał karty bankomatowej. Jednak szybko wpadł w ręce policjantów.

W zeszłą środę został zatrzymany w stolicy Malty. Do tego kraju dotarł promem z Włoch. Wiadomo, że podróżował przez Niemcy, do których z Polski dojechał pociągiem. – Osoba podejrzana chciała dostać się do jednego z krajów Afryki Północnej – poinformował na konferencji prasowej mł. insp. Andrzej Szymczyk, p.o. komendanta głównego policji.

W zatrzymaniu udział brali policjanci z Malty oraz dwaj funkcjonariusze z Poznania. Kajetan P. był zaskoczony. Miał przy sobie nóż.

Ścigany Europejskim Nakazem Aresztowania miał wpaść przez telefony. Na konferencji prokuratury poinformowano, że 27-latek „zostawiał pewne ślady, w tym ślady telekomunikacyjne”. To tym tropem podążali policjanci. Służby współpracowały też z urzędnikami z tunezyjskiego konsulatu na Malcie.

– Dziękuję za profesjonalizm, zaangażowanie i ofiarność, że przez pół Europy tropili człowieka podejrzanego o wstrząsającą zbrodnię – chwalił polskich policjantów szef MSWiA Mariusz Błaszczak.

Wiersz o Hannibalu

Kajetan P. stał się tematem numer jeden polskich mediów. Makabryczna zbrodnia kontrastowała z jego życiorysem – wiadomo, że pochodzi z zamożnej rodziny, a jego matka jest prokuratorem. Jest absolwentem filologii klasycznej, ma też licencjat z dziennikarstwa. Biegle mówi po angielsku i hiszpańsku. Zna łacinę, grekę. Uczył się niemieckiego i portugalskiego. U zamordowanej kobiety brał lekcje włoskiego.

Aurę tajemniczości stworzyły wokół niego informacje o tym, że mieszkanie wcześniej zdezynfekował. W dodatku znaleziono tam kość, choć – jak się później okazało – była to kość zwierzęca.

Kajetan P. fascynować się miał postacią kanibala Hannibala Lectera – bohatera książki i słynnej produkcji filmowej. Poświęcił mu wiersz pisany po łacinie. Po ujawnieniu tej informacji po raz pierwszy pojawiły się publiczne podejrzenia o kanibalizm. Oliwy do ognia dolał tygodnik „Polityka”, który podał, jakie teksty proponował bibliotekarz, gdy był w tej redakcji na stażu. Dotykały sprawy jedzenia ludzkiego mięsa. Stażysta chciał np. opisać historie słynnych kanibali na przestrzeni dziejów. I rozważał filozoficznie: „Gdybyśmy pominęli chrześcijańską doktrynę, nie ma moralnej różnicy między zjedzeniem kurczaka a człowieka”.

Śledczy prowadzący sprawę dementują jednak, by w postępowaniu brano pod uwagę taki wątek. Byłoby to szokujące. Jednak nie takie niespotykane.

Ojczulek Denke

Kajetan P. pochodził z Poznania. Na terenie dzisiejszego województwa wielkopolskiego rozgrywała się także jedna z najstarszych takich spraw – czyli historia Melchiora Hedloffa z XVII w. Ten seryjny morderca urodził się w Kuźnicy Kąckiej, a zbrodni miał się dopuszczać, grasując w Lasach Międzyborskich. Trudno bezkrytycznie przyjmować informacje z prowadzonego wówczas śledztwa, bo zeznania w nim wymuszano torturami. Jego żona i teściowa wzięte na męki wyznały, że Hedloff miał zamordowanych przez siebie ludzi ćwiartować i zjadać. Sam rozbójnik przyznał się do zabicia ponad 250 osób. Stracono go kilka miesięcy po ujęciu, w spektakularnej egzekucji na rynku w Oleśnicy. Karę śmierci wymierzono też jego żonie i dwóm braciom. Teściowa stracenia nie doczekała – zmarła jeszcze podczas tortur śledczych.

Dużo lepiej udokumentowana, bo dużo późniejsza, jest sprawa niemieckiego mordercy i kanibala Karla Denkego. Urodzony w 1860 r. w rodzinie rolników z Kalinowic Górnych Karl w szkole uznawany był za opóźnionego w rozwoju. Gdy gospodarstwo rodziców przejął jego brat, Denke przeprowadził się do Ziębic (wówczas noszących nazwę Münsterberg). Zamieszkał w domu przy ulicy Stawowej. Jego historię szczegółowo odtworzyła Lucyna Biały z UW w wydawnictwie Wrocławskiego Towarzystwa Naukowego Litteraria. Wynika z niej, że Karl Denke w miasteczku postrzegany był jako dziwak i homoseksualista, ale jako człowiek dobrotliwy – do domu zapraszał bezdomnych. Handlował plonami z własnego ogrodu, sprzedawał skórzane paski oraz peklowane mięso i kości.

Gdy w 1924 r. jego niedoszłej ofierze udało się zbiec z mieszkania, Denke trafił do aresztu. Tam się powiesił. I wówczas policjanci przeszukali jego dom. Znaleźli tam peklowane mięso, które po badaniach okazało się mięsem ludzkim. Odkryto też paski, szelki i sznurowadła z ludzkiej skóry oraz setki ludzkich zębów. Udało się zidentyfikować 20 ofiar. Szacowano jednak, że „ojczulek Denke”, który zapraszał do swojego domu włóczęgów i bezdomnych, pozbawił życia w sumie ok. 40 osób. Kiedy sprawa wyszła na jaw, rzeźnicy i masarze popadli w kłopoty, bo ludzie mocno ograniczyli spożycie mięsa.

Przez internet

Do dziś zagadkowa jest też sprawa innego Niemca – Józefa Cyppka, w którego mieszkaniu w 1952 r. w Szczecinie odkryto poćwiartowaną kobietę. Jej wątroba i serce leżały na talerzach. Oficjalnie uznano, że do zbrodni doszło na tle seksualnym, i Cyppka szybko skazano na śmierć po jednodniowym procesie. Na sumieniu miał mieć też więcej zabójstw – głównie dzieci. Co robił z ich ciałami, nie wiadomo.

Również ostatnia głośna sprawa kanibalizmu – choć ta rozegrała się poza granicami naszego kraju – dotyczyła Niemca. W 2002 r. opinią publiczną wstrząsnęła informacja o „potworze z Rotenburga”. 44-letni informatyk Armin Meiwes przez kilka lat poszukiwał przez Internet osób zainteresowanych kanibalizmem. Aż znalazł 43-letniego inżyniera z Berlina, który marzył o zostaniu zjedzonym. Meiwes nagrał całe spotkanie, podczas którego odciął ofierze penisa i usmażył go na patelni. Potem miesiącami zjadał ciało, którego fragmenty przechowywał w zamrażarce. Podczas procesu psycholog stwierdził, że Meiwes nadal mógłby fantazjować na temat zjadania ludzkiego mięsa i popełnić taką zbrodnię. W 2006 r. został skazany na dożywocie.

Motyw zabójstwa, które miał popełnić Kajetan P., jest dla prokuratorów niejasny.

Nowy numer "Do Rzeczy" od poniedziałku w kioskach

Źródło artykułu:Do Rzeczy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (62)