Czy zastępca szefa CBA łamie prawo?

Wiceszef CBA podkreśla, że całkowicie wycofał się z kancelarii i działalności adwokackiej, a zapis w KRS nazywa "oczywistą omyłką". - Przed objęciem stanowiska zastępcy szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego wystąpiłem skutecznie ze spółki adwokackiej dochowując wszelkich stosownych formalności, przewidzianych przepisami prawa i od tego momentu nie mogę reprezentować spółki, ponieważ nie jestem już jej wspólnikiem, czyli komplementariuszem, ani prokurentem - informuje Bejda.

KRS to ogólnopolska baza danych o podmiotach uczestniczących w obrocie gospodarczym. Wpisy dokonywane są na podstawie zgłoszeń tych podmiotów. Brak takiego zgłoszenia byłby niedopatrzeniem wiceszefa CBA.

- CBA wpadło we własne sidła, dlatego że służba ta bardzo skwapliwie tropi tego typu przypadki i nagłaśnia wyciągając radykalne wnioski, że wpis w KRS oznacza, iż ktoś w dalszym ciągu prowadzi działalność prawniczą i w ten sposób naruszył ustawę antykorupcyjną - komentuje Zbigniew Ćwiąkalski, były minister sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska.

Dla Lewicy sprawa jest prosta - to dowód na brak odpowiedniego nadzoru nad tą służbą. - Widać, że szef tego biura nie ma nadzoru nad pracownikami, a to kompromituje szefa CBA - komentuje Grzegorz Napieralski, szef SLD.

Politycy PiS wierzą, że wszystko jest w porządku. - Zakładamy hipotetycznie, że nie jest udziałowcem, zgłosił to, ma potwierdzenie i wtedy mam sprawę czystą: wina nie leży po jego stronie - twierdzi Andrzej Dera, poseł PiS. Dodaje jednak, że jeżeli Ernest Bejda nie dopełnił tego obowiązku, to wina leży po jego stronie i powinien być rozliczany przez szefa CBA.

Ernest Bejda jest już pod lupą prokuratury, która sprawdza, czy nie wyniósł bezprawnie dowodów w sprawie byłej posłanki PO Beaty Sawickiej. Materiały, bez zgody prokuratora, zostały wykorzystane na konferencji prasowej poświęconej tej sprawie.