PolskaCzego Komorowski nie mówi BOR-owcom?

Czego Komorowski nie mówi BOR‑owcom?

Prezydent mówi w "Fakcie" m.in. o tym, jak wyglądają jego polowania, na które - jak się okazuje - wciąż jeździ. Co ciekaw, porównał je do piwa... bezalkoholowego.

Czego Komorowski nie mówi BOR-owcom?
Źródło zdjęć: © AFP

07.04.2011 | aktual.: 07.04.2011 11:33

Dobrze się Pan czuje?

– Dobrze. Dziękuję za troskę.

Pytam, bo Platforma Obywatelska chciała wprowadzić obowiązek ujawniania stanu zdrowia prezydenta. Teraz, gdy to Pan jest głową państwa, projekt ustawy został wycofany. Pójdzie Pan z nami na badania?

– Badam się regularnie, ale nigdy nie popierałem tego pomysłu. Nawet, gdy miało to dotyczyć mojego poprzednika. To jest kompletnie niepotrzebne i niezgodne z polskim systemem prawnym. Bo niby kto miałby badać prezydenta? I co potem ogłaszać? Wyniki badań krwi?

Platforma ma jeszcze jeden pomysł. Ograniczenie uprawnień prezydenta.

– Nie można patrzeć na zmiany w Konstytucji pod kątem tego, kogo to wzmocni, a kogo osłabi. Potrzebne są rozwiązania, które pozwolą państwu lepiej funkcjonować. Dlatego zgłosiłem do sejmu własny projekt zmian w Konstytucji jako następstwo polskiego członkostwa w Unii Europejskiej.

Siedzimy teraz w Sali Białej. Bardzo jasno ma Pan tutaj. Podobają się Panu te żyrandole w Pałacu Prezydenckim?

– Owszem, ale jakoś się na nich nie koncentruję. Te żyrandole świeciły zresztą wszystkim moim poprzednikom.

A który najbardziej? Ten, o którym mówił premier?

– A który to? Trzeba pytać premiera.

Przyjaźń z premierem jest szorstka?

– Nie lubię takich deklaracji, bo w polityce zawsze są one nieszczere. W polityce bywa miejsce na prywatne przyjaźnie, ale najważniejsza jest wspólnota poglądów. Więcej można zbudować nie na pustych zapewnieniach o przyjaźni, miłości braterskiej itd., ale na wspólnocie drogi i celu.

Więc inaczej: kiedy się Pan Prezydent ostatnio widział z premierem?

– Przedwczoraj. Spotykamy się często. Zawsze jest to okazja do budowania trwałej wspólnoty poglądów. I zazwyczaj widujemy się w Belwederze, bo premier blisko mieszka.

A z marszałkiem Grzegorzem Schetyną?

– Przedwczoraj widzieliśmy się we trzech.

Pojawił się temat rosnących cen?

– Oczywiście. To nie jest specyfika Polski. W całej Europie tak się obecnie dzieje ze względu na sytuację gospodarczą. Polska na szczęście przetrwała kryzys w sposób dobry, ale podwyżki dotykają i nas, choćby ze względu na ceny ropy naftowej. Władze powinny nie tylko tłumaczyć, jaki jest mechanizm podwyżek, ale również szukać sposobu na zmniejszenie zagrożeń z tytułu drożyzny. Odróżniałbym jednak działania rzeczywiste od pozorowanych.

A Panu zdarza się pójść do sklepu? Tak po prostu, zwyczajnie?

– Zwyczajnie to na pewno nie, bo niestety przepisy BOR są nieubłagane. Ale zdarza się.

Pańska żona ujęła Polaków tym, że sama dźwigała siatki z zakupami, a teraz ma asystentki, jeździ luksusowym samochodem. Teraz Państwu się żyje dużo wygodniej.

– Z jednej strony na pewno tak, ale trzeba za to płacić wysoką cenę w postaci ograniczenia prywatności i wolności. Każdy potrzebuje sfery wolności i niezależności. A tego mamy dzisiaj o wiele mniej. Jako rodzina staramy się zachować choć cząstkę zwyczajnego życia. Tęsknimy do tego i na ile możemy, bronimy się przed sztywną oficjalnością i życiem w złotej klatce.

Działka, łódki, rowery i krótkie spodenki. Polacy kochali tę zwyczajność Komorowskich, bo widzieli w nich siebie. Teraz widzą Komorowskich w limuzynach.

– Ja to traktuję jako wyrzeczenie, a nie jako przyjemność. Sam nie mogę już prowadzić samochodu, a bardzo to lubiłem. Jednak ze względów bezpieczeństwa nie mogę. Ale jakoś sobie radzimy. Mamy chwile na swoje prywatne przyjemności. Chodzimy na normalne spacery, na Msze Święte jedziemy do zwykłego kościoła, a nie do kaplicy prezydenckiej. Czasami idziemy do kina, teatru, ku zgryzocie BOR, bo ich o tym nie informujemy.

Ucieka Pan ochronie?

– Nie, nigdy nie uciekam. Tylko idę tam, gdzie chcę i oni muszą sobie z tym poradzić (śmiech). Ale poważnie - staram się nie przysparzać kłopotów oficerom BOR. Z ochroną mam do czynienia od ładnych paru lat, więc wiem jak to działa. Jeśli powiadomię ich za wcześnie, że idę z rodziną do kina, to wpadną tam z psami i będą sprawdzać, czy nie ma materiałów wybuchowych. A jeżeli uprzedzę ich pięć minut przed wyjazdem, to towarzyszy mi tylko osobista ochrona.

To co ostatnio oglądał prezydent w kinie?

– „Młyn i krzyż”. Bardzo interesujący film, ale specyficzny.

Czy to Pierwsza Dama ciągnie Pana za rękę i mówi: teraz czas dla nas?

– U nas w rodzinie rolę kaowca odgrywała zawsze najstarsza córka. Teraz czasem też wchodzi w tę rolę.

Nie brakuje panu kuchni żony? W Belwederze pracuje dwóch kucharzy.

– Nie brakuje, bo ją mam. Od święta, ale bywa po domowemu.

A dziczyzny?

– Też nie. Jemy ją nadal. To bardzo zdrowe mięso. Żadnej chemii.

Ale nie biega Pan już po lesie ze strzelbą? Nie brakuje Panu polowań?

– Brakuje i to bardzo. Obiecałem, że spróbuję zrezygnować z tej przyjemności, więc od niemal roku z bólem próbuję.

Próbuję? Czy jednak jeździ Pan na polowania?

– Jeżdżę. Bo polują mój syn i zięć, wielu moich przyjaciół. Ale to tak, jakby pić piwo bezalkoholowe.

A wie pan, co dziś będzie na obiad? Dziczyzna?

– Nawet nie wiem, pewnie jak zwykle dziś też mam jakiś służbowy obiad. Najczęściej jem obiady w Pałacu Prezydenckim, są połączone ze spotkaniami.

I nawet krótka przerwa na posiłek w Belwederze z żoną nie wchodzi w grę?

– To jest prawie niemożliwe. Mam bardzo dużo zajęć, żona też. Niech panie nie wierzą w to, co piszą koledzy. Informacja, że rzucam wszystko o godzinie 18, żeby zdążyć na obiad z żoną, była jedną z najweselszych anegdot. Śmialiśmy się z żoną do łez. Bo jak zrobiliśmy sobie rachunek, to okazało się, że udało się nam w ciągu miesiąca zjeść dwa razy razem kolację. I nie było to o 18.

Ale na koniec dnia i tak trafia Pan do Belwederu?

– Na ogół w Belwederze mam jeszcze spotkania. Często jest więc tak, że z garnituru przebieram się od razu w piżamę. Staram się nie oglądać za dużo telewizji, by oszczędzać nerwy (śmiech), więc wybieram radio i muzykę. Mało mamy z żoną takich chwil tylko dla siebie.

Ale rozdzielił Pan biuro od sypialni.

– To niehigieniczne mieszkać w miejscu pracy. W Belwederze dobrze się mieszka, mamy ładny widok z okien. I są tam dużo mniejsze pomieszczenia niż w Pałacu Prezydenckim. Belweder nie przygniata też ciężkim stylem, który jest nie do pogodzenia z moją estetyką. Co prawda dom tworzą ludzie, rodzina, ale też trochę przedmioty, które nam towarzyszą przez lata. Dlatego zabraliśmy do Belwederu sporo mebli, dzięki temu czujemy się dużo lepiej. Salon wygląda niemal tak, jak w naszym mieszkaniu przy ulicy Rozbrat. Ten sam stół, ta sama kanapa i fotele, to samo pianino i te same rodzinne portrety.

Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Drożyzna zachodnia, zarobki wschodnie!

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (64)