Corhydron znów podejrzany
W gdańskim szpitalu 3-letnia dziewczynka omal nie udusiła się po podaniu corhydronu. Miała objawy jak po śmiercionośnej skolinie - bezdech i drgawki. Lekarze uratowali dziecko i powiadomili urząd rejestracji leków. Równo rok po głośnej aferze corhydronowej urząd zlekceważył sygnał i nie wszczął alarmu. Lekarski raport utajniono, informuje "Dziennik".
Główny Inspektorat Farmaceutyczny i producent corhydronu - Jelfa - zapewniają, że obecnie corhydron jest bezpieczny. Ale jak ustalił "Dziennik", 5 września w jednym z gdańskich szpitali to właśnie ten lek omal nie uśmiercił 3-letniej dziewczynki. Lekarz zawiadomił o tym urząd rejestracji leków. Co stało się z jego raportem? Trudno w to uwierzyć, ale utknął gdzieś w przepastnych szufladach urzędu rejestracji leków.
Nie informowaliśmy o tym prezesa, bo to pojedynczy przypadek. Dopiero gdy są trzy zgłoszenia, traktujemy je jako sygnał o działaniach niepożądanych leku i wszczynany jest alert - powiedziała "Dziennikowi" pracownica urzędu.
Podobnie jak rok temu Ministerstwo Zdrowia o historii z corhydronem dowiedziało się od dziennikarza gazety. Alert ogłasza się, gdy są trzy niepożądane działania - powiedział wiceminister zdrowia Jarosław Pinkas. Ale w przypadku corhydronu w głowie urzędnika na pewno powinna się zapalić czerwona lampka. Rozsądek musi być ważniejszy od procedur, bo tu nie można popełnić błędu. (PAP)