"Cimoszewicz, oddaj kasę!"
Członkowie gdańskiego SLD chcą zmusić
Włodzimierza Cimoszewicza do zwrotu pieniędzy wydanych na jego
kampanię wyborczą - pisze "Gazeta Wyborcza". To prawicowa
dywersja - komentuje sprawę rzecznik byłego kandydata, Tomasz
Nałęcz.
21.09.2005 | aktual.: 21.09.2005 08:15
Dziennik informuje, że sztab wyborczy marszałka na kampanię wydał 1,8 mln zł. Z tej sumy nawet 1,5 mln mogło pochodzić od SLD.
Cimoszewicz zachował się niepoważnie. Był naszym kandydatem, wszyscy członkowie partii go popierali, a on bez konsultacji z nami się wycofał. Mówiąc wprost, zrobił nas w balona - mówi działacz SLD z Gdańska, Janusz Krzyczyński.
Krzyczyński i kilku innych członków gdańskiego Sojuszu napisało w tej sprawie pismo do przewodniczącego SLD Wojciecha Olejniczaka.
"W związku z samowolnym porzuceniem misji wyborczej przez Włodzimierza Cimoszewicza i wyłożonymi nakładami finansowymi ze składek członków SLD domagamy się, aby poczynił Pan kroki w celu zwrotu tych nakładów przez Włodzimierza Cimoszewicza" - napisali członkowie Sojuszu.
To były nasze pieniądze ze składek. Zostały wyrzucone w błoto - mówi Krzyczyński.
Domaganie się zwrotu pieniędzy przez członków SLD to jakiś ponury żart - mówi Nałęcz.
Pan przewodniczący Olejniczak był obecny na konferencji Włodzimierza Cimoszewicza, na której ten poinformował o rezygnacji z kandydowania. Przyjął tę decyzję z żalem, ale też ze zrozumieniem. SLD przekazał pieniądze na kampanię, ale żądanie teraz ich zwrotu jest moim zdaniem nieuzasadnione. Podobnie jak nieuzasadniony byłby taki zwrot, gdyby przegrał wybory - dodaje Nałęcz.
Konsultuję się z prawnikami, jakie są możliwości odzyskania pieniędzy. Jeśli będą, pójdziemy z tym do sądu - zapowiada na łamach "Gazety Wyborczej" Krzyczyński. (PAP)