Andrzej S.: nie jestem pedofilem
Czy molestował pan dzieci? - zapytała "Gazeta
Wyborcza" oskarżonego o molestowanie seksualne dzieci
psychoterapeutę Andrzeja S.
09.09.2005 | aktual.: 09.09.2005 09:38
Skądże. Robiłem zdjęcia w trakcie zajęć terapeutycznych - odpowiada psychoterapeuta. Podkreśla, że robił zdjęcia, by udokumentować swoją pracę, bo "miał poczucie, że robi nowe rzeczy".
Jest faktem, że na kilku zdjęciach znalazły się wibratory, które ja miałem w domu. Nie pamiętam, które z tych dzieci je dopadło, wyciągnęło, zachowują się dziwnie. Posługiwałem się m.in. metodą regresji. To polega na cofnięciu się danej osoby do wcześniejszej fazy rozwoju. Podejrzewałem, że u dzieci autystycznych może być ona zaburzona - mówi Andrzej S.
Zachęcałem moich pacjentów do wchodzenia w rolę młodszych dzieci. Podsuwałem im akcesoria niemowlęctwa - butelki, pieluszki. Niektóre dzieci chętnie w taką regresję wchodziły: mocząc się, zachowując jak niemowlęta. I wtedy były w lepszym kontakcie ze światem niż w swoim wieku metrykalnym - dodaje.
Psychoterapeuta zaprzecza, że - jak podawały media - krążył wokół śmietnika, w którym znaleziono zdjęcia pornograficzne. W ogóle nic takiego nie miało miejsca. Powtarzam: poszedłem po lody - mówi i podkreśla, że dzieci nigdy nie były przedmiotem jego fascynacji seksualnych, a całą sprawę nagłośniły media.
Wersję Andrzeja S. skomentowała dla gazety prokurator rejonowa Anna Marcinkowska. Całokształt okoliczności świadczy o tym, że nie była to forma terapii - mówi Marcinkowska.
Uznaliśmy, że Andrzej S. popełnił przestępstwo i w naszej ocenie to nie była praca naukowa zmierzająca do wypracowania metod terapeutycznych, które mają dzieciom pomagać - dodaje.
Czy S. krzywdził dzieci? - pyta "Gazeta Wyborcza" panią prokurator. Tak, w mojej ocenie tak - odpowiada Marcinkowska. (PAP)