Wiesław Dębski apeluje: jeśli nie skorzystacie z mojej rady, to obudzicie się z ręką w nocniku!
Czy to, co obserwujemy w Polsce można nazwać kampanią wyborczą? Jeśli przyjąć, że kampania ma przybliżyć ludziom kandydatów, ich dorobek, poglądy, zamiary - to na pewno z czymś takim nie mamy do czynienia. Chętni do prezydenckiego stołka czarują nas swoim wiekiem (jedni młodym, inni dojrzałym). Udają ludzi pełnych energii i doświadczenia. I obowiązkowo lepszych potencjalnych prezydentów, niż prezydent realny, sprawujący ten urząd od 5 lat! W Polskę ruszył też DudoBus (pamiętacie, jaki ubaw mieli państwo z PiS, gdy pojawił się TuskoBus?) - pisze Wiesław Dębski w najnowszym felietonie dla Wirtualnej Polski.
W zakamarkach siedzib partyjnych uwijają się spece od kampanii wyborczych, ale raczej nie od tego, o czym kandydaci mają mówić, lecz od tego jak trzymać rączkę, jaki numer uśmiechu nam podarować, do której kamery rzucać zalotne spojrzenia. No i oczywiście, na jakie pytania nie odpowiadać...
I tak będzie się toczyć ta kampania. Następna (parlamentarna) zresztą też. Ale sami jesteśmy winni... To my przecież wyciągamy łapki do uściśnięcia i nadstawiamy policzki do ucałowania, zbieramy te wszystkie plastikowe gadżety i zachwycamy się plastikowymi kandydatami. I, kurczę, nie pytamy o to, co najważniejsze. Dlatego, że nie wierzymy, by oni zechcieli (mogli?) cokolwiek w naszym życiu zmienić? Może i tak - pamiętamy przecież hasła z przeszłości, np. takie: "By żyło się lepiej! Wszystkim!". Pamiętacie, drogie Żuczki, kto nam to obiecywał? Czy zapytaliście (ICH) kiedykolwiek, gdzie są owi "Wszyscy"? A narzekacie, że po ośmiu latach lepiej żyje się tylko krewnym i znajomym króliczka. Więc namawiam WSZYSTKICH: nie dawajmy się ogłupiać, nie lećmy na wyborczy lep. Myślmy, myślmy, myślmy. I pytajmy...
Ja osobiście przyglądać się będę lewicowym kandydatom na prezydenta. I lewicowym partiom (bądź podającym się za lewicowe). Nie dam się nabrać na czerwone jabłuszka rozdawane przed zakładami pracy. Nie kupię obietnic powszechnej szczęśliwości. Nie uwierzę tym, którzy przed każdymi wyborami zmieniają poglądy i przynależności partyjne.
Od lewicy i lewicowych kandydatów oczekuję debaty! O tym, co nas boli najbardziej. Mnie na przykład dzisiaj boli, że od lat nie chodzę do publicznej przychodni, bowiem spodziewam się tam wszystkiego najgorszego. A w prywatnej też niewiele lepiej, bo na wizytę u internisty czekam właśnie trzeci tydzień!
Co jeszcze nas boli? Oczywiście bezrobocie, brak perspektyw dla młodych, kiepskie i niebotycznie rozpięte płace! Ta wyższość, z jaką wielu Polaków spoglądała na biedę. Oto co pisze na ten temat prof. Karol Modzelewski: "W wolnej Polsce od początku gloryfikowano nierówność. Powtarzano, że rozwarstwienie jest nieodłącznym elementem rozwoju gospodarczego i że temu rozwojowi sprzyja, co jest nieprawdą. Wpajano rodzącej się klasie średniej, że biedni i bezrobotni są sami sobie winni. Że przecież wystarczy wykazać się inicjatywą, otworzyć small business". O słynnej wędce są słowa profesora. Wędce, którą niby podawano najbiedniejszym, ale często niezdolnym już (także materialnie), by założyć na haczyk jakąkolwiek przynętę. Kiedyś w tej sytuacji były ofiary upadających zakładów pracy i pegeerów. Dzisiaj zaś liczni absolwenci szkół różnego rodzaju.
O kobietach możemy też porozmawiać: dlaczego tyle trwały zabiegi o ratyfikację konwencji antyprzemocowej? Dlaczego kobiety wciąż zarabiają mniej i mają trudniej w pracy niż mężczyźni? Skąd wciąż tak wiele w naszym życiu seksizmu i śliniących się idiotów, przekonanych, że żadna nie powinna odrzucić ich zalotów? Dlaczego to faceci (także w sutannach) wciąż mają decydować, co kobieta może, a czego nie? Ile ma mieć dzieci? Czy in vitro ma być dostępne, czy pozwolić na związki partnerskie i edukację seksualną w szkole? Zastanówmy się też, czy szkoła jest najlepszym miejscem do nauczania religii? O tym warto rozmawiać w czasie jednej i drugiej kampanii wyborczej.
I na koniec trąbię na alarm: Panie i Panowie z lewicy! Wyciągnijcie wnioski z zamieszania wokół ACTA. Zacznijcie wreszcie rozmawiać o TTIP!!! Nie wiecie co to za zwierzę? Spodziewałem się! Więc podpowiadam: poczytajcie co nieco. Np. tekst Tomasza Piątka z "Gazety Wyborczej", bądź rozmowę Lidii Raś ("Gazeta Prawna") z prof. Leokadią Oręziak (SGH). W ostateczności poproście o pomoc wujcia Google.
Jeśli nie skorzystacie z mojej rady, to - podobnie, jak już wiele razy - obudzicie się z ręką w nocniku!