Szkoła prywatna czy publiczna?
Nawet biedaka stać na prywatną szkołę i jest ona lepsza od publicznej. A czasem bywa nawet tańsza.
Takie wnioski płyną z badań, jakie przeprowadził zespół profesora angielskiego University of Newcastle upon Tyne Jamesa Tooleya.
12.10.2007 | aktual.: 12.10.2007 14:36
Jego zespół badał na wielką skalę szkoły w ubogich regionach Ghany, Nigerii, Kenii, Indii i Chin. Wnioski były zaskakujące i tak interesujące, że zawierający je tekst otrzymał doroczną nagrodę czasopisma „Financial Times” i działającej na rzecz zwalczania ubóstwa organizacji International Finance Corporation. Po pierwsze, wbrew obiegowym opiniom, nawet na tak ubogich terenach prywatne szkoły dla biednych istnieją. Wprawdzie w Chinach jakiś wysoki urzędnik zapewnił prof. Tooleya, że istnienie takiego szkolnictwa w Państwie Środka jest „logicznie niemożliwe”, ponieważ Chiny wprowadziły powszechną edukację, zarówno dla biednych, jak i dla bogatych.
Biedak sponsorem
Rzeczywiście, w większych miasteczkach i chińskich wsiach działają szkoły publiczne. Ale kiedy badacze porzucili swe auta i pieszo zapuścili się w mniej dostępne okolice prowincji Gansu, odkryli tam prawie 700 prywatnych szkół. I, co ciekawsze, pobierane w nich opłaty były niższe niż te w szkołach publicznych! Kolejne miejsce badań – Hajdarabad, Indie. To miasto nie bez powodu nazywane jest „High Tech City” albo „Cyberabad”. Wystarczy jednak przejść przez rzekę Musi, w stronę Starego Miasta, by znaleźć się w slumsach. Tam ankieterzy Tooleya znaleźli 918 szkół. Aż 76 proc. z nich stanowiły szkoły prywatne, uznawane bądź nieuznawane przez państwo. Są one w zasadzie płatne, ale z powodu skrajnej nędzy 7 proc. dzieci w ogóle nie płaci za naukę, a 11 proc płaci stawki ulgowe. Oznacza to praktycznie, że ci płacący, którzy i tak należą do najuboższych ludzi na świecie, są jednocześnie sponsorami dla tych, którzy są w jeszcze gorszej sytuacji.
Clinton i cwaniacy
Były prezydent USA Bill Clinton, pytany przez sławę amerykańskiej telewizji Petera Jennigsa, którą z żyjących osób chciałby najbardziej poznać, odpowiedział, że jest nią prezydent Kenii Mwai Kibaki. Dlaczego? – Bo zniósł czesne w szkołach – odparł Clinton, dodając, że prezydent Kenii zrobił w ten sposób więcej niż jakikolwiek prezydent zrobił czy zrobi w ciągu całego roku. Kenijskie źródła oficjalne stwierdziły, że dzięki temu posunięciu w szkołach przybędzie 1,3 mln uczniów.
Prof. Tooley kwestionuje te dane. W pełnej slumsów Kiberze niedaleko stolicy kraju Nairobi na skutek wprowadzenia rządowego programu oświatowego do szkół publicznych zapisało się 3,3 tys. dzieci. W tym samym czasie obłożenie szkół prywatnych w na tym terenie spadło o 11 tys. uczniów. Wygląda więc na to, że tak naprawdę liczba dzieci objętych nauczaniem spadła tam o prawie 8 tys.!
Co gorsza, jak zwraca uwagę publicysta amerykańskiego czasopisma „Atlantic Monthly” Clive Crook, w wielu krajach Trzeciego Świata posada nauczyciela w szkole publicznej jest tak naprawdę synekurą dla niewykwalifikowanych cwaniaków.
Efekt jest taki, że szkoły prywatne oferują na ogół wyższy poziom nauczania niż szkoły publiczne, choć są od nich gorzej wyposażone, a czasem w ogóle nie są uznawane przez państwo. Dowodzą tego badania prof. Tooleya, których efekty przedstawione są na wykresach obok. Jak nie wyrzucać forsy w błoto?
Wniosek z badań jest prosty: wspieranie publicznej oświaty w krajach biednych to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Lepiej byłoby, gdyby Bank Światowy i podobne instytucje inwestowały raczej w szkoły prywatne, ich wyposażenie i stypendia.
Jak się okazuje, nie tylko Polacy nie są zadowoleni ze swojego szkolnictwa. „Publiczne szkolnictwo w gettach Nowego Jorku czy Los Angeles zawodzi” – uważa prof. Tooley, który działa obecnie na rzecz wspierania prywatnej inicjatywy w dziedzinie oświaty. Jego zdaniem, historie rodziców, którzy w Afryce czy w Azji pokonują wszelkie przeszkody, żeby dać swoim dzieciom to, co najlepsze, powinny być inspiracją dla Amerykanów. – Jeśli można w Indiach, to czemu nie w USA? – pyta prof. Tooley. A jeśli można w Indiach i USA, to dlaczego nie w Polsce?
Przy redagowaniu tekstu korzystałem z tekstu Jamesa Tooleya pt. „Private Schools for the Poor” (www.catholicgeducation.org) oraz „The Ten-Cent Solution” Clive’a Crooka (www.theatlantic.com)
Jarosław Dudała