Ujawniono stenogramy z czarnych skrzynek Tu-154
Ujawniono dokonaną przez Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) w Moskwie transkrypcję rozmów z kokpitu polskiego samolotu, który 10 kwietnia rozbił się pod Smoleńskiem. Z zapisów tych wynika, że piloci do ostatnich chwil nie spodziewali się tragedii. Z nieuchronności katastrofy zdali sobie sprawę dopiero po zahaczeniu maszyny o drzewa, co nastąpiło sześć sekund przed uderzeniem w ziemię.
Dokument sygnowany przez MAK pojawił się przed 15.00 na stronie internetowej Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Materiały przywiózł szef MSWiA Jerzy Miller, który równocześnie przewodniczy polskiej komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy. Według opisu zeskanowanego dokumentu, jest to transkrypcja zapisu rejestratora dźwięku "MARS-BM".
40-stronicowy dokument zawiera rozpisane w tabelach: czas, treść zdania po rosyjsku i polsku oraz oznaczenie, kto wypowiada dane słowa. Część zdań jest wypowiadanych w języku angielskim, niektóre fragmenty są opisane jako niezrozumiała, nie do wszystkich wypowiedzi udało się też przyporządkować ich autora.
W stenogramach występują dwie zidentyfikowane osoby spoza załogi: jedna to szef protokołu dyplomatycznego MSZ Mariusz Kazana, a druga - Dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik.
Początek stenogramu (z 8.03 czasu polskiego) dotyczy innych spraw; o 8.04 i 34 sekundy wieża kontroli lotów w Mińsku nawiązała kontakt z lecącym do Smoleńska polskim samolotem Tu-154M, którym prezydent Lech Kaczyński z małżonką i prawie stuosobową delegacją zmierzali na uroczystości w Katyniu.
O 8.04 czasu polskiego niezidentyfikowana osoba mówi w kabinie Tu 154 M: "To będzie... makabra będzie. Nic nie będzie widać".
Łączność przebiega prawidłowo. Załoga kontaktuje się z innymi samolotami, lecącymi swoim kursem. Wymieniają się informacjami o swojej pozycji, podają też inne parametry - standardowo w takiej korespondencji. Rozmowy przebiegają po angielsku i po polsku, czasem też po rosyjsku.
O 8.10 kapitan samolotu Arkadiusz Protasiuk poprosił załogę o dane do lądowania, obrano kurs na pas startowy. Drugi pilot mjr Robert Grzywna zameldował, że w zbiorniku jest około 11 ton paliwa. Do rozmowy włącza się wieża kontroli lotów z Mińska, która zaleca kontynuację lotu na wysokości 7500 metrów.
O 8.11 mjr Grzywna mówi: "nie, no ziemię widać... coś tam widać... Może nie będzie tragedii...".
O 8.14 wieża z Mińska informuje po angielsku: "Polski samolot wojskowy 101, z informacji o 6.11 widzialność w Smoleńsku 400 metrów, mgła". Po niezrozumiałym fragmencie, załoga potwierdza odbiór komunikatu. Potem mjr Grzywna dopytuje: "A nie wiesz, czy (niezroz.) z pogodą w kraju?". Po dwóch nieodczytanych fragmentów Grzywna pyta jeszcze raz: "Ale 10.00 i mgła?".
Minutę później kapitan Protasiuk rozmawia ze stewardessą Barbarą Maciejczyk. "Nieciekawie, wyszła mgła, nie wiadomo, czy wylądujemy". "Tak? (niezr.)" - odpowiada stewardessa. Inny, niezidentyfikowany głos pyta: "A jeśli nie wylądujemy, to co?" - "Odejdziemy" - brzmi odpowiedź Protasiuka.
O 8.18 padają niezidentyfikowane słowa, po których inna osoba (nie wiadomo czy z załogi, czy spoza) pyta: "Jaką informację już posiadamy (niezr.) z Warszawy?". "Koło siódmej" - to kolejne zarejestrowane słowa. Potem znów pytanie: "Ile mamy paliwa?"; mjr Grzywna odpowiada: "mamy około 13-12,5 tony".
Wówczas padają nieodszyfrowane słowa, po których drugi pilot mówi: "Da radę!". Znów niezrozumiały fragment, po którym kapitan Protasiuk mówi: "może wylądował, może dowiedz się, czy jest mgła".
O 8.20 kapitan zarządził, aby wszyscy zapięli pasy. Dwie minuty później Grzywna powiedział do Protasiuka: "W dół, panie Arek". "Mały gaz" - polecił Protasiuk. O 8.23 i 27 sekund z polskim samolotem nawiązała kontakt wieża w Smoleńsku, w lotniczej terminologii mająca kryptonim "Korsarz".
Kontroler zapytał jeszcze, ile samolot ma paliwa. Protasiuk odpowiedział, że pozostało 11 ton. Potem pytał o lotniska zapasowe, polska załoga odpowiedziała: Witebsk, Mińsk.
10 sekund później do załogi Tupolewa przez radio odezwała się załoga polskiego samolotu Jak-40, który wylądował już w Smoleńsku z grupą polskich dziennikarzy. Jednocześnie wieża w Mińsku podała: "na Korsarzu mgła, widzialność 400 metrów". Z wieżą rozmawiał Protasiuk, a z załogą Jaka - Grzywna.
"No witamy ciebie serdecznie. Wiesz co ogólnie rzecz biorąc, to p...a tutaj jest. Widać jakieś 400 metrów około i na nasz gust podstawy są poniżej 50 metrów, grubo" - takie słowa jednego z pilotów JAK-40 widnieją w ujawnionym stenogramie.
Załoga Tu-154 o 8.27 ponownie rozmawiała z załogą JAK-a 40. Drugi pilot prezydenckiego samolotu pytał: "Jak grube są chmury". Usłyszał w odpowiedzi, że około 400-500 metrów. "Z tego co pamiętam na 500 metrach jeszcze byliśmy nad chmurami" - dopowiedział członek załogi JAK-a. Jak dodał, "APM-y są oddalone od progu pasa jakieś 200 metrów".
Następnie dowódca Tu-154 poprosił drugiego pilota o to, by zapytać kolegów z JAK-a, czy "Rosjanie już przylecieli". Chodzi o samolot Ił-96, który miał także wylądować w Smoleńsku. Lecieli nim rosyjscy funkcjonariusze ochrony. "Ił dwa razy odchodził i chyba gdzieś odlecieli" - mówił jeden z pilotów JAK-a.
"Temperatura plus 2, ciśnienie 7-45, warunków do lądowania nie ma" - mówi w tym samym czasie do załogi Tupolewa kontroler z wieży. "Dziękuję, no to jeśli można, to spróbujemy podejścia, ale jeśli nie, nie będzie pogody, to odejdziemy na drugi krąg" - odparł Protasiuk. Samolot zatacza kręgi nad lotniskiem.
Równolegle mjr Grzywna zapytał załogę JAK-a, czy już wylądowała. "No, nam się udało tak w ostatniej chwili wylądować. No, natomiast powiem szczerze, że możecie spróbować, jak najbardziej. Dwa APM-y (reflektory systemu lądowania - PAP) są, bramkę zrobili, tak że możecie spróbować, ale... Jeżeli wam się nie uda za drugim razem, to proponuję wam lecieć na przykład do Moskwy, albo gdzieś" - mówił członek załogi JAK-a. Załoga Tupolewa oceniła, że ma dość paliwa, by odlecieć na lotnisko zapasowe.
W tym samym czasie kapitan Protasiuk prosi wieżę o zgodę na dalsze zniżanie.
W kabinie pilotów pojawia się szef protokołu w MSZ Mariusz Kazana. "Panie dyrektorze, wyszła mgła. W tej chwili, w tych warunkach, które są obecnie, nie damy rady usiąść" - mówi do niego o 8.26 kapitan Protasiuk. Po chwili dodaje: "spróbujemy podejść, zrobimy jedno zejście, ale prawdopodobnie nic z tego nie będzie".
Stenogram odnotowuje następnie dwa zdania Protasiuka; nie wiadomo, co odpowiedziała osoba zidentyfikowana jako Kazana. Protasiuk mówi: "Jak się okaże (niezr.) to co będziemy robili?". Po chwili dodaje "Paliwa nam tak dużo nie wystarczy do tego". "No to mamy problem" - takie słowa Kazany odnotowuje stenogram. Protasiuk informuje w odpowiedzi: "możemy pół godziny +powisieć+ i odlecieć na zapasowe" i informuje, że to Mińsk albo Witebsk.
Po ok. czterech minutach rozmów na inne tematy, w stenogramie znajduje się zdanie Kazany: "Na razie nie ma decyzji prezydenta, co dalej robić" oraz inna jego niezrozumiała wypowiedź.
Procedura obniżania lotu trwa. Samolot schodzi na wysokość 500 m. "Najgorsze tam jest, że jest dziura, tam są chmury i wyszła mgła" - mówi mjr Grzywna. "Podchodzimy do lądowania. W przypadku nieudanego podejścia, odchodzimy w automacie" - zapada decyzja Protasiuka.
Kontroler z wieży podaje wysokość i upewnia się jeszcze: "500 metrów, na lotnisku wojskowym lądowanie wykonywaliście?". "Tak, oczywiście" - odpowiada kapitan.
O 8.34 samolot wypuścił podwozie, a minutę później Protasiukowi zameldowano: "Dowódco, pokład gotowy do lądowania". Następuje seria komend związanych z procedurą lądowania. Załoga informuje wieżę, że zatacza czwarty krąg nad lotniskiem. W kokpicie padają słowa: "wkurzy się, jeśli jeszcze (niezr.)". Procedura lądowania trwa.
O 8.39 stenogram odnotowuje głos, zidentyfikowany przez MAK jako należący do gen. Błasika. Po słowach technika pokładowego "Kabina. Sterowanie przednim podwoziem mamy włączone. Mechanizacja skrzydeł", Błasik mówi: "Mechanizacja skrzydła przeznaczona jest do (niezr.)".
Pół minuty później kontroler informuje załogę: "pas wolny".
Kolejne pół minuty później pierwszy raz odzywa się system ostrzegawczy TAWS. Sygnalizuje "TERRAIN AHEAD" (ziemia przed tobą). Była 8.40 i 6 sekund czasu polskiego. 9 sekund wcześniej załoga komunikowała, że jest 400 metrów nad ziemią. Ostrzeżenie TAWS powtórzyło się po 25 sekundach i jeszcze raz, po kolejnych 10 sekundach. Piloci informowali, że są 200 i 100 metrów nad ziemią.
O 8.40 i 42 sekundy TAWS podawał kilkakrotnie: PULL UP (do góry). Załoga meldowała, że jest 90 metrów nad ziemią. Gdy byli jeszcze 10 metrów niżej, osoba oznaczona jako drugi pilot powiedział "odchodzimy". Komendy PULL UP i TERRAIN AHEAD odzywały się kilkanaście razy, były też inne sygnały dźwiękowe.
O 8.40 i 53 sekundy załoga podawała, że jest na wysokości 50 metrów od ziemi. To wówczas kontroler wieży powiedział: "Horyzont 101", który jest nakazem zakończenia procedury zniżania. Powtórzył to jeszcze raz trzy sekundy później. Katastrofa nastąpiła 10 sekund później.
Sześć sekund dzieli zarejestrowany na "czarnych skrzynkach" odgłos zderzenia skrzydła samolotu z drzewami, od końca zapisu na rejestratorze. Dramatyczny zapis kończy się słowami przekleństw, wykrzyczanymi przez załogę.
O 8.40 i 59 sekund stenogram odnotowuje "Odgłos zderzenia z drzewami", na co reakcją jest okrzyk: "K...a m.ć!" drugiego pilota.
Potem słychać komendę z wieży kontrolnej: "Odejście na drugi krąg!".
Ostatnim zapisem stenogramu jest krzyk nierozpoznanej osoby w kabinie "K......aaaa...!".
Rejestrator zakończył pracę o godz. 8.41 i 5 sekund czasu polskiego.