Saudowie - jeden z najpotężniejszych rodów na świecie. Kim naprawdę są?
Kontrolują jedną piątą światowych zasobów ropy, a jedna ich decyzja wystarczy, by podnieść - lub obniżyć - ceny paliwa na całym globie. Mają miliardy na koncie, niezliczone pałace oraz bardzo rozłożyste drzewo genealogiczne. Po tym, jak 22 stycznia zmarł król Abdullah, mają też nowego lidera - króla Salmana. Kim są i jakimi prawami rządzą się Saudowie, władcy Arabii Saudyjskiej i jedni z najpotężniejszych ludzi na Ziemi?
02.02.2015 | aktual.: 02.02.2015 13:46
Na początek trochę liczb.
Twórca współczesnej Arabii Saudyjskiej, król Abdullaziz, zwany Ibn Saudem, miał w trakcie swojego długiego życia 22 żony. Spłodził z nimi 44 synów - a przynajmniej o tylu doniesiono opinii publicznej. Liczba córek pozostawała tajemnicą monarszych pałaców i namiotów. W plotkach mówiono czasami o dwudziestu. Kiedy indziej - o ponad pięćdziesięciu.
Synowie władcy również doczekali się mnogiego potomstwa. Rekordziście Saudowi, który objął tron po śmierci ojca, narodziło się 53 chłopców i co najmniej tyle samo dziewczynek. Rządzący do niedawna król Abdullah miał 15 synów i 20 córek, a jego nieco młodszy brat, książę Sultan (zmarł cztery lata temu), uznał 34 dzieci.
Obecna głowa rodu, król Salman, wypada na tym tle co najmniej powściągliwie: trzy żony wydały mu na świat "zaledwie" 13 potomków.
Większość wnuków Abdulaziza ma własne dzieci; wielu może - lub mogłoby - pochwalić się też wnukami, a nawet prawnukami. W skład tzw. Domu Saudów wchodzą także członkowie pięciu innych rodów wywodzących się od krewnych króla-założyciela.
Łącznie cała rodzina liczy, według różnych szacunków, od 25 do przeszło 30 tysięcy osób.
Wszyscy otrzymują comiesięczne renty wypłacane z państwowego skarbca oraz specjalne dodatki, m.in. na wesela i budowę pałaców. Prawdziwe znaczenie i wpływy posiada jednak jedynie grupa około dwóch tysięcy książąt królewskich - tych z najbardziej błękitną krwią. To oni zajmują najważniejsze stanowiska w rządzie, kontrolują lwią część gospodarki i kierują niemal każdym sektorem administracji.
Już wkrótce zdecydują też, jaka będzie przyszłość Arabii Saudyjskiej.
W jedności siła
Teraz odrobina historii.
Przodkowie Abdullaziza dwukrotnie rządzili prawie całym Półwyspem Arabskim. Dwukrotnie też wszystko zaprzepaszczali. Będąc u szczytu potęgi, saudyjscy szejkowie zaczynali kłócić się o władzę; brat zabijał brata, kuzyn spiskował przeciw kuzynowi, czasami wierności ojcom nie dotrzymywali nawet synowie. Rozległe państwa słabły i stawały się łatwym łupem dla otaczających je wrogów. Abdullaziz odczuł to na własnej skórze: kiedy miał dziesięć lat, jego rodzina musiała uciekać przed śmiercią do Kuwejtu.
Gdy ponad trzy dekady później, w latach 20. i 30. XX wieku, Abdullaziz po raz trzeci jednoczył beduińskie plemiona półwyspu pod saudyjską flagą, wiedział jedno: jeśli królewska familia nie będzie monolitem, kraj nie przetrwa. Było to tym pewniejsze, że w 1938 roku amerykańscy inżynierowie dowiercili się do przepotężnych złóż ropy w Prowincji Wschodniej. Stawki - i pokusy - wyraźnie poszły w górę.
Znając zbyt dobrze historię regionu, saudyjski król obawiał się, że jego synowie także pozabijają się o koronę. Nim zmarł w 1953 roku, ustalił więc jasną zasadę sukcesji: władza miała przechodzić między nimi horyzontalnie, od najstarszego do najmłodszego. Każdy miał więc znać swoje miejsce.
Kryzysów, rzecz jasna, nie dało się całkowicie uniknąć. Rozrzutny i nieporadny król Saud został zmuszony do abdykacji przez rodzinne kolegium, elokwentnego króla Fajsala zamordował bratanek, a niektórzy książęta dobrowolnie rezygnowali ze swojego prawa do tronu lub tracili je z powodu problemów zdrowotnych bądź "nieodpowiedniego charakteru". Zasady pozostawione przez Ibn Sauda zagwarantowały jednak Arabii Saudyjskiej kilkadziesiąt lat ciągłości.
Ale w tym też tkwi szkopuł. Kilkadziesiąt lat to wystarczająco długo, by lista żyjących synów Abdullaziza zdążyła się niebezpiecznie skrócić.
Czas przemijania
O tym, co nastąpi po śmierci króla Abdullaha, rozmawiano od dawna. Saudyjski władca zbliżał się do dziewięćdziesiątki; wyglądał może i nieźle, ale biologii się nie oszuka. Pewnych pytań nie dało się uniknąć.
Pierwsze było oczywiste: kto po nim? Tu odpowiedź nie sprawiała akurat większych problemów. Dwaj nieco młodsi bracia monarchy, minister obrony Sultan i szef MSW Najef, zmarli tuż po sobie na początku obecnej dekady. Na swojego księcia koronnego Abdullah wyznaczył więc wieloletniego gubernatora prowincji Rijad, Salmana. Jego potencjalnym następcą mianował z kolei wykształconego w Wielkiej Brytanii pilota i byłego szefa wywiadu, Mukrina.
Drugie pytanie jest już trudniejszą zagadką: co dalej? Cieszący się niegdyś sławą rodzinnego szeryfa (podobno wybudował w swoim pałacu specjalną celę dla niepokornych książąt) Salman ma 79 lat. Choć dwór dementuje wieści o jego podupadającym zdrowiu, zagraniczni dyplomaci zgodnie przypisują mu coraz bardziej zaawansowaną demencję. Saudowie potrafią być długowieczni, lecz nie odkryli przepisu na nieśmiertelność.
Perspektywy Mukrina rysują się lepiej - przyszedł na świat dekadę później i ciągle zachowuje niezłą formę. Z prawie siedemdziesiątką na karku jest jednak najmłodszym z bezpośrednich potomków króla-założyciela. Gdy umrze, Arabia Saudyjska wejdzie w nową erę.
Następna gwardia
Synów Ibn Sauda nazywa się książętami drugiej generacji. Choć byli bardzo różni - jedni uwielbiali wielotygodniowe wyjazdy do hiszpańskich kurortów i rejsy luksusowymi jachtami, inni woleli spokój rozstawionych na pustyni namiotów - na ogół łączył ich tradycjonalizm i poszanowanie dla rodzinnych zwyczajów. Dobrze rozumieli też, jak istotne jest utrzymywanie poprawnych stosunków z radykalnymi wahabickimi duchownymi, którzy stanowią drugi trzon władzy w kraju (Rada Ulemów, najwyższych rangą teologów, cieszy się ogromnym szacunkiem konserwatywnego społeczeństwa, i to ona ogłasza nowego króla imamem - prawowitym muzułmańskim władcą).
To, czy wnukowie Abdullaziza będą potrafili zachować taką równowagę, pozostaje niewiadomą. Wychowywani w luksusach, posiadający liczne zagraniczne kontakty i nierzadko wykształceni na zachodnich uczelniach książęta trzeciej generacji są często bardzo odmienni od swoich ojców: nowocześniejsi, mniej przywiązani do konwenansów i bardziej niezależni. Nie mają za to jasnych wytycznych co do tego, który z nich powinien w przyszłości sięgnąć po koronę.
Krótko po objęciu władzy król Salman ogłosił, że pierwszym liderem z nowego pokolenia powinien zostać jego bratanek, Mohammed Ibn Najef. Nie było to wielkim zaskoczeniem. Jako obecny szef MSW wyedukowany w USA 55 letni książę wprowadza nowatorskie programy deradykalizacyjne wśród islamskich ekstremistów, które podobają się Zachodowi, a obywateli ujmuje pracowitością i skromnością. Jego legendę buduje też fakt, że przetrwał już kilka zamachów zorganizowanych przez al-Kaidę (Osama bin Laden lata temu nazwał współpracujących z Waszyngtonem Saudów "zdrajcami religii" i wydał im wojnę).
Ojciec Mohammeda nigdy nie był jednak królem, a on sam nie przebija kuzynów starszeństwem. Nie da się więc ukryć, że został mocno wyniesiony ponad innych. Póki co, pominięci książęta znoszą to z milczącą pokorą. Ale czy tak zostanie, gdy starsza generacja wymrze do końca? Krótka historia Arabii Saudyjskiej jest pełna zwrotów akcji.
Michał Staniul dla Wirtualnej Polski