Polska"Przyszłość Polski stoi pod znakiem zapytania"

"Przyszłość Polski stoi pod znakiem zapytania"

W PRL-u skromnie planowaliśmy przyszłość naszych dzieci i marzyliśmy o małym fiacie, a dziś decyzję o urodzeniu dziecka kobiety uzależniają od dostępu do rynku pracy – mówi była minister polityki społecznej Joanna Kluzik-Rostkowska w wywiadzie dla Wirtualnej Polski. Prezentujemy kolejną część cyklu na temat przemian w Polsce po 1989 roku poświęconą rodzinie.

"Przyszłość Polski stoi pod znakiem zapytania"
Źródło zdjęć: © PAP

18.05.2009 | aktual.: 22.05.2009 07:21

Polska rodzina w ciągu ostatnich 20 lat przeszła spore zmiany. W PRL-u skromnie planowaliśmy przyszłość naszych dzieci i marzyliśmy o wczasach z Funduszu Wczasów Pracowniczych. Potem powiało wolnością. Jedni z nas znaleźli się w głównym nurcie – prestiżowe szkoły, wycieczki na Teneryfę i prywatne lekcje tenisa. Inni tracili pracę i marzenia ograniczali do tego, by dotrwać do kolejnej wypłaty zasiłku. I choć polski styl życia upodabnia się do zachodniego, to nie zatomizowaliśmy się tak bardzo jak inni. Więzi rodzinne są nadal silne.

Rodzina A.D. 1989

Niskie zarobki, ocet na półkach, przed 1maja każdy z członków rodziny ma wyznaczone inne miejsce zbiórki na pochód. Dywagacje czy kobieta powinna „siedzieć w domu” to czcza gadanina, bo każde z rodziców musi pracować, by związać koniec z końcem. Za to łatwo o pomoc babci czy dziadka, bo rzadko się przenosimy. Przedszkole i żłobek są na wyciągnięcie ręki, choć nie ma ucieczki przed szpinakiem i obowiązkowym „leżakowaniem”. Wracamy z pracy do domu około godziny 16.00 zadziwieni po co ci z Zachodu pracują znacznie dłużej. Dlaczego w ogóle marudzą skoro państwo płaci zasiłek dla bezrobotnych. W dodatku uważamy ich za nietowarzyskich gburów, skoro – zanim kogoś odwiedzą – uzgadniają tę wizytę po trzy razy. My niczego nie uzgadniamy. Nie mamy telefonów, mamy za to sporo czasu. A praca, nie zając, nie ucieknie.

Po co komu przedszkola?

Wywalczyliśmy sobie wolność i przyszedł czas na nowe urządzanie życia. Decentralizujemy władzę, przedszkola i żłobki mają być finansowane przez samorządy. Rodzi się coraz mniej dzieci, więc część gmin uznaje, że nie potrzebujemy tych instytucji i wydają pieniądze inaczej. W efekcie rodzice w nocy ustawiają się w kolejce, by zapisać dzieci do przedszkola. Są miejsca w Polsce, gdzie zaledwie 3% dzieci ma szanse na przedszkolną edukację. Te przedszkola i żłobki, które ocalały, z mozołem dostosowują się do zmiany warunków. Dalej pracują do 17.00, dokładnie tak samo jak rodzice dzieci. Pytanie, jak w takim razie rodzic ma zdążyć po dziecko, dyrektorzy placówek zbywają milczeniem.

Żłobki to PRL-owska konserwa. Jest ich za mało, są za duże, muszą spełniać wyśrubowane rygory medyczne. Wcześniej nie pomyślano o psychologu, ani o logopedzie i tak już zostało. Prawo ciągle jeszcze nie pozwala na dostosowanie tych placówek do oczekiwań dzisiejszych rodziców.

Walka o lepszy start

Dzisiaj chcemy znacznie planować lepszą przyszłość dla naszych dzieci. Do tego potrzebne są pieniądze i dobra praca. Badania pokazują pewną zależność – decyzja kobiet o urodzeniu dziecka jest uwarunkowana łatwym dostępem do rynku pracy. To trudne, bo pracodawcy postrzegają kobiety przez pryzmat potencjalnego lub rzeczywistego macierzyństwa i obawiają się, że rola mamy uniemożliwi bycie dobrym pracownikiem. Dlatego potrzebujemy rozwiązań ułatwiających godzenie życia zawodowego z rodzinnym – nowoczesnych placówek opieki nad dziećmi, elastycznych form zatrudnienia, preferencji dla ojców, by też mogli zająć się swoimi dziećmi.

Potrzebujemy rodziny, bo jest nas coraz mniej

W kampanii w 2005 roku dostrzegliśmy rzecz oczywistą: mamy bardzo duży problem demograficzny. Gdybyśmy prześledzili poszczególne rządy po 1989 roku, kolejne pełnomocniczki – czy to do spraw kobiet, czy rodziny, czy też równego statusu – kładły nacisk albo na równouprawnienie kobiet, albo na kondycję rodziny.
– Kiedy zajęłam się kształtowaniem polityki rodzinnej w rządzie PiS nie miałam żadnej wątpliwości, że te dwie sfery aktywności muszą iść ze sobą w parze – opowiada Joanna Kluzik-Rostkowska.

W XXI wieku, bez względu jak każdy wyobraża sobie idealny podział obowiązków domowych, trzeba dać szansę godzenia życia zawodowego z rodzinnym zarówno kobietom, jak i mężczyznom. I trzeba się spieszyć, bo ostatnie roczniki wyżu demograficznego urodziły się na początku lat 80. Teraz to pokolenie wchodzi w dorosłe życie i albo będzie decydowało się na dzieci, albo nie. Potrzebujemy rodziny, niezmiennie deklarujemy, że to w tej sferze życia szukamy szczęścia i poczucia bezpieczeństwa. Z politycznego punktu widzenia to także twarda potrzeba społeczno-gospodarcza. Jeśli nie zainwestujemy w rodzinę i nie ułatwimy ludziom podjęcia decyzji posiadaniu dziecka, to za 20 lat zawali nam się system emerytalny. Tak więc bez względu na to jaki wybór podejmuje pojedynczy człowiek, w interesie państwa jest tworzenie przyjaznego nastroju wokół rodzicielstwa i wprowadzanie odpowiednich instrumentów. Od 2005 roku nastrój wobec rodzin się zmienił. Jeszcze w 2002 czy 2003 roku pracodawca nie musiał obawiać się pogorszenia
wizerunku publicznego, kiedy wyrzucał z pracy kobietę z pracy, która właśnie urodziła dziecko. W 2007 roku to już był wstyd.

Dużo dzieci – dużo kłopotów?

Aż 85% rodzin wielodzietnych, czyli od trójki dzieci w górę, musi korzystać z różnych form pomocy państwa. Dużo dzieci to szybkie posądzenie o „patologię” lub w najlepszym razie duże kłopoty. Musimy mieć specjalny program dla rodzin wielodzietnych, bo tylko wtedy skutecznie przekonamy ludzi, że tak nie jest.

W Polsce, pomimo że styl życia bardzo upodabnia się do Zachodu, nie zatomizowaliśmy się tak bardzo. Więzi rodzinne w Polsce są znacznie silniejsze niż np. w innych krajach europejskich. To najbardziej cenne i trzeba o to dbać.

Feminizm po Polsku

Trudna historia paradoksalnie pomogła Polkom. Dla Zachodu lat 50. czy 60. w typowym modelu rodziny mężczyzna pracował, a kobieta siedziała w domu i zajmowała się dziećmi. Kobiety wówczas czytały czasopisma, w których było jasno napisane co powinny robić przed powrotem męża z pracy (umyć dzieci, przygotować obiad, poprawić fryzurę). Tam ruch feministyczny był potrzebny po to, by powiedzieć kobietom: "Wyjdź z domu! Masz takie samo prawo uczestniczyć w sferze publicznej. Masz takie samo prawo pracować, jak twój mąż". We Francji pod koniec lat 60. kobieta potrzebowała zgody męża, żeby założyć konto bankowe. To wyzwalanie na Zachodzie miało właśnie taki charakter.

W Polsce feminizm się nie zakorzenił tak mocno, bo dla dzisiejszej Polki godzenie życia zawodowego z rodzinnym jest czymś oczywistym, bo robiła to jej matka i babka. Okazało się, że nie musimy pokonywać bariery mentalnej, którą miały kobiety Zachodu, co więcej, młode mamy 20 lat temu myślały czasem, że chętnie zostałyby w domu, gdyby z jednej pensji dało się utrzymać rodzinę. Kłopotem Polek w XXI wieku jest skuteczne zaproszenie mężczyzn do sfery domowej, do równego podziału domowych obowiązków.

Przyszłość pod znakiem zapytania

Jest jeden wielki znak zapytania, jeśli chodzi o przyszłość. Na wsi rodzi się bardzo dużo dzieci w środowiskach edukacyjnie bardzo zaniedbanych. Jeżeli spojrzymy na dane sprzed dwóch lat pod kątem tego, kto zaczyna studia wyższe, to w 75% są to ludzie z miast. Znaczy to, że brak dostępu do edukacji już na poziomie przedszkolnym jest taką przeszkodą w drodze do wyrównywania szans, że dzieci ze środowisk zaniedbanych nie mają szans dogonienia swoich rówieśników. Jeżeli nie zrobimy wiele, by poprawić edukację, to za 15-20 lat będziemy mieć całe pokolenie niewykształconych ludzi. Będzie to jakościowo bardzo poważne obniżenie wykształcenia Polaków.

Z Joanną Kluzik-Rostkowską rozmawiała Sylwia Mróz, Wirtualna Polska

Joanna Kluzik-Rostkowska (ur. w 1963 roku) – dziennikarka, polityk, minister pracy i polityki społecznej w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, była wiceminister pracy i polityki społecznej oraz rozwoju regionalnego, poseł na Sejm VI kadencji.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (376)