Przestępcy strzelali, sędzia został świadkiem, adwokat - przestępcą
Przewodniczący składu sędziowskiego w procesie, podczas którego doszło do próby ucieczki przestępców z sali sądowej jeleniegórskiego sądu, zeznawał przed sądem w Legnicy jako świadek w procesie adwokata oskarżonego o pomoc przestępcom i podżeganie ich do ucieczki.
12.01.2004 | aktual.: 12.01.2004 14:17
Sprawa dotyczy strzelaniny w sądzie w Jeleniej Górze z 13 marca 2000 r., kiedy to kilku gangsterów próbowało zbiec z sali rozpraw. Marek G. był wówczas obrońcą przestępcy uważanego za organizatora ucieczki. Jego klient, Mariusz M., główny oskarżony w procesie przed jeleniogórskim sądem, zginął podczas strzelaniny w sądzie.
Sędzia Andrzej Tekieli, który przewodniczył składowi orzekającemu w tym procesie, zeznał, że była to bardzo trudna sprawa ze względu na oskarżonych: zakłócali oni przebieg rozpraw i utrudniali ich prowadzenie, składając liczne wnioski i dążąc do wydłużenia procesu. Sędzia zeznał, że w trakcie procesu dwukrotnie otrzymał informacje m.in. z grypsów i od służb więziennych, że przestępcy organizują ucieczkę. Przyznał jednak, że mimo to nie zaostrzono środków bezpieczeństwa. Na sali rozpraw obecni byli wprawdzie antyterroryści, ale przestępcy na ławie oskarżonych nie byli skuci ani kajdankami, ani łańcuchami.
Sędzia zeznał także, że niekwestionowanym przywódcą gangsterów był Mariusz M., którego obrońcą z urzędu był oskarżony obecnie Marek G.
"Byłem w trakcie przesłuchiwania świadka - księdza, gdy jeden z oskarżonych podniósł do góry rękę. Byłem przekonany, że chce złożyć kolejny wniosek, wtedy zauważyłem, że w ręce trzyma granat. Równocześnie wstali inni oskarżeni, podniosły się krzyki i wymiany gróźb między przestępcami i anyterrorystami" - relacjonował sędzia przebieg rozprawy.
Opisując strzelaninę i swój udział w zajściach, przytoczył także relację drugiej sędzi będącej zakładnikiem przestępców, która uciekła im i trafiła do pokoju, gdzie schronił się jeden z bandytów. To właśnie on miał wskazać, że w organizowaniu ucieczki Mariuszowi M. pomógł jeden z adwokatów.
"Kiedy sędzia zapytała, który to adwokat, przestępca powiedział, że ten, który wychodził z sali. Mnie od razu nasunęło się, że był to Marek G., ponieważ odnotowałem w pamięci jego wyjście z sali rozpraw przed strzelaniną" - powiedział Andrzej Tekieli.
Z powodu choroby w legnickim sądzie nie stawiła się sama sędzia, Wiesława Siwko. Sąd zaplanował natomiast na poniedziałek przesłuchanie ławników, protokolantki i innych uczestników wydarzeń z 13 marca 2000 roku.
Jeleniogórskiemu adwokatowi zarzuca się, że od 1999 do 2000 roku jako obrońca Mariusza M. przekazywał uwięzionemu klientowi telefony komórkowe, dostarczał mu narkotyki i pieniądze oraz że przekazywał pomiędzy przestępcami grypsy. Zdaniem prokuratury, adwokat zacierał w ten sposób ślady przestępstw i utrudniał postępowanie karne.
W akcie oskarżenia przytoczone są także zeznania mające świadczyć, że podżegał on przestępców do ucieczki. Świadkowie zeznali, że na rozprawie, w trakcie której doszło do strzelaniny w sądzie, słyszeli, jak adwokat mówił do jednego z przestępców siedzących na ławie oskarżonych: "Chłopie, wstawaj, nikt tu nie będzie strzelał". Według prokuratury, która opiera się na wyjaśnieniach uczestników tych zdarzeń, gangsterzy nie kwapili się zbytnio do ucieczki zorganizowanej przez ich przywódcę, Mariusza M., zaś słowa jego adwokata stanowiły dla nich zachętę i utwierdzały ich w przekonaniu, że plan się powiedzie, a funkcjonariusze nie użyją wobec nich broni.
52-letni adwokat Marek G. nie przyznaje się do winy i zaprzecza wszystkiemu. Jego sprawa to kolejny wątek karny dotyczący strzelaniny z 13 marca 2000 roku roku. Czterech z ośmiu oskarżonych wyciągnęło broń i granaty na sali rozpraw i biorąc zakładników próbowało uciec z gmachu sądu. Podczas wymiany ognia między przestępcami a antyterrorystami zginęli dwaj gangsterzy. Antyterroryści zabili wtedy Mariusza M. oraz Grzegorza G.