PolitykaProf. Andrzej Sakson dla WP: zjawisko niechęci do uchodźców przypomina fenomen antysemityzmu bez Żydów

Prof. Andrzej Sakson dla WP: zjawisko niechęci do uchodźców przypomina fenomen antysemityzmu bez Żydów

- Do Polski nie trafił jeszcze oficjalnie żaden uchodźca, ale mamy już do czynienia ze zjawiskiem niechęci do nich. Jest to bardzo ciekawe z punktu widzenia socjologii oraz psychologii społecznej. Przypomina to trochę opisany już w fachowej literaturze współczesny fenomen antysemityzmu bez Żydów. W Polsce żyje tylko ponad 1100 osób deklarujących narodowość żydowską, tymczasem osoby pokroju pana Leszka Bubla próbują przekonywać, że rządzą oni w naszym kraju, a nawet światem - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską profesor Andrzej Sakson, socjolog Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Prof. Andrzej Sakson dla WP: zjawisko niechęci do uchodźców przypomina fenomen antysemityzmu bez Żydów
Źródło zdjęć: © newspix.pl | Marcin Kadziolka
Przemysław Dubiński

WP: Z danych, które dostaliśmy od policji, wynika, że w 2015 roku na terenie Polski zostały wszczęte 954 postępowania przygotowawcze w związku z czynami motywowanymi nienawiścią. W 2014 roku wszczęto 698 takich postępowań. Gołym okiem widać znaczny wzrost tego typu spraw.

- Wpływ na taki stan rzeczy może mieć deklarowana przez niektóre siły polityczne niechęć do imigrantów, którzy przedstawiani są jako zagrożenie dla istniejącego porządku. Pożywką dla tego typu opinii są działania terrorystyczne, które miały miejsce w Europie. Na tej podstawie budowany jest uproszczony proces myślowy, który zakłada, że każdy uchodźca to imigrant ekonomiczny, chcący dostać się na Stary Kontynent, by stanowić obciążenie dla naszego systemu socjalnego lub zabierać nam pracę. Jeżeli do tego dochodzi obserwacja skutków zamachów terrorystycznych, to konkluzja społeczna może być prosta - my tego nie chcemy i musimy zrobić coś, by do tego nie doszło. W związku z tym trzeba dać wyraźny sygnał, że te osoby nie są tu mile widziane. Niektórzy dają temu wyraz przez akty słownej lub fizycznej przemocy. Co ciekawe, do Polski nie trafił jeszcze oficjalnie żaden uchodźca, ale mamy już do czynienia ze zjawiskiem niechęci do nich. Jest to bardzo ciekawe z punktu widzenia socjologii oraz psychologii społecznej.
Przypomina to trochę opisany już w fachowej literaturze współczesny fenomen antysemityzmu bez Żydów. W Polsce żyje tylko ponad 1100 osób deklarujących narodowość żydowską, tymczasem osoby pokroju pana Leszka Bubla próbują przekonywać, że rządzą oni w naszym kraju, a nawet światem.

WP: Z czego wynikają takie postawy i kiedy się nasilają?

- Takie zjawisko nasila się najczęściej w okresie wielkich przełomów politycznych, napięć czy konfliktów społecznych. Wówczas często pojawia się problem odpowiedzialności za niepowodzenia czy niezrealizowane plany polityczne i szukanie kozła ofiarnego. Stają się nim z reguły obcy. W socjologii tym mechanizmem uzasadnia się wzrost postaw ksenofobicznych. Te postawy mogą przyjmować różne formy. Od niechęci niewerbalnej aż do agresji słownej i fizycznej. Zdarza się też, że takie postawy ujawniają się na tle mniejszych napięć społecznych lub są efektem mniej lub bardziej świadomej polityki kreowanej przez określone siły polityczne. Mają one wówczas na celu odwrócenie uwagi społecznej od realnych, doraźnych problemów.

WP: Ludzie próbujący tłumaczyć postawy ksenofobiczne często powołują się na argument, że strach przed obcym jest naturalnym odruchem samozachowawczym człowieka.

- To twierdzenie jest o tyle prawdziwe, że człowiek w warunkach zagrożenia czy strachu reaguje niechęcią do obcych. Nie tłumaczy to jednak świadomej niechęci do takich osób. Dlatego tego typu argumentacja jest jedynie szukaniem alibi dla osób, które dopuszczają się aktów agresji wobec innych.

WP: Wspomniał pan, że niechęć do obcych może być kreowane przez siły polityczne. Jak w tym kontekście wygląda obecna polityka Polski?

- Politycy mogą łagodzić rodzące się napięcia lub je podsycać. Napływ miliona uchodźców do Niemiec jest realnym problemem dla Europy, który można próbować rozwiązać na wiele sposobów. Polska zobowiązała się do przyjęcia uchodźców, ale nasz rząd próbuje robić wszystko, by żaden z nich do naszego kraju nie trafił. Wobec tego szuka się różnych argumentów, by tego rodzaju politykę uzasadnić. Później podchwytuje to część mediów i utwierdza opinię publiczną, że jest to działanie pożądane. Trzeba zaznaczyć, że każdy kraj ma prawo do realizowania własnej polityki i nie ma w tym nic złego. Jeżeli jednak przeradza się to w wyrazistą retorykę, która jest dodatkowo wzmacniana przez media, to później efektem tego może być agresja w stosunku do osób różniących się kolorem skóry lub, w wyobrażeniu agresorów, uosabiających np. islamskich terrorystów.

WP: Ze wspomnianych już statystyk policji wynika, że w 2015 roku najwięcej postępowań toczyło się w sprawach z udziałem Żydów (154), muzułmanów (140) oraz Romów (129). To pokazuje siłę stereotypów.

- Tak. Jeżeli chodzi o muzułmanów, to stosunkowo niewielu mieszka ich w naszym kraju. O nich się dużo mówi w przestrzeni medialnej, natomiast przeciętnemu Polakowi ciężko jest spotkać muzułmanina. Dlatego często ofiarą agresji padają osoby, które z tą religią nie mają nic wspólnego, a charakteryzują się np. ciemniejszą karnacją. Natomiast w przypadku Żydów i Romów, to są oni głęboko zakorzenieni w polskiej świadomości społecznej. Przez setki lat mieszkaliśmy razem i to ugruntowało pewne stereotypy, z którymi borykamy się do dziś. Takie pojęcia jak: "żydokomuna" czy "spisek żydowski", choć Żydów w naszym kraju jest obecnie stosunkowo niewielu, nadal funkcjonują. To samo tyczy się Romów. Nie jest przypadkiem, że oficjalnie zrezygnowano z używania słowa Cygan, gdyż kojarzyło się ono jednoznacznie negatywnie. Te uprzedzenia są ugruntowane przez historyczne doświadczenia. W tym sensie nowością jest tu obecność muzułmanów.

WP: W ostatnim czasie głośno było o skargach tureckich studentów. Doszło nawet do tego, że w ich sprawie interweniowała ambasada tego kraju. Ten przykład pokazuje, że nie jest to jedynie problem społeczny, ale w niektórych przypadkach zaczyna wykraczać poza granice naszego kraju.

- W naszym przypadku skala problemu jest i tak mniejsza, niż ma to miejsce np. w Niemczech, gdzie znany satyryk, po interwencji władz Turcji, będzie tłumaczył się w prokuraturze. Doszło tam nie tylko do kryzysu politycznego, ale również wewnętrznego. Kanclerz Niemiec, by rozwiązać spór ze strategicznie ważnym partnerem, położyła na szali wolność słowa, co wielu jej rodakom nie przypadło do gustu.

WP: Skoro jesteśmy już przy Europie, to na Starym Kontynencie rośnie liczba konfliktów na tle narodowościowym, etnicznym i religijnym. To znak czasów, Europa się radykalizuje?

- Mechanizmy, o których mówimy, mają mniej lub bardziej uniwersalny charakter i uzewnętrzniały się w różnych okresach historycznych czy krajach. Obecnie są odpowiedzią na realny problem społeczny, którym jest fala migracji. Jest ona porównywalna do tej z okresu II Wojny Światowej. To generuje różnego rodzaju problemy międzypaństwowe, polityczne, społeczne oraz kulturowe. O tych sprawach dyskutują już nie tylko politycy i eksperci, ale także zwykli ludzie, którzy czują się zagrożeni i szukają odpowiedzi. Ta atmosfera sprzyja ugrupowaniom, które proponują proste rozwiązania, stąd bierze się poparcie dla skrajnej prawicy. Takie procesy zachodzą nawet w Holandii czy Danii, czyli państwach, które mają już ugruntowaną demokrację i nie powinny ulegać pewnym histeriom. Nie wiem, czy pan wie, ale jeden z moich kolegów po fachu powiedział mi na konferencji naukowej, że według najnowszych badań Holandia jest najbardziej ksenofobicznym i niechętnie nastawionym do obcych narodem na Starym Kontynencie. To pokazuje, że
pewien próg absorpcji i tolerancji został tam przekroczony. W tym kontekście warto zadać pytanie: ilu imigrantów Europa jest jeszcze w stanie przyjąć, by nie zakłócić pokoju oraz ładu społecznego? Bo to, że istnieje taka granica, nie ulega wątpliwości.

WP: Co zatem czeka Europę?

- Jednym z powodu obecnego kryzysu migracyjnego jest słabość procesów integracyjnych oraz projektu zjednoczonej Europy. Odpowiedzialność za taki stan rzeczy ponoszą elity polityczne, które nie chciał podjąć zdecydowany działań, by powstrzymać nasilający się napływ uchodźców. Zaczęto z tym walczyć późno, ale myślę, że nie czeka nas druga wielka fala imigrantów. Mam nadzieję, że sytuacja pomału zacznie się normalizować, a napięcia społeczne zaczną się zmniejszać i nie będą instrumentalizowane przez określone siły polityczne, dla których jest to jedyna szansa, by zaistnieć.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1042)