Polskie władze wydały na nich wyrok śmierci
Chcieli bronić zwykłych ludzi przed represjami aparatu bezpieczeństwa, komunistyczne władze Polski skazały ich na śmierć lub represjonowały do końca życia. Dokładna liczba zabitych jest niemożliwa do oszacowania. Po ponad 20 latach od upadku PRL, nadal wiele osób uznaje ich za bandytów. - Byli to przedstawiciele wszystkich grup społecznych, zawodowych i politycznych - od socjalistów, po członków Stronnictwa Narodowego, a przede wszystkim byli to chłopi i robotnicy. To było powstanie antykomunistyczne, przede wszystkim chłopskie - mówi o żołnierzach wyklętych dr Tomasz Łabuszewski, historyk, naczelnik Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Warszawie.
WP: Marcin Bartnicki: Czy walka z komunistami po zakończeniu II wojny światowej miała sens? Co można było dzięki niej osiągnąć?
Dr Tomasz Łabuszewski: Wydaje mi się, że jest to błędnie zadane pytanie. Co znaczy "czy miała sens"? Trzeba w sposób uczciwy, postawić pytanie: jaka postawa powinna wyznaczać pewne standardy postawy dla społeczeństwa polskiego, wobec tego, co działo się w roku 1944 i 1945? Czy powinna być to postawa sprzeciwu wobec gwałtu, jaki się w Polsce dokonał i początku nowej okupacji, czy też postawę całego społeczeństwa powinna wyznaczać postawa kolaboracji i konformizmu. W moim mniemaniu dla przyszłości i morale społeczeństwa zdrową postawą była postawa sprzeciwu. To, czy miała ona szanse powodzenia, czy nie, jest pytaniem wtórnym i nie mającym w tym kontekście większego znaczenia. Gdyby stosować tego typu wykładnię, zarówno Powstanie Listopadowe, jak i Powstanie Styczniowe również nie miały szans powodzenia, a czyż nie na tradycji owych powstań odrodziła się Polska niepodległa, czyż kolejne pokolenia nie budowały na nich swojego przywiązania do patriotyzmu i swojej miłość do ojczyzny?
WP: Czy w tamtych realiach historycznych walka zbrojna była odpowiednią formą sprzeciwu?
- Strona komunistyczna zakładała z gruntu konieczność wyeliminowania tej najbardziej zdeterminowanej grupy społeczeństwa polskiego. Odwróciłbym pana pytanie: czy ludzie związani z konspiracją powojenną w ogóle mieli jakikolwiek wybór? To znaczy, większość tych, którzy kontynuowali działalność niepodległościową, to byli ludzie, którzy zaczynali swoją służbę publiczną w organizacjach konspiracyjnych na samym początku II wojny światowej. Dla nich kwestia kontynuowania działalności niepodległościowej w roku 1944, 1945 i później wynikała z ich oceny sytuacji, a mianowicie z konstatacji że oto mamy do czynienia z nową okupacją - tym razem sowiecką. Ich postawę wyznaczało wreszcie poczucie odpowiedzialności za podkomendnych. I dlatego decydowali się tę walkę kontynuować. Tutaj nie było tak naprawdę różnic poglądów, między na przykład Janem Rzepeckim, który był zdecydowany przeformować tę działalność konspiracyjną z wojskowej w konspirację o charakterze społeczno-obywatelskim, a tymi dowódcami polowymi, którzy cały
czas, konsekwentnie byli zdecydowani walczyć zbrojnie. Nie było różnicy co do oceny sytuacji, że oto Polska utraciła niepodległość. Była tylko kwestia wyboru drogi. Tyle tylko, że z drugiej strony, mamy do czynienia z planowym działaniem strony komunistycznej - wypychania poza margines, czyli "do lasu", maksymalnej liczby ludzi związanych z konspiracją niepodległościową po to, żeby tych ludzi później fizycznie wyniszczyć.
WP: Jak walka zbrojna wyglądała w praktyce? Co było celem ataków przeprowadzanych zaraz po zakończeniu wojny?
- Cele w gruncie rzeczy były podobne, zarówno w okresie masowego oporu, czyli do roku 1947, jak i w okresie późniejszym. Zmianie ulegała wyłącznie ich skala, z uwagi na zmianę skali oporu. Podstawowe działania strony niepodległościowej, to działania z zakresu samoobrony, czyli te, które zmierzały do obrony członków konspiracji niepodległościowej, ich rodzin i całego tzw. społeczeństwa niezorganizowanego, które w podobnym stopniu jak członkowie konspiracji i ich rodziny, było narażone na działania represyjne ze strony komunistycznego aparatu represji. Mamy tutaj do czynienia z akcjami o największym ciężarze gatunkowym czyli atakami na więzienia, z rozbijaniem posterunków milicji, aresztów i siedzib powiatowych urzędów bezpieczeństwa, które z reguły było podyktowane potrzebą uwolnienia więźniów. Mamy akcje zwalczania grup operacyjnych resortu bezpieczeństwa, mamy wreszcie - i to jest najpoważniejsza skala tych działań - zwalczanie agentury w terenie. Tak się bowiem składa, że ta agentura właśnie stanowiła
największe zagrożenie dla społeczności lokalnych, z drugiej strony była tym instrumentem, który był najłatwiej osiągalny dla owego podziemia. I dlatego tych akcji likwidacyjnych, porządkowych wymierzonych w tę agenturę było zdecydowanie najwięcej.
Wreszcie inna sfera tej działalności to akcje ekspropriacyjne, czyli akcje finansowe. Pamiętajmy o tym, że konspiracja powojenna finansowała się sama. To nie był czas okupacji niemieckiej, kiedy Armia Krajowa otrzymywała stałe subwencje od rządu polskiego na emigracji i większość tzw. funkcyjnych w tym czasie była opłacana z tych właśnie pieniędzy. Tutaj sytuacja była inna, to źródło definitywnie „wyschło”. Te wszystkie oddziały musiały się finansować same i koszty swojego istnienia przerzucały na stronę rządową, czyli na stronę komunistyczną. Mamy tutaj do czynienia z akcjami na spółdzielnie, na banki. Pamiętajmy też o tym, że większość oddziałów z tych najpoważniejszych konspiracyjnych powojennych organizacji, takich jak Delegatura Sił Zbrojnych na Kraj, Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość, czy też Narodowe Zjednoczenie Wojskowe, prowadziło księgi kasowe. To nie jest tak, jak twierdzą niektórzy publicyści, że po prostu okradano banki, spółdzielnie i nikt nie miał kontroli nad tymi pieniędzmi. Rozliczano się
co do złotówki, a pieniądze przeznaczano np. na sieroty po poległych, na msze za poległych, na paczki dla dzieci na święta i na tego typu rzeczy.
WP: Jak reagowała na te działania druga strona, to znaczy służby bezpieczeństwa? Czy schwytani żołnierze, których nie spotkała fizyczna eliminacja lub bardzo ostre represje, mieli szansę na włączenie do społeczeństwa i na normalne życie?
- Przede wszystkim, to działania komunistycznego aparatu bezpieczeństwa nie były reakcją na działania podziemia, tylko odwrotnie - to działania podziemia były reakcją na działania represyjne ze strony komunistów w Polsce. Na przykład w maju 1945 roku marszałek Rola-Żymierski skierował przeciwko oddziałom podziemia oddziały Ludowego Wojska Polskiego, a Naczelny Prokurator Wojskowy, rozkazem z lipca roku 1945 upoważnił dowódców wojskowych grup operacyjnych do rozstrzeliwania ludzi na miejscu i z tych uprawnień oczywiście korzystano. Nie znamy liczby osób zabitych w wyniku owych pacyfikacji, obawiam się, że w chwili obecnej są już one niemożliwe do ustalenia.
Pyta pan: czy była szansa legalizacji? Komuniści trzykrotnie zarządzali amnestie, w czasie kiedy podziemie realnie istniało: w 1945, 1947 i 1952. Trzeba tylko pamiętać, kiedy te amnestie proponowano i czym te amnestie tak naprawdę były. Amnestia pierwsza, w roku 1945, jest uchwalona tuż po utworzeniu Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, kiedy następuje pewne zachwianie morale ludzi tkwiących w podziemiu, bo część zaczyna łudzić się, że wejście do rządu Stanisława Mikołajczyka może dawać jakąkolwiek szansę na zwycięstwo polityczne. Druga amnestia jest oferowana po sfałszowanych wyborach, kiedy społeczeństwo polskie dostaje jasny sygnał, że komuniści są w stanie zrobić w Polsce wszystko i nikt im w tym nie przeszkodzi. To morale zostaje w ten sposób podkopane, zwłaszcza tych wszystkich, którzy łudzili się, że wspieranie PSL - jedynej legalnej opozycyjnej wobec komunistów partii, może przynieść jakiekolwiek zmiany polityczne. Te amnestie były niczym innym, jak tylko najbardziej wysublimowaną formą działań
operacyjnych resortu bezpieczeństwa, które miały na celu zwabienie tych ludzi i skłonienie ich do oddania się na łaskę resortu bezpieczeństwa, który później w sposób instrumentalny decydował o tym, czy tych ludzi pozostawić w spokoju, czy też zmusić ich do współpracy z uwagi na ich wiedzę, możliwą do wykorzystania w kolejnych działaniach operacyjnych. Jeśli owi ludzie okazywali się niepodatni na tę współpracę, trafiali do więzienia, mimo dopełnienia warunków amnestii, bądź też niejednokrotnie zdarzały się przypadki mordów skrytobójczych, czyli po prostu tych ludzi zabijano, żeby nie wydali, że resort bezpieczeństwa zmusza ich do współpracy. W gruncie rzeczy, ci ludzie nie mieli wielkiego wyboru, a o tym, czy zostaną pozostawieni w spokoju po ujawnieniu, decydowała instrumentalnie bezpieka. Jeśli nawet nie byli aresztowani, jeśli nie zostali zabici, a nie poszli na współpracę z resortem bezpieczeństwa, to pamiętajmy o tym, że do końca istnienia PRL byli obywatelami drugiej kategorii. To znaczy, do roku 1989
znajdowali się wśród blisko sześciu milionów ludzi znajdujących się na ewidencji operacyjnej najpierw Urzędu Bezpieczeństwa, później Służby Bezpieczeństwa. Zbierano na ich temat informacje, zbierano informacje na temat ich rodzin i to skończyło się dopiero z odzyskaniem przez Polskę niepodległości. WP: Jak oceniają lata po wojnie sami żołnierze wyklęci, którzy przeżyli? Czy ich postawa utrzymała się przez cały okres PRL, czy też ulegali propagandzie i przyznawali, że walka zbrojna nie była dobrą metodą?
- Decydując się na kontynuowanie tej walki zbrojnej z komunistami, dokonywali tego wyboru w sposób świadomy. Nie mówimy o jakiejś grupie zdemoralizowanej społeczeństwa polskiego. Jak spojrzymy sobie na przykład na osoby zastrzelone na Rakowieckiej, a jest to około 600 osób, to jest to elita społeczeństwa polskiego. Chciałbym przytoczyć fragment grypsu przemyconego z więzienia tuż przed egzekucją prezesa IV Zarządu Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość Łukasza Cieplińskiego, który tak pisze do żony: "Przychodzi mój termin, jestem zupełnie spokojny. Gdy mnie będą zabierać, ostatnie moje słowa do kolegów będą: cieszę się, że będę zamordowany jako Katolik - za wiarę świętą, jako Polak - za ojczyznę i jako człowiek - za prawdę i sprawiedliwość. Wierzę bardziej niż kiedykolwiek, że Chrystus zwycięży, Polska niepodległość odzyska, a pohańbiona godność ludzka zostanie przywrócona. To moje całe przewinienie, moja wiara i szczęście. Ostatnie chwile będę tylko z Wami".
Wydaje mi się, że to pytanie jest trochę nie na miejscu. To nie jest tak, że ci ludzie znaleźli się w sytuacji bez wyjścia, a nie kierowała nimi jakaś logika postępowania. Oni byli zdecydowani tę walkę kontynuować z pobudek ideowych. Dotyczyło to zarówno ludzi z kręgu inteligencji, jak i ludzi bardzo prostych. Przytoczę przykład testamentu napisanego przez człowieka prostego, przedwojennego podoficera z wykształceniem podstawowym, który w roku 1948, tuż przed śmiercią, pisze apel do administracji przyszłej Polski. Pisze tak: "Mając tak poważną odpowiedzialność za teren i żołnierzy, patrząc na wszystko trzeźwo, obserwując wszelkie postępy komuny, prosiłbym na wypadek zlikwidowania nas, mieć uznanie dla ludzi tych, którzy zostali pokrzywdzeni przez komunistów oraz o pewne względy tym, którzy otrzymali zaświadczenie organizacyjne i pracowali dla Polski w podziemiu. Raport ten składam widząc zawieruchę wojenną, jak i wzmożone pacyfikacje ze strony komunistów". Czy mówimy tu o ludziach przypadkowych, czy o
ludziach, którzy kierowali się pobudkami ideowymi?
WP: Czy ta wiedza o żołnierzach wyklętych jest w społeczeństwie powszechna? Czy młodsze pokolenia wiedzą, kim byli walczący z komunistami i że w ogóle takie zdarzenia miały miejsce?
- To jest zadanie również dla pana i dla mediów. To nie jest tak, że podziemie powojenne jest czymś, czego powinniśmy się wstydzić. Jest zdrowym odruchem społeczeństwa polskiego, wobec gwałtu jaki na Polsce został po wojnie dokonany. Wbrew temu, co do dziś twierdzą niektórzy pseudohistorycy - nie boję się użyć tego określenia, a zwłaszcza publicyści, nie był to odruch tych grup społecznych, które traciły coś z uwagi na przemiany gospodarcze i polityczne, czyli mówiąc wprost, używając języka sprzed 1989, byli to "pogrobowcy pańskiej Polski". Nie, byli to przedstawiciele wszystkich grup społecznych, zawodowych i politycznych - od socjalistów, po członków Stronnictwa Narodowego, a przede wszystkim byli to chłopi i robotnicy. To było powstanie antykomunistyczne, przede wszystkim chłopskie, z domieszką inteligencji, ale przede wszystkim chłopskie.
WP: Mówi pan, że również, jak pan ich określa - "pseudohistorycy" oraz niektórzy publicyści, podtrzymują tę wersję historii z propagandy z czasów PRL, czy po ponad 20 latach udało się tę propagandę skutecznie odkłamać?
- Jeśli spojrzymy na działania propagandy komunistycznej w tym 45-leciu, to zobaczymy, że żadna grupa, która wystąpiła przeciwko komunie, nie spotkała się z tak zmasowanym atakiem propagandowym, jak owi żołnierze wyklęci. Ani uczestnicy Poznańskiego Czerwca, ani uczestnicy Grudnia 70', ani uczestnicy Czerwca roku 1976, ani karnawału "Solidarności" z roku 1980. Wydaje mi się, że stało się tak przede wszystkim dlatego, że była to najbardziej radykalna forma przeciwstawienia się komunie. W tych pierwszych dwóch powojennych latach, stanowili oni zasadniczy problem dla zaprowadzenia ładu komunistycznego w Polsce. Żadna z tych grup późniejszych takiego problemu dla władzy nie stanowiła.
WP: Pojawiają się opinie, że rzeczywiście ta propaganda była przekłamana, ale odnosiła się do rzeczywistych wydarzeń. Czy partyzanci rzeczywiście dopuszczali się przestępstw i nadużyć? Nie zdarzało im się tracić orientacji w tym, kto jest wrogiem?
- Podziemie powojenne było najpowszechniejszą, najbardziej masową formą oporu społeczeństwa polskiego wobec komuny, aż do wybuchu "Solidarności". Przez to podziemie przewinęło się kilkaset tysięcy ludzi, było to co najmniej 250 tys. osób. W każdej organizacji masowej pojawia się element patologii. Tak samo było w okresie Polskiego Państwa Podziemnego, tak samo było i w okresie powojennym. Jeżeli podchodzimy do tej sprawy uczciwie, nie można poprzez ocenianie jednostkowych przykładów, oceniać jakościowo całości tego zjawiska. Należy zobaczyć, czy ze strony dowództw najważniejszych organizacji konspiracji powojennej, było baczenie nad utrzymywaniem dyscypliny, była konsekwencja w utrzymywaniu standardów wyrosłych z okresu Polskiego Państwa Podziemnego i otrzymamy odpowiedź na to pytanie. Było wiele wyroków wydanych na ludziach, którzy wyradzali się ze zdrowej masy ludzi walczących o niepodległość.
Rozmawiał Marcin Bartnicki, Wirtualna Polska