Politolog dr Agnieszka Kasińska-Metryka: największym przegranym roku 2012 jest cała klasa polityczna
Za sprawą dobrze zorganizowanego Euro miniony rok przyniósł Polakom poczucie dumy narodowej. Właśnie tego, jako społeczeństwu, od dawna bardzo nam brakowało - mówi dr hab. Agnieszka Kasińska-Metryka w rozmowie z Wirtualną Polską podsumowując najważniejsze wydarzenia polityczne w Polsce 2012 roku. Prezes Polskiego Towarzystwa Marketingu Politycznego przyznaje, że największym wygranym minionego roku był Bronisław Komorowski, zaś za największego przegranego uznaje całą klasę polityczną, której nie udało się odbudować etosu zawodu polityka. Ekspertka podkreśla również, że zarówno dla Donalda Tuska jak i Jarosława Kaczyńskiego miniony rok był zdecydowanie gorszy niż lata poprzednie. W odniesieniu do szefa rządu zaznacza, że w tym roku polityka niebezpiecznie wkroczyła w prywatne życie Donalda Tuska.
29.12.2012 | aktual.: 09.01.2013 10:34
WP: Największe wydarzenie polityczne tego roku?
- Jeśli miałabym wskazać konkretną partię, to na pewno byłoby nią PSL i zmiana lidera z Waldemara Pawlaka na Janusza Piechocińskiego. Jednak - mówiąc najogólniej - wydaje mi się, że najważniejszy był kryzys, który wpłynął na funkcjonowanie wszystkich partii i ocenę rzeczywistości. Wiele wydarzeń zainicjowanych w tym roku – jak in vitro czy podniesienie wieku emerytalnego – będzie miało swoje dalekosiężne konsekwencje w przyszłości.
WP: A skupiając się na dwóch liderach – PiS i PO?
- Dla Platformy takim najważniejszym wydarzeniem – choć nie politycznym sensu stricte– było w ocenie większości komentatorów dobrze zorganizowane Euro 2012. To przyniosło nam poczucie dumy narodowej, czego nam, jako społeczeństwu, od bardzo dawna brakowało. Paradoksalnie był to także czas odpoczynku od polityki, co większość społeczeństwa przyjęła z ulgą.
WP: Tyle, że ten sukces był od dawna bardzo precyzyjnie zaplanowany, szczególnie – jak można przypuszczać – również pod kątem naprawy politycznego PR Platformy.
- Gdyby się coś nie powiodło przy organizacji, na przykład ze względów bezpieczeństwa, to wiadomo, że opozycja by nie oszczędziła PO. Oczywiście można patrzeć na Euro przez pryzmat „chleba i igrzysk”, albo przeinwestowania w obiekty sportowe, ale należy także zauważyć zyski wizerunkowe, które mogą zaprocentować w przyszłości. Generalnie jednak mijający rok był trudny dla Platformy Obywatelskiej, gdyż było mnóstwo spraw, które ją obciążały. Część wynikała z zaniechania samej partii – chociażby sprawa ACTA, czy zaniedbania związane ze śledztwem smoleńskim, inne miały uwarunkowania zewnętrzne – pogłębiający się kryzys, zmiana koalicjanta, trudne relacje z Rosją.
WP: Ten rok, inaczej niż poprzednie, należał bardziej do PiS niż PO?
- Na pewno przełomowym wydarzeniem dla partii Jarosława Kaczyńskiego – o charakterze na razie symbolicznym – było zdobycie po wielu latach przewagi sondażowej nad PO. Co prawda październikowa przewaga sondażowa trwała krótko, ale po sześciu przegranych wyborach pojawiła się iskierka nadziei. Nastąpiła widoczna mobilizacja i ofensywa PiS. Pamiętamy wrześniowy marsz „Obudź się, Polsko”, kiedy PiS razem ze związkowcami Solidarności i sympatykami TV Trwam wyprowadziło ludzi na ulice. To pokazało, że te grupy, które czują się wykluczone i zaniedbane przez PO, są zagospodarowane przez PiS.
Sukcesem Jarosława Kaczyńskiego jest zdolność mobilizowania elektoratu i utrzymywania względnie wysokiego poparcia dla swojej partii. Z drugiej strony ten kapitał społeczny jest trwoniony – zbyt liczne marsze powszednieją i tracą swoją doniosłość, a lider PiS ociera się niektórymi wypowiedziami o groteskę.
WP: Sondażowy spadek notowań dla PO rozpoczął się już na początku roku. Według badania TNS OBOP z lutego podczas gdy na PO głosowałoby 28% respondentów, na PiS – 26%. Zdaje się, że PO nie potrafiła wyciągnąć wniosków, skoro w październiku dała się już PiS wyprzedzić.
- Donald Tusk nigdy nie był w stanie przewidzieć, jak czarny scenariusz napisze życie, na czas rządów jego ekipy. Sprawa śledztwa smoleńskiego, która od dwóch lata obciąża ekipę rządzącą, a eksploatowana jest przez opozycję, do tego światowy kryzys gospodarczy i konieczność podejmowania niepopularnych decyzji. Już teraz zwolnienia dotykają duże grupy społeczne, a to niezadowolenie i frustracje będą się jeszcze pogłębiać. Jednocześnie styl działania Tuska jest taki, że wypowiada się nieomal w każdej sprawie, przez co cała odpowiedzialność spada potem na niego. Cokolwiek dzieje się w kraju źle – „wina Tuska”. W tej sytuacji sukcesem jest nadrobienie spadku w sondażach, chociaż nie liczyłabym na to, że w przyszłym roku PO uzyska nagle zdecydowaną przewagę.
WP: Mówi pani, że cała odpowiedzialność spada na Donalda Tuska. W zasadzie jednak obnaża to jego słabość jako lidera partii, że ufa tylko sobie czy też, że sam chce sprawować władzę. To z kolei pokazuje, że nie radzi sobie z problemami wewnątrz PO. No właśnie, w tym roku bardziej niż dotąd?
- Działa mechanizm, o którym politolodzy wiedzą od dawna, że w pewnym momencie elity rządzące wypalają się. Tracą dynamikę, którą miały na początku. Afery bardzo osłabiły zaufanie Donalda Tuska do najbliższego otoczenia; zaczynał z drużyną, a w tej chwili został sam. Kiedy lider chce być odpowiedzialny za wszystko, chce mieć wgląd w różne obszary – podczas gdy powinien te zadania delegować – to jest to wyraz pewnej nieporadności. Co więcej, głosowanie ws. in vitro obnażyło istnienie w PO silnej grupy konserwatywnej; taka frakcyjność do tej pory w PO się nie zdarzała.
WP: Zatem ten rok był najsłabszy w karierze Donalda Tuska jako lidera PO?
- Na pewno Tusk był w tym roku bardziej osamotniony niż w latach poprzednich. Zauważalnie też spada zaufanie społeczeństwa do niego. Patrząc z perspektywy marketingu politycznego, widzę wyraźnie jego większe problemy z komunikacją. Choć wystąpienia Donalda Tuska nadal są poprawne, nie porywają już, nie trafiają wprost do zwykłej osoby. Choć bronią się na tle retoryki PiS i jej lidera, brakuje im już tej świeżości co dawniej.
WP: Może tegoroczne sondaże pokazują nie tyle, że Jarosław Kaczyński wkroczył w 2012 rok z nową świeżością na scenę polityczną, ale że Donald Tusk jest coraz słabszy?
- Zarówno dla Donalda Tuska, jak i Jarosława Kaczyńskiego rok 2012 był gorszy niż poprzednie. Oni są połączeni ze sobą niewidzialną nicią; jeden dla drugiego stanowi punkt referencyjny. Zdiagnozowałabym, że i Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego dotyczy ta sama „choroba”, czyli polityczne osamotnienie. Oczywiście jego przyczyny są różne, ale efekt jest ten sam.
WP: Jakie może mieć to konsekwencje?
- Polacy mając do wyboru między PO a PiS będą szukali tego trzeciego albo jeszcze bardziej odwrócą się od polityki. Już teraz znaczna część obywateli deklaruje, iż polityka nie zajmuje w ich życiu znaczącego miejsca. Z jednej strony utrudnia to budowanie społeczeństwa obywatelskiego, ale z drugiej jest sygnałem, że ludzie bardziej zajmują się samoorganizowaniem codziennego życia niż ideologicznymi sporami. Układ bipolarny budzi znużenie i daje szansę zaistnienia innym formacjom politycznym, w myśl zasady „gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta”. Pytanie tylko, czy miejsce tego trzeciego zajmie odmienione PSL, czy też szansę wykorzysta lewica i łącząc siły SLD z Ruchem Palikota stworzy nową atrakcyjną ofertę.
WP: Brakuje jednak tego silnego przywódcy. Janusz Palikot sam przyznał chcąc bratać się z Aleksandrem Kwaśniewskim, że nie do końca wierzy w siłę Ruchu Palikota. Tymczasem Janusz Piechociński pokazał, że już od początku daje się stłamsić przez Donalda Tuska.
- Myślę, że SLD ma dużo do nadrobienia i dlatego bardziej realne szanse ma w przyszłości PSL. Duża część wyborców trochę bezrefleksyjnie głosuje na PSL, bo jest to partia tradycji i wiadomo, że jeśli nie PO i nie PiS to właśnie PSL. Natomiast pod wodzą Janusza Piechocińskiego, czyli nowego lidera, partia ta ma szanse na poszerzenie elektoratu. Oderwanie się od dosyć skostniałego wizerunku może przyciągnąć do ludowców ludzi młodych, zwłaszcza że Piechociński nie tylko wykonuje pracę „w terenie”, ale jest także bardzo sprawny medialnie i PR-owo. Sadzę, że to może w przyszłości skutkować w wyborach parlamentarnych. WP: Wracając jednak do PiS. W zasadzie poza jesienną ofensywą partia ta nie była jakoś szczególnie aktywna. Wcześniej jakoś tak spokojnie było. Jarosław Kaczyński w tym roku wyraźnie przysnął?
- Nie wiem, na ile były to działania zamierzone, żeby jednak złagodzić ten wizerunek i w którymś momencie odciąć się od retoryki smoleńskiej, a na ile wynikało to z samodzielnych decyzji prezesa. Patrząc na działania Jarosława Kaczyńskiego w minionym roku można odnieść wrażenie, że były one sinusoidalne – okresy letargu, kiedy media dopytywały się, gdzie jest Jarosław Kaczyński i okresy wzmożonej aktywności.
WP: Takim ważniejszym krokiem było przedstawienie prof. Piotra Glińskiego jako kandydata na stanowisko premiera.
- Tak, ale mam wrażenie, że jest to pewien polityczny falstart i tak naprawdę od początku i PiS i prof. Gliński wiedzieli, że jest to działanie symboliczne. Nic nie przemawiało za tym, że nastąpi zmiana premiera. Co się stało później z kandydatem PiS na premiera? Pojawiał się od czasu do czasu w tle wystąpień prezesa, ale tak naprawdę został zmarginalizowany. To było takie zaklinanie rzeczywistości, ponieważ żadne okoliczności nie wskazywały na możliwość wcześniejszych wyborów.
WP: Nie szczęściło się też PO. W tym roku obserwowaliśmy wyjątkowo trudną relację między PO a PSL. Choćby w marcu trwający kilka dni pat w rozmowach między PO a PSL ws. reformy emerytalnej.
- W interesie żadnego z koalicjantów nie leży, żeby dotychczasowa koalicja się rozpadła. Środowisko PSL jest z jednej strony wewnętrznie rozbite – zwolennicy nowego i zwolennicy starego prezesa, ale z drugiej nie jest to partia na tyle silna, żeby mogła nagle z tej koalicji wystąpić czy postawić na jakąś większą samodzielność. PSL zawsze był tzw .partią obrotową i wykreował własny mit ugrupowania, które właściwie z każdym może tworzyć koalicję. Janusz Piechociński potrzebuje czasu na wykazanie się jako lider, ale już teraz jasnym jest, iż przyjął on strategię koncyliacyjną i będzie blisko współpracował z Donaldem Tuskiem.
WP: Nie ma pani jednak wrażenia, że ten rok był najtrudniejszy w relacjach PO-PSL?
- Trudno zważyć ciężar wewnętrznych tarć w koalicji, ale rzeczywiście był to okres szorstkiej przyjaźni opartej na konieczności współpracy. Afery w PSL, zmiana na stanowisku ministra rolnictwa, a wreszcie działania Waldemara Pawlaka, który starał się zaprezentować przed wyborami jako silny gracz, nie przyczyniły się do umocnienia relacji PO-PSL.
WP: Jak przeglądałam materiały, to odniosłam wrażenie, że ten rok jak żaden z poprzednich bardzo godził w prywatne życie Donalda Tuska. Choćby ta słynna konferencja, w której się tłumaczył z powiązań syna z Marcinem P. i OLT Express.
- Zdecydowanie polityka w tym roku niebezpiecznie wkroczyła na życie prywatne Donalda Tuska. Wcześniej roztaczał nad swoją rodziną parasol ochronny i myślę, że to była przemyślana strategia, żeby nie mieszać do polityki rodziny. Ale z drugiej strony, jak patrzę na to, co dzieje się w innych państwach, to jest naturalna tendencja, najbardziej widoczna w czasie wyborów, ale przenosząca się również na okres powyborczy. Jeżeli nie ma argumentów merytorycznych, żeby zaatakować lidera, to przyjrzyjmy się jego rodzinie. Zawsze można gdzieś coś na kogoś znaleźć. I myślę, że te doświadczenia wpłynęły na dalszą nieufność Donalda Tuska do otoczenia i zniechęcenie samego lidera. Bo chyba te kwestie rodzinne Tusk przeżywał najmocniej. Ale myślę, że to jest też pewien pakiet i każdy polityk tak doświadczony jak Donald Tusk musi się z tym liczyć.
WP: Mam wrażenie, że do życia prywatnego Jarosława Kaczyńskiego już się trochę przyzwyczailiśmy.
- Marta Kaczyńska sama się w tej przestrzeni politycznej ulokowała. Swoimi wystąpieniami o cechach głosu politycznego a nie osoby prywatnej sprowokowała zarówno falę krytyki jak i zyskała wielu zwolenników. Dzieci Donalda Tuska do tej pory dystansowały się od polityki. Zresztą w życiu prywatnym Jarosława Kaczyńskiego tak dużo się nie dzieje. Marcin Dubieniecki i Marta Kaczyńska byli w obszarze zainteresowania mediów, ale sami to zainteresowanie wywoływali. Trzymający się z daleka od polityki Michał Tusk, stał się z dnia na dzień atrakcyjny medialnie, właśnie ze względu na walor nowości i możliwość budowania sensacyjnych newsów uderzających w osobę premiera.
WP: Co dalej z lewicą? Odejście Marka Siwca z SLD odbije się na przyszłorocznym powodzeniu partii pod rządami Leszka Millera?
- Marazm, w którym tkwi partia Leszka Millera trwa już zbyt długo. W tym roku SLD zaliczyło wiele wpadek wizerunkowych, choćby za sprawą wypowiedzi rzecznika partii Dariusza Jońskiego, czy to na temat minister Joanny Muchy i na temat daty Powstania Warszawskiego. Paradoksem jest to, że Leszek Miller musiał tłumaczyć się z wypowiedzi swojego rzecznika. To, o czym pani wspomniała, czyli wystąpienie Marka Siwca, jednej z najbardziej rozpoznawalnych twarzy lewicy, też nie przysłużyło się jej wizerunkowi. Myślę, że jedynym ratunkiem może być połączeni się partii lewicowych, tym bardziej, że miejsce na scenie politycznej dla nich jest.
WP: Kto jest największym wygranym politykiem tego roku?
- Myślę, że bez wątpienia Bronisław Komorowski. Jest duże poparcie dla prezydenta. Wydaje się, że prowadzi on bardzo powściągliwą politykę, ale jak widać, w tych czasach burzliwych to właśnie brak agresywnego języka czy politycznych wolt jest ceniony. Paradoksalnie właśnie normalność jest w cenie, a Bronisław Komorowski już chyba dobrze odnalazł się w roli głowy państwa.
WP: Problem jest w tym, że jego rola jest wizerunkowa, trudno wskazać lidera spośród tych, którzy sprawują faktyczne rządy.
- Tak, ale jak sięgniemy do Konstytucji to funkcją głowy państwa jest arbitraż. Akurat z tej funkcji Komorowski się dobrze wywiązuje. Natomiast rzeczywiście brakuje wyraźne triumfującego lidera i to nawet w sytuacji, gdy partie są coraz silniej spersonalizowane..
WP: A kogo możemy określić największym przegranym polskiej polityki w 2012 roku?
- Przegranych jest wielu i to po każdej stronie sceny politycznej. Zaczynając od liderów największych partii, przez polityków, którzy próbowali stworzyć własne formacje, a teraz stanowią polityczny plankton, po przywódców związkowych, którzy wikłają się w partyjne rozgrywki.
WP: Podsumowując: ten rok dla naszej polityki krajowej był raczej wygrany czy przegrany?
- Znając polityków i ich skłonność do samozadowolenia można się spodziewać, iż koalicja wymieni setki powodów żeby uznać ten rok za udany, a opozycja wskaże równie dużo klęsk i porażek rządzącej ekipy. Z perspektywy badacze oceniam miniony rok w polskiej polityce jako nazbyt zachowawczy. Nie wydarzyło się nic, co pomogłoby wzmacniać społeczne zaufanie wobec państwa, a co gorsza język polityki i agresja we wzajemnych relacjach sprowadziły scenę polityczną do poziomu politycznego magla.
Rozmawiała Anna Kalocińska, Wirtualna Polska