Policja brutalnie rozpędza protest w Moskwie
Siły specjalne policji OMON rozpędziły oponentów Władimira Putina, którzy po zakończeniu legalnej manifestacji na placu Aleksandra Puszkina w centrum Moskwy, próbowali zorganizować tam bezterminową akcję protestacyjną. Zatrzymano co najmniej 500 osób. OMON-owcy interweniowali bardzo brutalnie. Protestujących przewracano, wykręcano im ręce. Odpychano też dziennikarzy.
05.03.2012 | aktual.: 05.03.2012 22:52
Są zatrzymani. Wśród nich - przywódczyni Ruchu w Obronie Lasu Chimkińskiego Jewgenia Czyrikowa, znany adwokat, bojownik z korupcją i bloger Aleksiej Nawalny, lider ruchu Solidarność Ilja Jaszyn oraz przywódca radykalnego Frontu Lewicy Siergiej Udalcow, który podczas wiecu zapowiedział, że nie zejdzie z placu dopóty, dopóki z Kremla nie odejdzie Putin.
W demonstracji na placu Puszkina uczestniczyło około 20 tys. ludzi. Taką liczbę uczestników podali organizatorzy protestu. Według policji w manifestacji wzięło udział około 14 tys. osób. Po wiecu na placu pozostało 500-600 osób.
Deputowany do Dumy Państwowej z ramienia socjalistycznej Sprawiedliwej Rosji Ilja Ponomariow próbował przekonać policjantów, że ludzie, którzy pozostali na placu, uczestniczą w spotkaniu z jego udziałem, co - jak zaznaczył - nie jest nielegalne.
Wyparci z placu opozycjoniści próbowali później zorganizować pochód na ulicy Twerskiej. Również tę akcję rozpędził OMON.
Uczestnicy manifestacji na placu Puszkina domagali się odejścia Putina. Przyjęli też rezolucję, w której ocenili, że niedzielne wybory prezydenckie nie były wolne i uczciwe. Podkreślili, że cała machina państwa i media pracowały na jednego kandydata - Putina.
W dokumencie wskazano, że takie wybory nie mają legitymacji. - Potwierdzamy nasze wcześniejsze żądania. Domagamy się szeroko zakrojonej reformy politycznej, a także przeprowadzenia wolnych i uczciwych wyborów parlamentarnych i prezydenckich - głosi rezolucja.
Uczestnicy akcji wezwali Rosjan do kontynuowania protestów do czasu aż żądania te zostaną spełnione.
Zwracając się do zebranych, jeden z konkurentów Putina w niedzielnych wyborach prezydenckich miliarder Michaił Prochorow zapowiedział, że będzie kontynuować walkę o wolną Rosję, w której - jak podkreślił - obywatele będą głosować nie ze strachu, lecz z godnością. - Zrobię wszystko, by nastąpiły zmiany. Razem zwyciężymy - oświadczył.
Z kolei były premier Michaił Kasjanow oznajmił, że protestujący nie chcą rewolucji. - Chcemy wolnych wyborów. Chcemy zmian. I do zmian doprowadzimy - podkreślił.
Wtórował mu były wicepremier, a obecnie współprzewodniczący Partii Wolności Narodowej (Parnas) Borys Niemcow, który oświadczył, że w niedzielę w Rosji miały miejsce nie wybory, lecz jedno wielkie fałszerstwo. - Złapaliśmy oszustów i złodziei za ręce - dodał.
Natomiast lider Zjednoczonego Frontu Obywatelskiego (OGF) Garri Kasparow zauważył, że ekipa Putina "ukradła nie tylko ropę i budżet, lecz także kradnie dusze Rosjan". - Rosja może być wielka tylko bez Putina - zaznaczył.
Przywódca radykalnego Frontu Lewicy Siergiej Udalcow zapowiedział z kolei, że nie zejdzie z placu dopóty, dopóki z Kremla nie odejdzie Putin. - Rosja bez Putina! - zawołał. - Rosja bez Putina! - odpowiedzieli zgromadzeni.
Udalcowa poparł deputowany do Dumy Państwowej z ramienia socjalistycznej Sprawiedliwej Rosji Ilja Ponomariow, który zaproponował zorganizowanie na placu Puszkina bezterminowego spotkania ze swoim udziałem.
Wśród występujących byli też popularni liderzy rosyjskiego społeczeństwa obywatelskiego Jewgienia Czyrikowa i Aleksiej Nawalny oraz przywódcy demokratycznej partii Jabłoko Grigorij Jawliński i Siergiej Mitrochin.
Uczestnicy manifestacji przyjęli rezolucję, w której ocenili, że niedzielne wybory nie były wolne i uczciwe. Podkreślili, że cała machina państwa i media pracowały na jednego kandydata - Putina.
W dokumencie wskazano, że takie wybory nie mają legitymacji. - Potwierdzamy nasze wcześniejsze żądania. Domagamy się szeroko zakrojonej reformy politycznej, a także przeprowadzenia wolnych i uczciwych wyborów parlamentarnych i prezydenckich - głosi rezolucja. Uczestnicy akcji wezwali Rosjan do kontynuowania protestów do czasu aż żądania te zostaną spełnione.
Kilkadziesiąt minut wcześniej po drugiej stronie ulicy Twerskiej demonstrowało około 300 aktywistów Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej (KPRF), której lider Giennadij Ziuganow również uznał wybory prezydenckie za pozbawione legitymacji i nieuczciwe.
Natomiast na pobliskim placu Maneżowym kilka tysięcy stronników Putina manifestowało poparcie dla prezydenta-elekta. Oba te zgromadzenia też były legalne.
Zgody na swoją akcję nie mieli natomiast aktywiści radykalnej Innej Rosji Eduarda Limonowa, którzy na placu Łubiańskim, w samym sercu Moskwy, próbowali protestować przeciwko sfałszowaniu wyborów parlamentarnych i prezydenckich. Zostali brutalnie rozpędzeni przez policję. Zatrzymano około 50 osób.
Przy placu Łubiańskim znajdują się siedziby Centralnej Komisji Wyborczej (CKW) i Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB)
.
Wśród zatrzymanych są m.in. Limonow i przywódca rosyjskich skrajnych nacjonalistów Dmitrij Diemuszkin. Zatrzymano też kilku dziennikarzy. Kilku innych zostało poturbowanych przez interweniujących funkcjonariuszy.
Władze skoncentrowały w centrum stolicy tysiące policjantów, funkcjonariuszy sił specjalnych policji OMON i żołnierzy wojsk wewnętrznych MSW.
Również w Petersburgu policja rozpędziła manifestację przeciwników Putina. Około 1500 demonstrantów, skandujących m.in. "Putin - wstyd!", usiłowało zebrać się w centrum miasta, gdzie władze rozmieściły znaczne siły policyjne, aby nie dopuścić do opozycyjnych manifestacji. Około 300 osób zostało zatrzymanych.