Nie tylko warszawiacy mogą głosować w referendum ws. odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że w październiku, do stolicy migrować będą nie tylko studenci, ale i osoby chcące zamanifestować w referendum swoje poglądy polityczne. O przyszłości Hanny Gronkiewicz-Waltz zadecydują nie tylko zameldowani mieszkańcy, ale wszyscy, którzy złożą odpowiedni wniosek. Najwyraźniej zasada ograniczonego zaufania nie obowiązuje wśród urzędników.
29.08.2013 | aktual.: 29.08.2013 12:39
Zgodnie z ustawą regulującą zasady przeprowadzania lokalnego referendum, głosować mogą nie tylko zameldowani, ale też zamieszkujący stolicę. Osoby bez warszawskiego meldunku mogą zostać dopisane do rejestru wyborców, jeśli złożą wniosek w odpowiednim urzędzie dzielnicy. Wniosek musi zawierać kserokopię dokumentu stwierdzającego tożsamość, a także pisemną deklarację z danymi osobowymi, w tym adresem stałego zamieszkania. Jest to decyzja wydawana w trybie postępowania administracyjnego.
To otwiera furtkę dla środowisk opozycyjnych, które mogą "zadbać" o elektorat spoza Warszawy. Urzędnicy bowiem będą weryfikować dane zawarte we wnioskach tylko w przypadkach budzących wątpliwości. Jak wyjaśnia Justyna Michalak z Urzędu Miasta, w takiej sytuacji "urzędnik może zwrócić się do osoby składającej wniosek o dopisanie do rejestru o dodatkowy dokument potwierdzający fakt stałego zamieszkiwania w Warszawie" np. umowę najmu lokalu. Warto podkreślić, że poświadczenie nieprawdy jest przestępstwem w myśl artykułu 271 kodeksu karnego i zagrożone jest karą grzywny albo ograniczenia wolności.
Czy 13 października liczba "mieszkańców" Warszawy gwałtownie wzrośnie? Pewne jest, że polityczni przeciwnicy będą chcieli zmobilizować siły i zwiększyć liczbę wyborców. Bo frekwencja to klucz do obalenia, albo pozostawienia na stanowisku Gronkiewicz-Waltz.
O udział warszawiaków w wyborach nie martwi się Piotr Guział. Jego zdaniem na szeroki udział wpłynie nawoływanie premiera Donalda Tuska, by nie głosować i przekorność warszawiaków. Poza tym Polacy są coraz bardziej nieufni wobec lidera Platformy. Ale do zignorowania referendum zachęcają też Bronisław Komorowski, który prowadzi w rankingach popularności i prymas, autorytet dla wielu Polaków. Abp Józef Kowalczyk w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" określił referendum jako "akt polityczny o jednoznacznym celu".
Istnieje jednak duże prawdopodobieństw, że do urn pójdzie wymagane 389 430 osób, a frekwencja wyniesie 26 proc., bo udział w poprzednich wyborach, spośród wszystkich największych miast, był w Warszawie najwyższy. W 2011 roku w wyborach parlamentarnych wyniósł niemal 70 proc., a w 2010 roku, w samorządowych - blisko 50 proc.
Lista zarzutów stawianych Gronkiewicz-Waltz jest długa: brak synchronizacji i kontroli nad inwestycjami, problemy z ustawą śmieciową i podwyżki cen biletów komunikacji miejskiej. Zdaniem środowisk opozycyjnych, administracja i struktury biurokratyczne w Ratuszu nadmiernie się rozrosły. Ponadto miasto popada w coraz większe zadłużenie - przed sześcioma laty wynosiło 2 mld 901 mln zł, a pod koniec tego roku ma wzrosnąć do 5 mld 934 mln zł. Przeciwnicy Gronkiewicz-Waltz zauważają, że przez pracę akademicką i działalność partyjną, prezydent nie poświęca wystarczająco dużo czasu sprawom miasta.
Partie opozycyjne już zacierają ręce i szykują własnych kandydatów. Jarosław Kaczyński uważa, że w fotelu prezydenta stolicy powinien zasiąść Piotr Gliński. Ruch Palikota stawia na Andrzeja Rozenka, a Stowarzyszenie Republikanie na Przemysława Wiplera. W kuluarach pojawiają się nazwiska Ryszarda Kalisza, a nawet Piotra Guziała, pomysłodawcy referendum. W przypadku niekorzystnego dla Platformy wyniku, ich asem w rękawie ma być Małgorzata Kidawa-Błońska, której zadaniem byłoby ograniczenie inwestycji w mieście.
Wszelkie koszty związane z przygotowaniem i przeprowadzeniem referendum pokryje budżet samorządowy. Rada Miasta zapłaci m.in. za diety dla komisji. Budżet państwa obciążony jest w niewielkim stopniu, sfinansuje zadania komisarza wyborczego i wydruk kart do głosowania. To ostatnie to koszt rzędu 250 tys. zł. Większym ciężarem dla centralnego portfela będą ewentualne przedterminowe wybory, które według szacunków kosztować mogą 2 mln zł. Z kalendarza wyborczego wynika, że obecna kadencja samorządowców kończy się w listopadzie 2014 r., a więc planowe wybory włodarzy miasta miałyby się odbyć za rok.
Prezydent Warszawy stwierdziła, że "nie jest właściwe referendum na rok przed wyborami". - W związku z tym nie ma potrzeby uczestniczyć w referendum, jak za rok będą mieli wyborcy różnych kandydatów, z różnymi programami - mówiła w telewizji TVN Gronkiewicz-Waltz.
Zbieranie podpisów rozpoczęło się po tym, jak prezydent nie przyjęła stawianego przez burmistrza Ursynowa ultimatum. Prezydent Warszawy nie wycofała się z podwyżek cen biletów komunikacji miejskiej, obniżenia opłat za wywóz śmieci oraz prywatyzacji kuchni i stołówek szkolnych.
W ostatnich latach w Polsce często sięga się po narzędzia demokracji bezpośredniej. Podczas obecnej kadencji samorządu odbyły się już 83 referenda w sprawie odwołania władz lokalnych. W ich wyniku fotele prezydenckie straciło 2 prezydentów miast, odwołano 6 burmistrzów i 4 wójtów, a także 4 rady. Za każdym razem gdy frekwencja była wystarczająca, stanowiska tracili lokalni włodarze.
Katarzyna Galant, Wirtualna Polska