"Libia spełnia już kryteria państwa upadłego". To rosnący problem także dla Europy
Libia, jako państwo, w szybkim tempie rozpada się na naszych oczach i przekształca w "czarną dziurę" regionalnego bezpieczeństwa - ocenia analityk Tomasz Otłowski. Ekspert podkreśla, że w kraju, gdzie niemal jedną trzecią terytorium kontrolują islamiści, każdy walczy z każdym. To musi budzić obawy nie tylko w regionie, ale także na Starym Kontynencie. U bram Europy nabrzmiewa kolejny problem.
23.05.2014 13:41
W cieniu krwawej wojny w Syrii, przyciągającej uwagę międzynarodowej opinii publicznej, na drugim krańcu obszaru MENA (Middle East & North Africa - Bliski Wschód i Afryka Północna) toczy się inny konflikt, nieco zapomniany i z rzadka obecny na czołówkach światowych mediów. Pełzająca wojna domowa w Libii, bo o niej mowa, ma jednak w istocie niemal dokładnie te same przyczyny, co konflikt syryjski. Obie te wojny są pokłosiem rewolt tzw. Arabskiej Wiosny, które w 2011 roku wywróciły dawny ład geopolityczny całego "szerokiego" Bliskiego Wschodu, doprowadzając do ruiny względnie stabilne niegdyś kraje i spychając je na krawędź całkowitej dezintegracji.
Trudno nie zauważyć, że sytuacja wewnętrzna w Libii pogarsza się systematycznie od chwili obalenia reżimu Muammara Kadafiego, co nastąpiło niemal dokładnie trzy lata temu. Koniec trwających kilka dekad rządów groteskowego satrapy nie oznaczał bynajmniej nastania ery spokoju i stabilności dla Libii i jej mieszkańców. Złożyło się na ten stan rzeczy kilka przyczyn: zróżnicowany skład etniczny libijskiego społeczeństwa i jego równie skomplikowany plemienno-klanowy charakter, zaszłości historyczne (w tym zwłaszcza tradycyjna rywalizacja i podziały między Cyrenajką a Trypolitanią) oraz silna obecność struktur islamskich ekstremistów, którzy "zasłużyli się" podczas rewolucji i wojny z reżimem Kadafiego. Kombinacja tych czynników kształtuje dzisiejszą rzeczywistość w Libii, wpływając destabilizująco na wszelkie wysiłki modernizacyjne i reformatorskie.
Nie bez znaczenia w tym kontekście jest także fakt, że społeczeństwo libijskie funkcjonowało do chwili obalenia władzy Kadafiego w zupełnie odmiennym środowisku polityczno-ustrojowym, innym niż w pozostałych państwach regionu. Specyfika ustroju i systemu politycznego Wielkiej Arabskiej Libijskiej Dżamahiriji Ludowo-Socjalistycznej nie da się porównać z niczym, co kiedykolwiek istniało w tej części świata (a i poza nią niełatwo znaleźć stosowne odpowiedniki).
Sprawia to, że Libijczycy w swej przeważającej większości nie posiadają dziś absolutnie żadnych doświadczeń i wiedzy na temat funkcjonowania współczesnych organizmów państwowych (i to niezależnie od tego, czy panuje w nich demokracja czy też dyktatura). Zamiast tego (a może: dlatego?) wolą dzisiaj odwoływać się do tradycyjnych, sprawdzonych przez wieki struktur władzy, opartych o klany i plemiona, z ich zasadami, normami i regułami życia, odwołującymi się do tradycyjnych, z reguły konserwatywnie interpretowanych zasad religii islamskiej. Zapewne w części tłumaczyłoby to zadziwiający wielu zachodnich komentatorów rozkwit struktur radykalnego islamu na terenie Libii i wysoki stopień społecznego przyzwolenia na ich funkcjonowanie.
Państwo upadłe
Generalnie, w trzy lata po formalnym odzyskaniu wolności Libia należy dziś do faktycznych pariasów regionu. Już nawet Jemen czy Sudan - kraje równie słabe i niemalże z definicji skazane na chroniczną niestabilność (zresztą z podobnych, co Libia przyczyn) - znajdują się obecnie w relatywnie lepszej kondycji. Pomimo swego naturalnego bogactwa - olbrzymich złóż ropy naftowej i gazu ziemnego, będących potencjalnym źródłem dobrobytu - Libia nie może dźwignąć się z ruin gwałtownego konfliktu z 2011 roku oraz wcześniejszego kilkudziesięcioletniego zapóźnienia w rozwoju, spowodowanego izolacją i międzynarodowymi sankcjami. Libia spełnia już w zasadzie wszelkie kryteria państwa upadłego. W kraju, rozdartym konfliktami na każdym możliwym poziomie i płaszczyźnie, walczą dzisiaj wszyscy ze wszystkimi - przy czym stawką jest nie tylko władza tytularna w państwie, rozumiana jako stanowiska i apanaże. Konfrontacja toczy się przede wszystkim o dostęp do złóż surowców naturalnych i ich szlaków transportowych, o kontrolę nad
ujęciami/źródłami wody pitnej, portami czy lotniskami, o tradycyjnych szlakach przemytniczych nie wspominając.
Zamęt pogłębiają waśnie między poszczególnymi plemionami lub klanami, a że rywalizacja między niektórymi z nich sięga czasami naprawdę zamierzchłej przeszłości (jeszcze tej przedkolonialnej), to szanse na jej zakończenie są nikłe. Podobnie jak małe są nadzieje na rychłe pogodzenie się dwóch odwiecznie skonfrontowanych grup etnicznych - Arabów i Berberów. Nawet pomimo faktu, że to berberyjskie milicje walnie przyczyniły się do zajęcia Trypolisu w sierpniu 2011 roku, co przypieczętowało los reżimu Kadafiego. Niestety, inne berberyjskie ludy - zwłaszcza Tuaregowie - do samego końca trwali przy dyktatorze, za co płacą dzisiaj w "wolnej" Libii wysoką cenę.
Na wszystko to nakłada się wreszcie całkiem świeżej daty aktywność islamskich radykałów spod znaku Al-Kaidy. Ekstremiści intensywnie krzewią w Libii swoją wizję islamu, zwalczając nie tylko "niewiernych" i niszcząc ślady ich dawnej obecności w tym kraju (np. cmentarze żołnierzy z okresu II wojny światowej)
, ale też "heretyków" z muzułmańskiego nurtu mistycznego sufich. Islamiści de facto przejęli zresztą kontrolę nad niemal trzecią częścią Libii, ustanawiając tam swe rządy, budując bazy, składy logistyczne i obozy szkoleniowe, gdzie szkolą się adepci dżihadu z całego regionu, a także Europy. Islamistyczne bojówki sieją też terror w głównych libijskich miastach, nie wyłączając Trypolisu.
Problemy, które dopiero nadejdą
W takich warunkach zbudowanie względnie stabilnego, efektywnego systemu administracji i struktur państwa jest praktycznie nierealne. Nic więc dziwnego, że Libia stacza się stopniowo w odmęty politycznego i ekonomicznego chaosu.
Niedawne walki w Trypolisie z udziałem kilku różnych formacji paramilitarnych, z których każda wspierana była przez "własne" jednostki budowanej z mozołem libijskiej armii (w tym lotnicze), świadczą o nadzwyczajnej powadze sytuacji. Libia - jako państwo - w szybkim tempie rozpada się na naszych oczach i przekształca w "czarną dziurę" regionalnego bezpieczeństwa. Jak mogą wyglądać skutki takiego stanu rzeczy dla najbliższego międzynarodowego otoczenia Libii, można było przekonać się już w 2012 roku, gdy usadowieni w tym kraju islamiści ponieśli płomień "świętej wojny" do sąsiedniego Mali. A można być pewnym, że był to zaledwie przedsmak tego, co może nas czekać w nieodległej przyszłości.
Postępująca w zastraszająco szybkim tempie "somalizacj" Libii zdaje się nie niepokoić Zachodu. Stany Zjednoczone, pod słabym przywództwem politycznym obecnej administracji, wolą formalnie skupiać uwagę na regionie Pacyfiku i Azji Wschodniej. Unia Europejska natomiast wydaje się być po prostu politycznie i strukturalnie niezdolna do jednoczesnego zarządzania dwoma bardzo poważnymi kryzysami na swych bezpośrednich rubieżach (Ukraina i obszar MENA).
W rezultacie u południowych granic Europy nabrzmiewa problem, który już niedługo może przerodzić się w poważny kryzys zarówno w aspekcie bezpieczeństwa (ekspansja terroryzmu islamskiego i proliferacja różnego typu broni), jak też humanitarnym (uchodźcy i emigranci do Europy, klęska głodu w regionie itd.). Dramatyczne konsekwencje ziszczenia się takiego scenariusza poniosą nie tylko mieszkańcy Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, ale też Europejczycy, wciąż jeszcze złudnie przekonani o istnieniu aksjomatu bezpiecznego i stabilnego Starego Kontynentu.
Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.