Życie za 500 zł


Życie za 500 zł

18.11.2008 | aktual.: 22.04.2010 11:17

523 zł – taką pensję otrzymuje Piotr. Jak radzą sobie osoby, których miesięczne wynagrodzenie jest dużo niższe od ustawowego minimum?

- Kupuję produkty w najtańszych sklepach. I to te podstawowe: chleb, margarynę, serek topiony, bardzo rzadko wędlinę. Stołuje się w barze mlecznym. Tam jadam właściwie tylko zupy za 2,30 zł. Raz w tygodniu jadam w barze posiłek mięsny. A przecież opłacam jeszcze rachunki za energię elektryczną i płacę czynsz. Dwa miesiące temu zachorowałem. Myślałem, że wyleczę się domowymi sposobami, ale nie udało się. Wybrałem się do lekarza, antybiotyk kosztował 40 zł. Musiałem się zadłużyć. Do dziś odczuwam finansowe skutki choroby – mówi Piotr, pracuje na pół etatu jako stróż nocny, ma 48 lat. Jak mówi nie może znaleźć innej pracy.

Wcześniej pracował jako pomocnik na budowie, był też sprzątaczem w szkole, parkingowym. Nie ma kwalifikacji, by pracować w innym charakterze. Ale szefowie zawsze wystawiali mu pozytywną opinię i byli zadowoleni z jego pracy. Piotr zawsze tracił pracę, bo szef albo się przenosił albo rozpoczynał inny biznes, w którym nie było miejsca dla Piotra. Jak twierdzi w poprzednich pracach zarobki miał satysfakcjonujące - twierdzi, że było go stać na normalne życie. Do tego dorabiał sobie. Gdy stracił ostatnią pracę, załamał się, pojawił się dolegliwości – zaczęły go boleć stawy. Lekarz powiedział, że o dorabianiu na budowie, noszeniu ciężkich przedmiotów, a nawet długotrwałym staniu, nie ma mowy. Dodał, że choroba jest zbyt „lekka” by ubiegać o rentę.

- Nie narzekam, tak mi się ułożyło życie. Zawsze miałem dobrych szefów. Niestety teraz stało się tak, że ledwo ciągnę do pierwszego. Nie podejrzewałem, że mogę tak upaść, zawsze byłem dość przedsiębiorczy, nie brakowało mi pieniędzy. Może jeszcze coś znajdę, pewnie będę musiał podjąć pracę właśnie na budowie, chociaż lekarz odradzał. To trochę moja wina, bo gdy w miarę mi się wiodło, nie myślałem o dokształcaniu się, czy szkoleniach. Teraz, gdy szukałem pracy, okazało się, że właściwie nic nie potrafię. Wybrałem się nawet na szkolenia organizowane przez urząd pracy. Ale prawdę mówiąc, dowiedziałem się tylko wszystkiego o rozmowach kwalifikacyjnych. Liczyłem na to, że nauczę się obsługi komputera, czy jakiejś maszyny, po prostu czegoś konkretnego – przyznaje Piotr.

Dzienny limit wydatków Ewy to 9 zł. Chleb, smalec, czasem jajka i mleko. Ewa gotuje na obiad najczęściej makaron na mleku. Czasem syn zaprasza ją na obiad albo przynosi jedzenie. Jej emerytura wynosi 436 zł. W ubiegłym miesiącu lekarz zapisał jej leki za 32 zł. Nie wykupiła. Od lat choruje na nerki, ale twierdzi, że jeszcze nie jest tak źle.
- Krótko pracowałam zawodowo, stąd taka niska emerytura. Byłam sprzątaczką w bibliotece i kelnerką. Nigdy nie było tak źle. Gdy żył mój mąż, radziliśmy sobie wspaniale. On był marynarzem i jego pensja była jedną z wyższych w kraju. Mam dwoje dzieci, ale one same ledwo sobie radzą. Nie chcę ich obciążać. Jest trudno, ale nie poszłam po zapomogę, to poniżające. Poproszę o ich pomoc, gdy całkowicie zaniemogę – opowiada Ewa Toryś, emerytka z Gdańska.

544 zł tyle wynosi miesięczny zarobek Weroniki. Kobieta pracuje na czarno jako kelnerka w restauracji pod Poznaniem. Ma 24 lata.
- Bardzo zależy mi na tej pracy. I na pewno wreszcie otrzymam stałą pracę i wyższe wynagrodzenie. Szef twierdzi, że za kilka miesięcy podpiszemy umowę. Dlatego nadal u niego pracuję. Mieszkam niedaleko, praca bardzo mi odpowiada. Nie chcę innej. Wierzę szefowi. Chociaż pracuję już tak prawie rok. Jak daję radę żyć za 500 zł. Jest fatalnie, ale okazuje się, że można. Obiady jadam w restauracji, chociaż nie mogę już na nie patrzeć, ale zmuszam się. Kupuję najtańsze artykuły, chleb, w lecie – pomidory, serek topiony, zupki, jakieś puszki mięsne z przeceny. Ciuchy kupuję w „ciuchlandach” albo na targowisku. Mieszkam u koleżanki, za wynajem płacę niewiele, właściwie tylko rachunek za energię elektryczną. Ona zarabia więcej i tymczasowo bierze na siebie czynsz. Ale już zaczyna się robić niemiła atmosfera. Wiem, że taka sytuacja nie może trwać w nieskończoność – mówi Weronika.
Krzysztof Winnicki

Zobacz także
Komentarze (0)