Żurnalista tu i tam
Chrzanowianin Artur Pomper wyjechał do Wielkiej Brytanii. Od czterech miesięcy ma w lokalnej prasie – „Herald Express” własną kolumnę.
Jak to się stało, że trafiłeś do brytyjskiej gazety?
– Sam się zgłosiłem. Na początku poproszono mnie o napisanie listu do redaktora naczelnego, z którym się później spotkałem. Stanęło na tym, że mam napisać dla nich artykuł. Napisałem go i... tyle. Tekst się spodobał, ale jego wydanie przeciągało się w czasie. Kiedy wróciłem po wakacjach okazało się, że zmienił się naczelny.
I artykuł przepadł?
– Nie. Nowy redaktor potrzebował czasu, żeby wdrożyć się w sprawy redakcji, a potem sam do mnie zadzwonił. Przekonałem go, żeby część mojej kolumny ukazywała się po polsku. To był mój pomysł. Stwierdziłem, że skoro mam pisać dla Polaków, to dlaczego nie pisać po polsku? Po angielsku nie będą chcieli tego czytać...
A czytają?
– Tak naprawdę nie mam pojęcia, ilu Polaków czytuje moje artykuły. Czasem piszą do mnie e–maile, albo zwracają się z prośbą, żeby interweniować w jakiejś sprawie.
O czym piszesz?
– O rzeczach lokalnych. No i dotyczących Polaków mieszkających w Anglii. O tym, że pojawiły się nowe miejsca pracy albo nowe usługi dla Polaków. Ostatnio byłem na imprezie, na której grał polski DJ.
Dużo rodaków mieszka w Twojej okolicy?
– Nie ma oficjalnych danych na ten temat. Ale jest ich dużo. Pracują praktycznie wszędzie.
W Chrzanowie prowadziłeś internetowy dziennik miasta. Są jakieś różnice, między byciem dziennikarzem w Polsce a w Wielkiej Brytanii?
– W mojej angielskiej redakcji bywam najrzadziej, jak się da. Pracuję głównie w terenie, mam internet i telefon i to wystarcza, żeby się skontaktować. Więc raczej nie wiem, jak wygląda praca w brytyjskiej redakcji. Wiem, że angielscy dziennikarze też są tak zalatani jak ci polscy. Ale zarobki mają zupełnie inne.
Znasz jakiegoś innego polskiego dziennikarza, pracującego w Twojej okolicy?
– Nie. Jestem chyba jedyny.
Co Ci się najbardziej podoba w tej pracy?
– Udało mi się spotkać i poznać wielu fajnych ludzi. No i dostaję za to kasę, więc nie jest to czyste hobby. Kokosów wprawdzie nie zarabiam, bo nie jestem dziennikarzem etatowym, ale na piwo wystarcza... (śmiech)
Anna Głuch