Zginęła, chcąc uratować psa?
Około 50-letnia kobieta o nieustalonych do tej pory personaliach zginęła w studzience kanalizacyjnej w Łodzi. Ciało było zaklinowane głową do dołu w studzience o głębokości ponad trzech metrów i średnicy około 50 cm.
Są dwie hipotezy. Albo kobieta ratowała swojego psa, który podczas spaceru wpadł do studzienki przez uchylony właz, albo potknęła się i wpadła do środka, a pies skoczył za nią.
Zwłoki kobiety znalazł w sobotę nad ranem przechodzień. - Zobaczyłem otwarty właz, więc podszedłem i zajrzałem do środka - mówi mężczyzna. - Wtedy okazało się, że jest tam jakiś człowiek. Wezwałem policję. Na miejsce przyjechały wszystkie służby: policja, pogotowie i strażacy ze specjalnej grupy ratownictwa wysokościowego. Jeden z nich na linach opuścił się do kanału. Wtedy okazało się, że oprócz zwłok kobiety jest tam także pies. Ratownicy przy użyciu specjalistycznego sprzętu wydobyli ciało ze studzienki.
Co było bezpośrednią przyczyną śmierci, wykaże sekcja zwłok. Policja wykluczyła na razie udział osób trzecich.