Zero tolerancji dla ściągania
Politechnika Wrocławska wydała wojnę studentom ściągającym podczas egzaminów - ogłasza "Słowo Polskie Gazeta Wrocławska".
30.01.2006 | aktual.: 30.01.2006 06:32
- W instytucie fizyki chemicznej mamy taki słoik, do którego trafiają ściągi odebrane naszym studentom - opowiada prof. Tadeusz Luty, rektor Politechniki Wrocławskiej. - Muszę powiedzieć, że są to czasami niemal dzieła sztuki.
- Najlepsze miejsce to pończocha na udzie- mówi Marta, studentka III roku na wydziale Mechanicznym Politechniki. - Ja wiem, że wszyscy to znają, ale żaden profesor pod spódniczkę nie zajrzy, bo jest to co najmniej niestosowne - dodaje ze śmiechem. Nie zgadza się jednak podać swojego nazwiska. - Myślę, że mogłabym mieć spore kłopoty - wyjaśnia.
- Nie będzie podglądów ani żadnej śledzącej elektroniki- wyjaśnia rektor Luty. - Chodzi nam o wychowanie młodzieży, o zmianę sposobu myślenia i wyplenienie powszechnego przyzwolenia dla ściągających studentów.
Jego zdaniem w USA i Europie takie zachowanie jest nie do pomyślenia. Dlatego każdy przyłapany na ściąganiu student będzie bezwzględnie karany. Wykładowcy mają takie przypadki zgłaszać do rzecznika dyscyplinarnego, a ten - komisji dyscyplinarnej, która zdecyduje o karze.
- Na razie są to przede wszystkim nagany, ale jeśli się sytuacja powtórzy, może dojść do relegowania z uczelni - dodaje profesor Luty. Profesor Andrzej Dobrucki z wydziału elektroniki i telekomunikacji ma spore doświadczenie w egzaminowaniu.
- U nas najczęściej studenci robią "gotowce", czyli piszą sobie odpowiedzi na pytania, a potem podkładają sfabrykowane kartki- wyjaśnia. - Był taki student, który usiłował w swoim czasie podłożyć gotowca z kserokopiarki- dodaje ze śmiechem. Nie udało się. (PAP)