Zatruł 50 osób
100 kilogramów kiełbasy zarażonej włośnicą
wyprodukował mieszkaniec Osieka w województwie pomorskim -
ustalili pracownicy gdańskiego sanepidu. Mężczyźnie udało się
sprzedać zaledwie część produkcji, co i tak wystarczyło, żeby
wywołać największe od wielu lat ognisko tej choroby - piszą
"Nowości".
20.01.2004 | aktual.: 20.01.2004 07:10
50 hospitalizowanych pacjentów: 28 w Toruniu, 5 w Bydgoszczy i 17 w Gdańsku. Oto żniwo, jakie zebrała w ciągu ostatniego tygodnia włośnica. Zachorowań o łagodniejszym przebiegu jest znacznie więcej. Jak już informowały "Nowości", w samym tylko Wojewódzkim Szpitalu Obserwacyjno-Zakaźnym w Toruniu udzielono porad medycznych kilkudziesięciu osobom.
"Spodziewam się, że pojedyncze przypadki zachorowań wciąż jeszcze będą się pojawiać" - uważa dr Elżbieta Strawińska, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Obserwacyjno-Zakaźnego w Toruniu. "Okres wylęgania tego pasożyta trwa około 2-3 tygodni. W ciągu najbliższych dni mogą więc zgłaszać się osoby, które spożywały zarażoną kiełbasę w okresie sylwestrowym".
Pracownicy toruńskiego sanepidu, prowadzący dochodzenie epidemiologiczne w tej sprawie, przekazali zebrane informacje prokuraturze. Jak na razie wiadomo, że kilkanaście kilogramów zarażonej kiełbasy, zwanej polską wędzoną z dziczyzny, przywiózł do Torunia gospodarz z gminy Śliwice w Borach Tucholskich.
"Kiełbasę, która spowodowała zachorowania w województwie kujawsko- pomorskim wyprodukował jeden z mieszkańców Osieka koło Starogardu Gdańskiego" - informuje dr Ewa Świda, kierownik działu epidemiologii w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Gdańsku. "Po przeszukaniu domu tego mężczyzny znaleziono jeszcze 80 kilogramów zarażonego mięsa. Okazuje się więc, że mieszkaniec Osieka zdążył sprzedać zaledwie małą część swojej produkcji. Reszta została skonfiskowana i zabezpieczona jako dowód".
Sam producent leży w gdańskim Szpitalu Zakaźnym. Grozi mu kara pozbawienia wolności do lat trzech. "Wywołano tu ognisko włośnicy o wręcz historycznych rozmiarach" - twierdzi dr Ewa Świda. "Nawet najstarsi pracownicy naszego sanepidu z trudem przypominają sobie podobne przypadki".