PolskaZarzuty za dziecko w klatce

Zarzuty za dziecko w klatce

Zarzuty znęcania się ze szczególnym
okrucieństwem i pozbawiania wolności dziecka postawiła w czwartek
pruszkowska Prokuratura Rejonowa rodzicom 6-letniej Marty. Grozi im za to do 10 lat więzienia. Prokuratura wystąpi również o pozbawienie rodziców praw rodzicielskich.

Zarzuty za dziecko w klatce
Źródło zdjęć: © PAP

25.09.2003 | aktual.: 25.09.2003 19:02

Powiadomieni przez sąsiadów policjanci wraz z kuratorem odkryli w niedzielę wieczorem w Starych Babicach pod Warszawą, że 6-letnia dziewczynka jest przetrzymywana w drewnianej skrzyni-klatce o wymiarach 120 na 80 cm, znajdującej się w ciasnej przybudówce. Wokół skrzyni panował bałagan, w środku było brudno, unosił się fetor. Rodzice wyjaśniali, że zamykanie dziecka było konieczne, ponieważ jest upośledzone.

"Dla dobra córki"

Matka Marty, Małgorzata M., podkreśliła podczas przesłuchania, że córkę zamknęła w skrzyni tylko jeden raz, dla jej bezpieczeństwa. Przyznała jednak, że nie leczyła dziecka i nie posyłała do przedszkola. Prokuratura zaczęła też przesłuchiwać ojca Marty - Marka M.

Jak poinformowała zastępca szefa pruszkowskiej Prokuratury Rejonowej Krystyna Perkowska, matka dziewczynki podczas przesłuchania na pytanie, dlaczego nie dbała o nie i pomimo skazy białkowej nie leczyła, powiedziała wymijająco: "nie wiedziałam, do kogo w tej sprawie mam się zgłosić". Tak samo odpowiadała na pytania dotyczące edukacji dziecka. "Odnoszę wrażenie, że przetrzymywanie w skrzyni było jej pomysłem, bo wyjaśniała, że zrobiła to dla dobra dziewczynki" - powiedziała Perkowska.

Dziewczynka w chwili znalezienia była w stanie skrajnego wyczerpania, niedożywiona i półnaga; trafiła do szpitala. Opiekujący się Martą lekarze nie mogli nawiązać z nią żadnego kontaktu. Rozpaczliwie przytulała tylko podarowanego jej przez nich misia.

Wstępne badania lekarskie nie potwierdziły upośledzenia dziecka. Dziewczynka czuje się już lepiej. Rodzice Marty, 44-letni Marek i 43-letnia Małgorzata M., mają jeszcze czterech synów w wieku od 11 do 26 lat, nie stwierdzono jednak, by się nad nimi znęcali. W pobliskim komisariacie nie było też dotychczas zgłoszeń dotyczących przemocy fizycznej i psychicznej w tej rodzinie.

Bracia dziewczynki mówili policji, że była ona przetrzymywana w skrzyni tylko pod nieobecność rodziców. "Była niespokojna, łapczywie rzucała się na jedzenie" - wyjaśniali.

Z relacji przesłuchanego w charakterze świadka 17-letniego brata Marty wynika, że w domu dochodziło często do kłótni, nawet do bicia dzieci. "Żadnego z braci nie traktowano jednak tak jak dziewczynkę" - powiedziała prokurator.

"Księżniczka tatusia"

Całą sytuacją są zbulwersowani i zaskoczeni sąsiedzi. Choć to od nich zaczęły napływać sygnały, że coś niedobrego dzieje się w rodzinie M., nie mogą jeszcze w to uwierzyć. Jak podkreślają, rodzina żyje skromnie, ale nie można mówić, iż jest uboga czy z marginesu społecznego. Matka pracuje w sklepie spożywczym, ojciec miał kiedyś warsztat samochodowy, teraz pracuje jako lakiernik w Wojskowej Akademii Technicznej.

Ci, którzy widzieli kiedyś Martę, wspominają, że jest ładną, normalną, choć bardzo drobną dziewczynką. "Matka tłumaczyła, że ma skazę białkową. Ojciec mówił o niej pieszczotliwie 'nasza księżniczka'" - opowiada jedna z sąsiadek. Przypomina sobie jednak, że dziewczynki nie widziała od jakichś dwóch lat. "Kiedy jeszcze do nich przychodziłam, dziewczynka miała swój pokój, ładny, z dużym oknem, miała łóżeczko, zabawki" - dodała.

Wielu sąsiadów podkreśla, że życie rodziny z daleka wyglądało na zupełnie normalne.

Źródło artykułu:PAP
Zobacz także
Komentarze (0)