Zagłodziła synka
Sąd Rejonowy w Grodzisku Wlkp. wydał nakaz tymczasowego aresztowania 22-letniej kobiety, matki dziecka, które przed kilkoma dniami zmarło z zagłodzenia w Stęszewie.
24.02.2005 | aktual.: 24.02.2005 08:19
Dwudziestodwuletnia kobieta, pochodząca z Zabrza, a mieszkająca wcześniej w Międzychodzie, żyła z dwójką dzieci i konkubentem w wynajmowanym domku na terenie Pracowniczych Ogródków Działkowych w Stęszewie. Działka i domek należą do mieszkańca Międzychodu. Matka dzieci nie pracowała, otrzymywała zasiłek.
Kiedy zorientowała się, że półtoraroczny syn nie żyje, powiadomiła o tym przebywającego na pobliskiej działce sąsiada. Ten z kolei dotarł do znajomej, stęszewskiej pielęgniarki środowiskowej.
Szok i histeria
– Po porannym objeździe pacjentów wróciłam do domu. Mieszkam na wprost ogródków działkowych. Zauważyłam starszego, znanego mi z widzenia mężczyznę. Krzyczał do mnie: „Pani wezwie pogotowie... dziecko...“ Kazałam mu pokazać, gdzie to jest.
Pojechaliśmy na działki. Było to na ich krańcu. Weszłam do domu. Matka dzieci wpadła w histerię, krzycząc „niech pani sprowadzi Kubę z góry”. Poszłam na piętro. Dotknęłam dziecka. Było lodowate. Miało szeroko otwarte oczy. Chłopiec przykryty był cienkim kocykiem – opowiada pielęgniarka środowiskowa. Kobieta wezwała pogotowie ratunkowe. – Przedstawiłam się i powiedziałam jaką sytuację zastałam.
Dyspozytor zwrócił mi uwagę, bym niczego tam nie dotykała. Jesteśmy w szoku. Zarówno lekarze jak i pielęgniarki nic nie wiedzieli o istnieniu tej rodziny. Sama mam czworo dzieci. Gdybym wiedziała, że te dzieci tam są, nie dopuściłabym do tego, co się stało – dodaje pielęgniarka.
Sińce na ramionach
Kiedy lekarz stwierdził zgon dziecka, powiadomił policję. Do komisariatu wiadomość dotarła przez oficera dyżurnego Komendy Miejskiej Policji. Według relacji matki, o tym, że dziecko nie żyje zorientowała się w poniedziałek rano. W niedzielę, o godz. 21.00 jeszcze poszła, na górę do dzieci, by dać im herbatę.
Spała na parterze. W murowanym parterowym domu, w którym mieszkali był kominek. Kiedy jednak przybyło pogotowie w pomieszczeniu było chłodno. Zdaniem policjantów chłopczyk był zaniedbany, niedożywiony i odwodniony. Na sobie miał cienkie śpiochy, w nich dwa pampersy. Na ramionach dziecka stwierdzono sińce.
– Wykonujemy badania histopatologiczne. Dopiero na ich podstawie będzie można określić przyczynę śmierci dziecka – mówi rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, Mirosław Adamski.
Kobieta mieszkała w domku razem z konkubentem. Biologiczny ojciec zmarłego dziecka i jego trzyletniego brata, nie żyje. – Kobiecie zarzucono narażenie dziecka na śmierć i spowodowanie jego śmierci w sposób nieumyślny i grozi jej do pięciu lat pozbawienia wolności.
Jak dotąd nie były przeprowadzone badania pod kątem poczytalności kobiety Złożyliśmy natomiast wniosek do sądu o oddanie drugiego syna aresztowanej pod opiekę babci mieszkającej w Zabrzu – dodaje rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, Mirosław Adamski.
Konkubent krótko po tym zdarzeniu zatrzymany został przez policyjny patrol, kierował autem w stanie nietrzeźwym.
Robert DOMŻAŁ