Zabójcze gry nastolatków
Czy śmierć uczniów z liceum rolniczego w
Trzciance, którzy przed miesiącem wjechali pod ciężarówkę z
piaskiem, była wynikiem zakładu? Czy padli oni ofiarą nowej mody
na ekstremalne wyzwania? - pyta "Głos Wielkopolski".
20.06.2005 07:01
Młodzi Polacy, czerpiąc wzór z amerykańskich filmów i programów reality show, coraz częściej podnoszą sobie poziom adrenaliny zakładami, w których stawką jest życie. Zawijają się w dywan i spadają z dużej wysokości, jeżdżą motocyklami bardzo blisko siebie, wciągają dżdżownice nosem, by wypluć je ustami... Albo w ostatnim momencie przejeżdżają przed rozpędzonym pociągiem czy ciężarówką.
Z roku na rok rośnie liczba wypadków, które powodują młodzi kierowcy. Tylko w 2004 roku ucierpiało w nich prawie 1500 osób, a 81 zmarło. Najczęściej mówi się w przypadku ich śmierci o brawurze, braku doświadczenia. Nie wiadomo, w ilu sytuacjach pod tymi przyczynami kryją się szczeniackie gry, zakłady i popisy, ponieważ ci, którzy mogliby istnienie takich praktyk potwierdzić, albo się do tego nie przyznają, albo nie żyją.
Choć w oczach kolegów zmarłych licealistów z Trzcianki na samo wspomnienie wypadku widać jeszcze łzy, zarówno oni, jak i mieszkańcy Trzcianki nie ukrywają, że ta śmierć mogła być efektem zakładu. Jan Janicki, dyrektor Zespołu Szkół - "Rolnicze Centrum Kształcenia Ustawicznego w Trzciance" w powiecie nowotomyskim, do którego chodziła trójka chłopców, bezradnie rozkłada ręce. - To był szok, przyznaje Janicki.
W przedostatni piątek maja po jego uczniów przyjechał kolega z liceum w Szamotułach. Był ranek. Chłopcy mieli razem pojechać do domu na weekend. Uciekli z lekcji i wyruszyli w ostatnią drogę. Po przejechaniu kilkuset metrów, wjeżdżając na krzyżówkę z drogi podporządkowanej, dostali się wprost pod rozpędzoną ciężarówkę, która miała pierwszeństwo.
- Słyszałem plotki o tym, że wypadek był wynikiem głupiego zakładu, mówi podkomisarz Sławomir Mikułko, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Nowym Tomyślu. - Na razie brakuje dowodów, by potwierdzić taką tezę. Będziemy przesłuchiwać pracowników szkoły i osoby, które znały zmarłych. Być może ich zeznania coś wniosą do sprawy. Może to być jednak tylko pomówienie lub domysł. Pewne jest to, że zginęło czterech młodych ludzi. Oni nie mają już możliwości obrony.
- Młodym ludziom, szczególnie jeżeli są w grupie, nie potrzeba wiele, żeby wymyślić coś naprawdę zwariowanego i niebezpiecznego, tłumaczy Marek Troszyński, socjolog kultury z UAM. - Jeżeli ktoś się z tego wyłamie, jest napiętnowany. We wszystkich kulturach funkcjonuje syndrom indiańskiego chłopca, który przechodząc z dziecięctwa w dorosłość, musi się sprawdzić. W naszej kulturze nie poddaje się chłopców takim testom, dlatego sami stawiają sobie wyzwania. Szczególnie, że dzisiaj wiele młodych osób jest zafascynowanych śmiercią.