Zabójcy studentki grozi dożywocie
Prokuratura Okręgowa w Szczecinie wysłała do sądu akt oskarżenia przeciwko 21-letniemu Krzysztofowi P., który w styczniu zabił studentkę Martę A., zadając jej kilkanaście ciosów nożem w szyję. Mężczyźnie grozi dożywocie.
07.07.2005 11:30
Podczas przesłuchań i wizji lokalnej Krzysztof P. złożył obszerne wyjaśnienia i przyznał się do popełnienia zabójstwa. Nie potrafił wyjaśnić motywów swojego działania. Badanie psychiatryczne wykazało, że był w stanie kierować swoim postępowaniem - poinformowała prok. Małgorzata Wojciechowicz.
Jak ustaliła prokuratura, Krzysztof P. i Marta A. poznali się przez znajomych z osiedla, mężczyzna o podstawowym wykształceniu kilkakrotnie się z nią kontaktował telefonicznie, oferując materiały do jej pracy magisterskiej i spotkanie. Kobieta odmawiała, Krzysztof P. jednak nalegał, proponując wspólne wypalenie marihuany.
Do spotkania doszło 15 stycznia późnym wieczorem w mieszkaniu studentki na osiedlu Pomorzany. Oboje wypalili dwa papierosy z marihuaną i po około. 2 godz. mężczyzna postanowił wyjść. W przedpokoju nagle zaatakował kobietę, dusząc, zaciągnął ją do łazienki, położył na podłodze i wybiegł na klatkę schodową, gdzie założył wełniane rękawiczki. Marta A. nie broniła się i nie krzyczała.
Krzysztof P. wrócił do łazienki i zadał kobiecie co najmniej 22 ciosy nożem kuchennym w szyję; zostawił go przy jej ciele. Z pokoju zabrał szklankę, z której wcześniej pił sok, popielniczkę z niedopałkami, telefon komórkowy Marty A. i wybiegł z mieszkania. Podczas ucieczki telefon wyłączył, a zabrane rzeczy i rękawiczki wyrzucił.
W trakcie oględzin policjanci znaleźli tylko stłuczoną szklankę, jednak w mieszkaniu, w którym doszło do tragedii, zabezpieczyli szereg śladów m.in. ślinę na niedopałku papierosa, badania DNA wykazały, że należy do Krzysztofa P.
Po powrocie do domu Krzysztof P. uprał zakrwawione ubrania i umył buty. Z telefonu komórkowego ofiary wyjął kartę SIM i sprzedał aparat w lombardzie za 260 zł. Po południu mężczyzna spotkał się ze swoją dziewczyną - jak ustaliła prokuratura - zachowywał się normalnie i miał dobry humor. Zwłoki Marty A. znalazła jej matka.
Po randce odprowadził swoją dziewczynę do jej mieszkania, w którym byli już policjanci i wrócił do domu. Po pewnym czasie zadzwonił na telefon komórkowy jej ojca, poprosił do słuchawki policjanta i uzgodnił z nim, że sam zgłosi się w komisariacie. Zawiozła go tam jego matka.