Zabiły go śmieci
81-letni Jan C. zaczadził się w swoim mieszkaniu w kamienicy przy al. Grunwaldzkiej 494 w Oliwie. W zajmowanym przez niego pokoju nad ranem wybuchł pożar, najprawdopodobniej w wyniku zapalenia się śmieci, które gromadził mężczyzna. Mężczyzna nie żyje. Lekkiemu zaczadzeniu ulegli trzej inni mieszkańcy budynku. Szczęśliwie ogień, który pojawił się na pierwszym piętrze około godziny szóstej, nie rozprzestrzenił się na inne kondygnacje - relacjonuje "Dziennik Bałtycki".
07.12.2006 | aktual.: 07.12.2006 08:46
Staruszek już dawno powinien zostać eksmitowany, jednak przez cztery lata urzędnicy nie znaleźli dla niego mieszkania socjalnego.Strażacy przez prawie dwie godziny walczyli z ogniem. Biegły z zakresu pożarnictwa, który zjawił się na miejscu tragedii jako przyczynę pożaru podał zaprószenie ognia.
Jan C. od lat magazynował w swoim mieszkaniu różnego rodzaju śmieci. Jak twierdzą strażacy biorący udział w akcji gaśniczej, ułożone one były od podłogi, aż po sam sufit. Najprawdopodobniej to właśnie ich niesamowita ilość przyczyniła się do pojawienia się płomieni.
Mężczyzna dogrzewał najprawdopodobniej pokój elektrycznym piecykiem, na który spadła jedna z licznie zgromadzonych przez niego szmat.
Mieszkańcy budynku przy al. Grunwaldzkiej 494 od lat walczyli o eksmisję uciążliwego sąsiada. Mimo, że sąd wydał prawomocny wyrok eksmisyjny, Jan C. nie wyprowadził się. Nie było dla niego lokalu zastępczego.
- Nie chodziło tylko o fetor. Baliśmy się, że może dojść do tragedii. Śmieci, które zebrał przez lata ten człowiek mogły zapalić się przecież w każdej chwili. W 17-metrowym pokoju było ich kilka ton, a od drzwi do leżanki prowadził wydrążony wśród nich tunel - wyjaśnia pani Wanda, jedna z lokatorek kamienicy przy al. Grunwaldzkiej.
Na miejscu tragedii nasi reporterzy spotkali Zbigniewa Gwoździńskiego, kierownika Biura Obsługi Mieszkańców nr 11, które z ramienia gminy nadzoruje mieszkania komunalne w tej dzielnicy.
- Staraliśmy się pomóc temu człowiekowi i jego sąsiadom. Mężczyzna był głuchy na nasze prośby. Podstawiliśmy mu przed budynek specjalny kontener, do którego miał wyrzucić choć część zgromadzonych przez siebie przedmiotów. W dzień faktycznie je tam wkładał, jednak w nocy zanosił je z powrotem do mieszkania. Nie mogliśmy go mimo nakazu eksmitować, bo nie mamy prawa wyrzucać ludzi na bruk. Nie można powiedzieć, że nie staraliśmy się rozwiązać tego problemu - wyjaśnia kierownik Gwoździński.
- Wiele razy próbowałem spotkać się z tym człowiekiem. Właściwie barykadował się w swoim pokoju, który zamykał na kilka kłódek nie otwierał nikomu - dodaje kierownik BOM numer 11.
W związku z pożarem i tragedią przy al. Grunwaldzkiej prezydent Gdańska Paweł Adamowicz spotkał się z Jackiem Łapińskim, dyrektorem Gdańskiego Zarządu Nieruchomości Komunalnych. Próbowaliśmy skontaktować się z szefem GZNK i dowiedzieć się, jakie ustalenia zapadły w rozmowie z prezydentem. Telefon dyrektora Łapińskiego był jednak wyłączony. Do sprawy wrócimy w najbliższych wydaniach "Dziennika Bałtyckiego".
Maciej Pawlikowski