Za mały na duży ekran
Losy generała Sikorskiego to materiał na świetny film. „Generał. Zamach na Gibraltarze” jeszcze nim nie jest.
02.04.2009 | aktual.: 03.04.2009 09:02
Kino kocha dwuznacznych bohaterów. Nic dziwnego, że upomniało się o Sikorskiego. Z jednej strony mąż stanu, który – jak twierdzi wielu – gdyby nie zginął, mógłby nas uratować przed Jałtą, z drugiej – nieledwie zdrajca polskich interesów. Najpierw przyjaciel Roosevelta i Churchilla, później ich śmiertelny wróg. Film sugeruje, że to alianci zamordowali Sikorskiego, po czym upozorowali katastrofę samolotu. I choć z niedawnej sekcji zwłok Sikorskiego wynika, że zginął w wypadku, to nie wierność faktom jest tutaj problemem. Od początku przecież wiadomo, że hipoteza Dariusza Baliszewskiego, na której oparto scenariusz, jest ciekawa o tyle, że wsadza kij w mrowisko.
Problemem tego filmu jest mały budżet (3 miliony, powinno być 30), przez co gdyby nie kombinacje z montażem (pokazywanie akcji równolegle na kilku ekranach) i plenery na Gibraltarze, nie sposób byłoby go odróżnić od przedstawień Teatru Telewizji. Z jednej strony kibicuję, by „Generałowi” powiodło się w kinie, bo to ośmieli inwestorów i pomoże TVN robić w przyszłości większe historyczne produkcje. Z drugiej obawiam się, że gdy film się sprzeda, TVN straci ambicje podnoszenia sobie poprzeczki. Byleby jednak to pierwsze.
Karolina Pasternak
„Generał. Zamach na Gibraltarze”, reż. Anna Jadowska, Polska 2009, ITI Cinema, 90’, premiera 3 kwietnia