Z Totalizatora prosto pod sąd
Nie tylko Władysław J. jest oskarżony o działania na szkodę Totalizatora Sportowego. Podobne podejrzenie padło na jego poprzednika na fotelu prezesa, Sławomira S. Różnica jest taka, że ten pierwszy, zdaniem prokuratora, dopuścił się o wiele poważniejszych występków - pisze "Puls Biznesu".
23.05.2003 | aktual.: 23.05.2003 06:23
Władysław J., tzw. "lekarz bez granic", którego nazwisko jeszcze nie tak dawno błyszczało na łamach gazet i magazynów - teraz siedzi i jest tylko inicjałem. Teraz też Sławomir S., "człowiek lewicy" - jak zwykł o sobie mawiać, szanowany doradca najważniejszych w Polsce prezesów, również stracił nazwisko i stał się tylko imieniem i inicjałem - komentuje Kazimierz Krupa.
Sławomirowi S. prokuratura postawiła zarzuty wyrządzenia szkody majątkowej wysokości 250 tys. zł na niekorzyść Totalizatora Sportowego, którym wówczas kierował. Trwają dyskusje, czy to duża kwota, czy mała, ale przecież Al Capone nie siedział za to, co zrobił, lecz za to, co mu udowodniono - zauważa publicysta dziennika. W jego opinii, wygląda na to, że prezesowanie Totalizatorowi to zajęcie bardziej niebezpieczne niż poruszanie się po polu minowym. (mk)