ŚwiatZ pierwszej ręki

Z pierwszej ręki


Książka kardynała Dziwisza „Świadectwo”, będąca zapisem rozmów z włoskim watykanistą Gian Franco Svidercoschim, była światowym bestsellerem. W Polsce sprzedano ją w ponad milionie egzemplarzy.

Z pierwszej ręki
Źródło zdjęć: © Gość Niedzielny | zdjęcia prasowe z realizacji filmu „Świadectwo”

Została przetłumaczona na kilkanaście języków. Pomysł nakręcenia filmu na jej podstawie zrodził się, zanim jeszcze znalazła się w księgarniach. Nie jest to jednak proste przeniesienie książki na ekran, ale jej dopełnienie.

Świadectwo z pierwszej ręki

– Nie było dotychczas świadectwa z pierwszej ręki, które mówiłoby: „Tak, widziałem – tak było. W książce nie ma żadnych interpretacji i domysłów, wyłącznie fakty” – mówi Przemysław Hauser, producent i zarazem pomysłodawca filmu „Świadectwo”. – Kardynał Dziwisz przez 40 lat, codziennie, zapisywał jedną stronę w swoim notatniku. Na pewno jest w nim tyle rzeczy ważnych, by mogło powstać swego rodzaju „Świadectwo II”. Hauser do realizacji filmu z elementami fabuły przekonał kardynała. Ten fabularyzowany dokument miał nie tylko rozwinąć zawarte w książce wątki, ale pokazać także rzeczy zupełnie nowe. – Nieznanych faktów jest wiele. Nie zdradzając nic z filmu, powiem tylko, że niektóre mają charakter wręcz sensacyjny – dodaje producent. I nie ukrywa, że skłonienie kard. Dziwisza do projektu wymagało „pewnej pracy”. Jego wypowiedzi w rozmowach z dziennikarzami były suche, powściągliwe. Tymczasem od pierwszych słów wypowiedzianych w filmie kardynał mówił tak, jakby przygotowywał się do tego filmu od wielu miesięcy.
Każde słowo było przemyślane. O wielu wydarzeniach nie potrafił mówić z kronikarskim chłodem. Widać bardzo silne emocje, zwłaszcza gdy opowiadał o zamachu na Papieża i o jego ostatnich chwilach. Ekipa schodziła z planu ze łzami w oczach.

Spośród kilkudziesięciu godzin nagrań, w filmie i serialu telewizyjnym mogła znaleźć się tylko część. Cały komplet materiałów otrzyma krakowska kuria.

* Michael York w Watykanie*

Trochę czasu zajęło poszukiwanie drugiego narratora. Twórcy filmu zakładali, że powinna nim zostać gwiazda filmowa, bo dzięki temu film łatwiej znajduje drogę do widza z zagranicy. Brali pod uwagę m.in. Mela Gibsona, Seana Connery’ego, Boba Hopkinsa i Michaela Yorka. Hauser przekazał listę z nazwiskami do Watykanu i wkrótce otrzymał odpowiedź. Wybrańcem okazał się York. To on właśnie łączy poszczególne wypowiedzi kardynała. Trudność polegała na tym, że w Watykanie obowiązuje zakaz filmowania scen z udziałem aktorów.
– Dzięki dobrym kontaktom i życzliwości uzyskaliśmy zgodę na filmowanie scen z Yorkiem – mówi Hauser. Nie chce jednak zdradzić szczegółów pertraktacji.
– Weszliśmy z kamerą wszędzie, gdzie chcieliśmy: do Bazyliki św. Piotra, do Ogrodów Watykańskich. Kręciliśmy scenę, w której Michael York przechadzał się loggiami Rafaela, a za drzwiami pomieszczenia, w którym działała nasza ekipa, pracował papież Benedykt XVI. Hauser podkreśla, że wkład Yorka w produkcję jest ogromny. – Michael okazał się przewspaniałym człowiekiem. Profesjonalizm, pełne poświęcenie, punktualność. Umawialiśmy się na 12 godzin na planie i York przez 12 godzin był do dyspozycji. Żadnych przerw na obiad w luksusowych restauracjach. Jadł razem z nami catering przygotowany dla całej obsługi planu. Nie ma żadnych gwiazdorskich cech, jest ciepłym i skromnym człowiekiem, a w dodatku poliglotą o ogromnej łatwości przyswajania języków. Zeffirelli podczas prac nad „Jezusem z Nazaretu” nauczył go mówić po włosku, co przydało się podczas prac nad naszym filmem. Dobrze wiedział, gdzie robimy zdjęcia i że jest pierwszym aktorem, któremu dane jest pracować nad filmem w Watykanie. * Z szarości tęcza*

Zdjęcia do „Świadectwa” kręcone były głównie w Krakowie. Janusz Tatarkiewicz, autor zdjęć, wspomina, że do najbardziej emocjonujących należały wydarzenia inscenizowane w miejscach związanych z biografią Papieża, przede wszystkim w Wadowicach – miejscu urodzin i scenerii lat dziecinnych. – „Świadectwo” to film o specyficznej formie, trudnej dla autora obrazu. Pracowaliśmy na różnych nośnikach: i tych historycznych, dokumentalnych, i tych retrospektywnych, czyli inscenizowanych. Prace przebiegały bardzo sprawnie, były dobrze przygotowane. Atmosfera była niezwykle sympatyczna. Wszyscyśmy ten film głęboko przeżywali. Niesamowita była też aura, w sensie dosłownym. Staraliśmy się kręcić w dobrych warunkach pogodowych, przy dobrym świetle. I nawet jeśli dzień zaczynał się ulewą czy śnieżycą, gdy tylko rozstawiliśmy sprzęt, rozchylało się niebo i wychodziło słońce. Zawsze pogoda, nawet tam, gdzie o tej porze roku słońca nigdy nie ma i zasadniczo być nie może. Pewnego razu kręciliśmy pejzaże w górach, chcąc pokazać
wątek tatrzański w życiu Papieża, a że było już dość późno, zaczęło się zmierzchać. Nagle z szarości przebija się ogromna, przepiękna tęcza... Nie tylko my, jako ekipa, ale i ludzie, którzy towarzyszyli naszej pracy, nie mogli się nadziwić temu cudownemu wsparciu natury – opowiada Tatarkiewicz.

Muzyka do filmu jest dziełem Vangelisa i Roberta Jansona. Janson, znany z Varius Manx, pisze również muzykę symfoniczną. Początkowo brano pod uwagę także Ennio Morricone, ale sławny Włoch skomponował wcześniej muzykę do filmu „Karol. Człowiek, który został papieżem”, a autorzy nie chcieli iść utartą ścieżką.

Zostawić świadectwo

Filmowa opowieść Pawła Pitery podejmuje próbę pokazania Karola Wojtyły takiego, jakim zapamiętał go wieloletni sekretarz i przyjaciel, kardynał Stanisław Dziwisz. Kardynał towarzyszył Ojcu Świętemu przez 40 lat jego życia, od czasów krakowskich, aż do ostatnich dni w Watykanie. Jego wspomnienia zostały zilustrowane materiałami dokumentalnymi i fabularyzowanymi. Autorzy dotarli do wielu nieznanych w Polsce źródeł. Korzystali z archiwów watykańskich, z dotychczas niepublikowanych materiałów zdjęciowych.
– Chcemy pozostawić potomnym świadectwo – mówi o idei, jaka towarzyszyła twórcom tego obrazu, jego producent.
– Rzadko myślimy dziś w kategoriach potomności, dziedzictwa przekazywanego następcom. Nasi przodkowie, cokolwiek robili, czynili to z pewną perspektywą. Tak pisali, budowali, tworzyli, by coś pozostało po nich dla prawnuków. My zaś jesteśmy tylko tu i tylko dziś, myśląc co najwyżej w kategoriach przyszłego tygodnia. Chciałbym, aby film choć trochę to zmienił.

Edward Kabiesz

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)