Wyłożył się na trawce
Samorządowiec z małej dolnośląskiej miejscowości został zatrzymany przez wrocławską policję pod zarzutem posiadania narkotyków. - To nie moje. Nic przy mnie nic nie znaleźli - odpiera zarzuty Paweł N. i nie zamierza rezygnować ze stanowiska wiceburmistrza.
19.10.2004 | aktual.: 19.10.2004 08:56
- To bardzo nieprzyjemna sytuacja. Ale nie chcę ferować żadnych wyroków zanim sąd jej nie rozstrzygnie - opowiada Zbigniew Stuczyk, burmistrz Wąsosza. Nie wyklucza, że jeśli zarzuty policji się potwierdzą, będzie musiał zwolnić swojego zastępcę. Ale do czasu wyjaśnienia sprawy, Paweł N. normalnie pracuje. - Często rozmawiamy z dyrektorami szkół, uczulamy ich na narkotyki. Dlatego takie rzeczy nie mogą mieć tu miejsca. Nie ważne, że to tylko kilka porcji. Nie ma żadnej taryfy ulgowej - zapewnia burmistrz.
To coś już leżało Piątek, godz. 23 podwórko przy ul. Szewskiej. Patrolujący centrum miasta policjanci podjeżdżają do grupki stojących tam czterech mężczyzn popijających z puszek piwo. Proszą o dokumenty. - Jeden z nich wyciągając piwo z kieszeni, wyjął również woreczek, który natychmiast odrzucił na bok. Było w nim sześć porcji marihuany - opowiada Dariusz Boratyn, rzecznik prasowy dolnośląskiej policji. Mężczyzna trafia na komisariat. Tam okazuje się, że zatrzymany to Paweł N., 31-letni zastępca burmistrza Wąsosza. - To absurd. Przecież gdybyśmy coś przy sobie mieli, to na widok policjantów od razu byśmy uciekali - opowiada Paweł N. Jego opis wydarzeń z piątkowego wieczoru różni się znacznie od wersji jaką przedstawili wczoraj dziennikarzom policjanci. - Przyjechałem do Wrocławia spotkać się z kolegami, a następnego dnia miałem zajęcia na politechnice.
Mam wyższe wykształcenie, ale studiuję jeszcze inżynierię. Wyszliśmy do miasta porozmawiać i trochę się zabawić - przypomina sobie feralny wieczór samorządowiec z Wąsosza. Ponieważ kupili w sklepie piwo, z którym nie chcieli wchodzić do knajpy, postanowili dopić je w jednym z podwórek w centrum Wrocławia, na świeżym powietrzu. Wtedy właśnie podjechali policjanci. - Zanim nas wylegitymowali, zaprowadzili nas w lepiej oświetlone miejsce, w którym chwilę wcześniej stała grupa młodych ludzi. Coś tam na ziemi faktycznie znaleźli. Ale widocznie już tam leżało. Może woreczek z marihuaną wypadł komuś z kieszeni, z tej grupy, która tam wcześniej stała? - zastanwia się wicepurmistrz Wąsosza.
W Wąsoszu jeszcze nie huczy Pojechaliśmy wczoraj do Wąsosza. Nikt z mieszkańców, z którymi rozmawialiśmy nie słyszał jeszcze o całym zdarzeniu. - Paweł? Fajny chłop. Złego słowa nie damy o nim powiedzieć - przekonują bywalcy miejscowego baru. Ale jeśli to prawda to nie powinien już pracować na tak waźnym stanowisku w naszym mieście - mówi większość pytanych przez nas osób. Żadna jednak nie chce się przedstawić. - Wąsosz to małe mieścina, mieszka tu trzy tysiące osób wszyscy się znają. Chcemy tu dalej normalnie żyć - tłumaczą i uciekają w pośpiechu. Piotra N. zaraz po przesłuchaniu policjanci zwolnili. W dzień po zdarzeniu poszedł na zajęcia, a wczoraj opowiedział całą historię swojemu szefowi Zbigniewowi Stuczykowi. Terazczeka na dalszy rozwój wydarzeń. Jeśli zarzuty się potwierdzą Pawłowi N. grożą nawet trzy lata więzienia. Ale sprawa o narkotyki to nie wszystko. Stanie też przed sądem grodzkim we Wrocławiu za picie alkoholu w miejscu publicznym. - Jakbym wiedział, że tak się to wszystko potoczy nigdzie bym
nie jechał - zastępca burmistrza kiwa zrezygnowany głową.
Krzysztof Kamiński