Wszystko dlatego, że nazwisko Andrzejaka znalazło się na tzw. liście Wildsteina. - To zostało wykorzystane przeciwko mnie - mówi profesor. - Część środowiska naukowego rozpoczęła negatywną kampanię wyborczą.
Kto chciał zdyskredytować kandydata na rektora? Jego konkurent do fotela profesor Kubler stanowczo odcina się tego typu metod. - Wiem, że wokół tej listy wytworzyła się zła atmosfera. To w ogóle nie powinno mieć miejsca - mówi. Według niego jedynym kryterium oceny kandydatów powinny być ich programy i pomysły na zarządzanie uczelnią.
- Dowiedziałem się od studentów, że dwóch profesorów rozpuszcza plotki o tym, że pewnie się wycofam z kandydowania, bo mam kłopoty. W podtekście chodziło o to, że jestem na liście - mówi Andrzejak. Zapowiada, że swoją prezentację rozpocznie od wyjaśnienia wątpliwości wokół jego osoby. - Mam potwierdzenie od profesora Leona Kieresa, że Ryszard Andrzejak na liście internetowej to nie ja. Mam też zgodę, by powołać się na tę informację, mówi.(PAP)