Wyborcze obrzucanie błotem
Jak nie kijem go, to pałką. Tę metodę
zastosowano wobec Włodzimierza Cimoszewicza. Najpierw pojawiła się
niejaka Jarucka. Gdy wydało się, że to świadek niewiarygodny, a
być może także niesamodzielny, wymyślono sprawę budynku
wybudowanego obok MSZ - pisze w "Trybunie" redaktor naczelny
dziennika Wiesław S. Dębski.
Kiedy i to okazało się zarzutem dętym, podrzucono fałszywkę z plenum KC PZPR. I tak można aż do października. Zanim prawda przebije się przez to obrzucanie błotem, odbędą się wybory. I będzie "po ptokach".
Wydaje się, że dzisiaj najważniejsze pytania, jakie powinni zadać sobie politycy i dziennikarze, brzmią: czy naprawdę musimy w tej nawalance uczestniczyć? Czy każdą bzdurę, jaką nam podrzucą przeciwnicy kandydata na prezydenta, musimy traktować jak niepodważalny fakt? Czy gotowi jesteśmy rozegrać wybory, zanim uczynią to wyborcy? - stawia pytania autor komentarza w "Trybunie". (PAP)