Wyblakła gwiazda
Stacey Kent zrzuciła jazzowy garb, a przy tym resztki tego, co dodawało jej blasku
No i proszę, słynna Stacey Kent zmieniła barwy klubowe. Po latach tułania się po niewielkich oficynach debiutuje w legendarnej Blue Note Records. I jak to bywa w korporacji, musiała porzucić dawne upodobania i poddać się zmianom. Ci, którzy przywykli do słuchania Stacey w repertuarze składającym się z wielkich amerykańskich standardów, będą najbardziej zaskoczeni. Pojawiają się tu bowiem cztery piosenki napisane specjalnie dla niej, których słowa wyszły spod pióra Kazuo Ishiguro (autora między innymi powieści „Okruchy dnia”). Zmienił się także towarzyszący jej zespół, a w konsekwencji sama muzyka.
Stacey Kent swoją najnowszą płytą pokazała, że pora najwyższa porzucić dawne emploi i pokazać się z innej strony. Ostatecznie przecież kończąc z wyróżnieniem słynny nowojorski college, Sarah Lawrence nie planowała kariery jazzowej wokalistki. Rzeczywiście jazzu na „Breakfast on the Morning Tram” jest tyle, co kot napłakał, ale ostatecznie przecież nie można czynić z tego zarzutu. Jest za to ciepła, miła dla ucha, niezobowiązująca muzyczka sącząca się na kanwie piosenek zestawionych od Serge’a Gainsbourga po Louisa Armstronga, tak mało zajmujących, że aż strach. Niesprawiedliwością byłoby napisać o najnowszej płycie Stacey Kent, że jest zła lub marna. Jest po prostu bezbarwna i nudna.
Maciej Karłowski
Stacey Kent „Breakfast on the Morning Tram”, Blue Note, 52’15”, 64,50 zł