Wszystkiego dość
30-letnia kobieta i jej sześcioletnia córka zginęły w poniedziałek, około godziny 23.00, przed wieżowcem przy Szosie Lubickiej w Toruniu. Wszystko wskazuje na to, że matka wzięła na ręce śpiące dziecko i razem z nim wyskoczyła z mieszkania na 11 piętrze. Kobieta zostawiła długi pożegnalny list.
Matka z córką mieszkały w wieżowcu przy Szosie Lubickiej od około pół roku. Kobieta pracowała i nie utrzymywała bliskich kontaktów z sąsiadami. Dlatego o przyczynach tego desperackiego kroku nie potrafią nic powiedzieć, a o tragedii rozmawiają niechętnie.
Mieszkańcy budynku niczego nie słyszeli. O tym, że coś się stało, dowiedzieli się, kiedy pod blok na sygnale podjechała karetka pogotowia i radiowozy. Tuż po zdarzeniu na chodniku nie było zbiegowiska, tylko kilka osób wyjrzało przez okna, potem wrócili do łożek lub przed telewizory. Długo natomiast nie mógł dojść do siebie przechodzień, przed którym w odległości kilku metrów upadły oba ciała. Najpierw odbiły się o dach nad wiatrołapem, potem spadły na asfaltowy chodnik.
- To duży budynek. Ludzie raczej nie interesują się tym, co robią inni. Znamy się tylko z widzenia. Chyba, że ktoś ma w bloku przyjaciółkę - mówi jedna z mieszkanek wieżowca. Podobnie, jak inni lokatorzy chce zachować anonimowość. - To ogromna tragedia. Ile trzeba desperacji, żeby zabić własne dziecko. Z tą kobietą z 11 piętra spotykałam się czasami w windzie. Miła i spokojna. Mąż jeździł za granicę na tirach. Rzadko go widywałam. Czasami trąbił, kiedy przejeżdżał cieżarówką Szosą Lubicką. Myślę, że to nie było samobójstwo z ubóstwa, bo kobieta i dziecko nie wyglądały na biedne.
Samobójczyni zostawiła długi list pożegnalny adresowany przede wszystkim do męża, którego nie było w domu. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, wynika z niego, że kobieta planowała samobójstwo. Wcześniej przygotowała ubrania dla siebie i córki, w których mają zostać pochowane. Były tam również inne dyspozycje dotyczące miejsca pochówku, pogrzebu i kilku wartościowych rzeczy, które pozostały po desperatce.
Kobieta nie do końca podała w liście przyczynę samobójstwa. Napisała, że ma wszystkiego dość i nie chce się jej żyć. Stwierdziła również, iż zdecydowała się skoczyć razem z dzieckiem, ponieważ obawiała się, że po jej śmierci pozostanie bez opieki. Mężowi zostawiła podobno w kuchni tabletki uspokajające.
Postępowanie w sprawie tej tragedii prowadzi policja pod nadzorem prokuratury.
Waldemar Piórkowski