Wrocław drży ze strachu przed mordercą "widmem"
Leśnica drży, bo seryjny morderca zabija i gwałci. Policja: bzdury, "Rzeźnika" nie ma, jest bezpiecznie.
07.12.2009 | aktual.: 08.12.2009 11:37
Od ponad miesiąca w Leśnicy i okolicznych osiedlach ludzie drżą ze strachu przed tajemniczym i niebezpiecznym gwałcicielem zabójcą.
Pierwszą jego ofiarą miała być mieszkanka Środy Śląskiej lub okolic. Być może Lutyni. Później morderca przenieść się miał do Wrocławia. "Serię zabójstw i gwałtów" zaczął w Leśnicy.
Na mieszkańców padł blady strach. - Dwie klientki, które miały odebrać zdjęcia po godzinie 17, powiedziały, że nie przyjdą o tej porze, bo się boją. Przez zbira, który grasuje w okolicy - opowiada z powagą Dagmara Mikuliszyn, pracownica zakładu fotograficznego.
Każdy napotkany mieszkaniec osiedla słyszał o ofiarach mordercy, którego część tutejszych nazwała "Rzeźnikiem". - Zgwałcił i zabił tu już ponoć dwie. Jedną w parku, a drugą nad stawem. Nie chodzę teraz przez park, gdy rano spieszę się do pracy - nie kryje pracownica Piekarni pod Zamkiem. Jedna z jej klientek boi się, bo mieszka pod lasem: - Trzeba rolety antywłamaniowe zamontować.
Młody mężczyzna dorzuca: - Ten facet ponoć uciekł policji, a oni go nie mogą złapać. W Środzie Śląskiej koło szkół rozwieszano kartki z jego zdjęciem. W popularnej w Leśnicy restauracji Lissa, kelnerka, przyznaje, że sama po zmroku nie wychodzi po towar do komórki z tyłu budynku. Od klientek dowiedziała się o "Rzeźniku".
- Znaleziono w okolicy już pięć ciał. Cztery - poprawia się. Dodaje, że piątą kobietę zgwałcił i myślał, że udusił, ale ta przeżyła. Miał na głowie kominiarkę, więc nie mogła powiedzieć, jak wygląda i ile ma lat - przeżywa dziewczyna. Jej koleżanka wtrąca się do rozmowy. - Eee, ja tam nie wierzę. Gdyby tu grasował, to by było pełno policji i telewizji.
Ale inni milczenie policji i mediów tłumaczą tym, że nikt nie chce wywoływać paniki.
Właścicielka sklepu z używaną odzieżą przy ul. Średzkiej nie wierzy w te rewelacje. - Gdyby to była prawda, proboszcz coś by wiedział i ostrzegł z ambony - uważa.
W ostatnich dniach "Rzeźnik" przeniósł się na Maślice.
- Zajmijcie się serią zabójstw i gwałtów - zaalarmował nas Jan Duraziński, student dziennikarstwa. Po kilku dniach własnego śledztwa przyznał: - Mało kto mówi coś konkretnego.
Ale z ust do ust krążą opowieści o zwłokach dziewczyn znalezionych nad stawem, koło cmentarnego krzyża pod liśćmi i w samochodzie, gdzieś na osiedlu. Podawane jest nawet nazwisko dziewczyny, która w ostatniej chwili wyrwała się mordercy.
- To bzdury. Jest pan jedenastym dziennikarzem, który mnie o to pyta - załamuje ręce Paweł Petrykowski, rzecznik dolnośląskiej policji. - Nie ma "Rzeźnika", nie było serii zabójstw i gwałtów.
Sprawdzaliśmy w nieoficjalnych źródłach. - Ludzie mówią, że ukrywacie prawdę, by nie siać paniki.
- Czy pan zwariował? - złości się wysoki oficer dolnośląskiej policji. - To nie PRL.
Żeby mieć stuprocentową pewność, uruchomiliśmy głęboko zakonspirowanego informatora w najściślejszym kierownictwie komendy wojewódzkiej. - Mówi się coś na tajnych naradach? Jest "Rzeźnik"? - Bzdura - usłyszeliśmy.
Prawdę zna tylko Franciszek Brudnicki, taksówkarz z Leśnicy. Jego zdaniem, historia wzięła się od śmierci 60-letniej emerytowanej nauczycielki. - Miała kłopoty i któregoś dnia zażyła tabletki. Długo jej szukano, znaleziono po dwóch tygodniach koło stawu. Ktoś puścił plotkę, że została zamordowana - mówi.
Seryjny gwałciciel koło Złotoryi
W okolicy Złotoryi i Bolesławca pojawił się przed wakacjami mężczyzna, który zgwałcił dwie nastolatki. Policjanci do dziś go nie zatrzymali. Mieszkańcy opowiadają sobie niestworzone historie na jego temat.
Według jednej z wersji, gwałcicieli jest trzech: jeden jeździ bmw z przyciemnianymi szybami, drugi busem, a trzeci skuterem. Według innej plotki, zboczeniec działa sam. Chodzi z kijem po leśnych dróżkach, wypatrując ofiar. Później kładzie się na ziemi i wzywa pomocy. Gdy dziewczyna chce mu pomóc, wciąga ją w krzaki.
Z każdym dniem przybywa legend o jego ofiarach, wśród których są już rzekomo trzy martwe nastolatki wyłowione z Bobru, nieżywa kobieta znaleziona w polu słoneczników za Olszanicą i nauczycielka z Lwówka Śląskiego.
Czarna wołga wróciła w Żarowie
W czasach PRL-u głośno było o czarnej wołdze, która porywała dzieci. Kilka lat temu, w Żarowie koło Świdnicy, postrach siała inna czarna wołga.
Rodzice małych dziewczynek nie pozwalali im wychodzić po zmroku z domu, każdy ciemny, nieznany w miasteczku samochód budził niepokój. A wszystko przez wypadek, jaki przydarzył się tam pewnej 11-latce. Dziewczynka wracała z wieczornej mszy w kościele do domu. Nagle zatrzymało się obok niej ciemne, duże auto i mężczyzna, który był w środku, zapytał ją o drogę. Kiedy ta próbowała mu wytłumaczyć, jak dojechać, chwycił ją za rękę i próbował wciągnąć do środka.
W Jeleniej Górze szukają skarbu
Jeleniogórzan co jakiś czas elektryzuje wieść o skarbach, pozostawionych przez Niemców w okolicznych górach. Ponoć w górze Sobiesz w Piechowicach ukryte są diamenty, dzieła sztuki i dwa tysiące sztabek złota, każda po 16 kg. To mogłoby dać 400 mld dolarów.
Zostawili je Niemcy, uciekający w czasie II wojny światowej przed Rosjanami. Ponoć miejsce na ukrycie depozytów bankowych III Rzeszy wskazał w czerwcu 1944 Hitler. Wybrał Pelersdorf, czyli dzisiejsze Piechowice. Ponoć wydrążono specjalne tunele w górze Sobiesz, przygotowano systemy wentylacji i zabezpieczenia tuneli - miny. Odkrywcy co pewien czas są tuż-tuż od znalezienia skarbu, którego szukają od lat 70. Do tej pory nie dotarli jednak do kosztowności.
Polecamy w wydaniu internetowym www,polskatimes.pl/GazetaWroclawska: 331 wyrusza na Psie Pole