SpołeczeństwoWojna postu z karnawałem

Wojna postu z karnawałem

Kościelna kampania służy "Kodowi da Vinci" jako tuba reklamowa. Dzięki niej mamy złudzenie, że to film, który zadaje ważne pytania. 19 maja tego roku to nie tylko data światowej premiery filmu opartego na bestsellerowej (ponad 40 milionów sprzedanych egzemplarzy) powieści Dana Browna "Kod Leonarda da Vinci". Tego dnia rozpocznie się również zaciekła walka o rząd dusz między producentem filmu (Sony) a Kościołem - ten pierwszy zrobi wszystko, by jak najwięcej ludzi zasiadło w kinowych fotelach, drugi - by jednak wybrali kościelne ławy.

Wojna postu z karnawałem
Źródło zdjęć: © AFP

18.05.2006 | aktual.: 18.05.2006 15:39

Hollywood jako nowa religia

- Kino zrobiło więcej dla mojego duchowego rozwoju niż Kościół - przyznał niegdyś amerykański pisarz John Updike. Można się domyślić, że Updike nie miał na myśli hollywoodzkich blockbusterów, jednak jego słowa brzmią dziś dla Kościoła niepokojąco. A wszystko za sprawą Browna i jego powieści tak atrakcyjnie i skutecznie mieszającej fikcję i fakty (o czym przeczytacie na stronach poprzedzających ten tekst), że nawet wielu katolików zaczęło mieć wątpliwości, czy aby nie ukrywa się przed nimi prawdy o związku Jezusa z Marią Magdaleną czy diabelskiej naturze Opus Dei. Jeszcze do niedawna krytyka ze strony Kościoła mogła doprowadzić do klęski filmu, o czym przekonał się Martin Scorsese, twórca "Ostatniego kuszenia Chrystusa". Po licznych protestach, pogróżkach, 25-tysięcznym marszu na siedzibę Universalu i głosach potępienia ze strony Watykanu "Ostatnie kuszenie" poniosło komercyjną i frekwencyjną klęskę, a na przykład w Polsce film nie tylko nie trafił nigdy do rozpowszechniania, ale jeszcze w latach 90. za jego
pokazywanie ZChN podało do sądu jeden z poznańskich klubów. Przegrało. Dziś nawet Watykan jest bezradny wobec gigantycznej finansowej i promocyjnej potęgi Hollywood poprzedzonej w tym wypadku jeszcze wielkim sukcesem książki. Mimo to, a może dlatego właśnie, zaatakował "Kod da Vinci" z tak wielką siłą.

Do ataku!

Do bojkotu filmu nawołuje "Avvenire", organ włoskiego episkopatu. "Pokojowy sabotaż" popiera arcybiskup Angelo Amato, sekretarz Kongregacji Nauki Wiary, który w swoim wystąpieniu przywołał przykład właśnie "Ostatniego kuszenia Chrystusa", by przestrzec Sony przed finansowymi skutkami bojkotu. Amerykańska Catholic League wykupiła zaś w "The New York Timesie" reklamę porównującą "Kod..." do obrzydliwych "Protokołów mędrców Syjonu". Również lokalni dostojnicy w swoich wystąpieniach często wspominają o szkodliwości książki, jak zrobił to choćby arcybiskup Cantenbury, który skrytykował Dana Browna za to, że historię Jezusa uczynił "z gruntu podejrzaną". Tymczasem Sony nie tyle nic sobie nie robi z protestów, ile skwapliwie wykorzystuje atmosferę skandalu do promowania filmu. To chyba pierwszy przypadek tak jawnego włączenia kościelnej krytyki do marketingowej kampanii. Całą strategię Sony najlepiej opisuje historia z Rzymu, gdzie ogromny baner reklamujący film zawisł na fasadzie remontowanego kościoła St.
Pantaleo. Czy naprawdę Sony nie spodziewało się, że wokół reklamy rozpęta się burza? Chyba wprost przeciwnie - liczyło, że tak się właśnie stanie.

Nieprzypadkowo producent zatrudnił do stworzenia reklamowej kampanii w USA Grace Hill Media, firmę, która promowała choćby doskonale przyjęte przez katolików "Opowieści z Narnii". Grace Hill Media zapełnia w Stanach szczególną niszę - jest jedną z kilku firm zajmujących się docieraniem z reklamą do środowisk katolickich właśnie. Na użytek "Kodu da Vinci" jej specjaliści stworzyli stronę www.thedavincidialogue.com, na której znaleźć można specjalnie napisane eseje bardzo znanych w Ameryce teologów, profesorów biblistów, katolickich dziennikarzy i pisarzy - jednym słowem: autorytetów. Oficjalnie zamysły Grace Hill Media i Sony są szlachetne - chodzi o to, by dotrzeć z głosem prawdy do wszystkich poszukujących i wątpiących oraz dać odpowiedź katolikom na zawarte w "Kodzie..." pytania. Chodzi o to, by zamiast toczyć z Kościołem zaciekły spór, postawić na dialog. Tak naprawdę cel jest jednak zupełnie inny - pozyskanie katolickich widzów przez przekonanie ich piórem ich
własnych autorytetów, że mają do czynienia z niezmiernie istotnym zjawiskiem z pogranicza kultury i religii, jakim jest "Kod da Vinci". Czyż można więc nie zobaczyć filmu stawiającego tak ważne pytania? Tym samym marketingowi specjaliści skutecznie zamieniają krytykę na dyskusję, swoją strategię opierając na próbie nakłonienia Kościoła, by sam podejmował temat filmu.

Dzięki ci, Dan

Nie wszyscy jednak dali się złapać w sidła Grace Hill Media - ani konferencja biskupów amerykańskich, ani tamtejsze Opus Dei nie włączyły się w pisanie esejów. Biskupi stworzyli za to własną stronę www.jesusdecoded.com zawierającą krytykę "Kodu..." i wyjaśnienie zamieszczonych w niej kłamstw i wypaczeń. Opus Dei na całym świecie na swoich internetowych stronach również krytykuje Browna, poza tym wyprodukowało serię dokumentów dla stacji w USA i Wielkiej Brytanii na temat swojej działalności. Nie wszyscy jednak w Kościele uważają, że najlepszym sposobem obrony jest atak. Obecna w ponad stu krajach organizacja Crusade for Christ postanowiła walczyć z Sony jego własną bronią, wierząc, że premiera "Kodu..." daje katolikom niepowtarzalną dziejową szansę, by edukować, ewangelizować i w rezultacie pozyskiwać nowych wiernych. Organizacja opracowała serię materiałów, które rozsyła po kościołach, a swoich członków namawia do dyskutowania z fanami "Kodu..." i przedstawiania im
prawdy o Jezusie. Na edukowanie postawił też anglikański Kościół w Australii, który stworzył własną stronę poświęconą "Kodowi..." - www.challengingdavinci.com, a linki od niej prowadzą na przykład do strony Christianity.net.au, gdzie można się dowiedzieć, czy z chrześcijańskiej perspektywy "Mission Impossible III" jest dobrym filmem i co chrześcijanin powinien myśleć o nowej płycie Kanye Westa. Anglikanie przygotowali również 20-sekundowe filmiki o kłamstwach "Kodu...", które będą wyświetlane przed filmem Howarda w 250 australijskich kinach. Głos krytyki, głos reklamy Co ciekawe, Kościół w Polsce niespecjalnie przejmuje się premierą filmu. Do dystrybutora nie trafiły jak dotąd żadne oficjalne pisma ani protesty. Na pytanie, jak będzie wyglądać reakcja na pojawienie się "Kodu..." w naszych kinach, episkopat odsyła do dokumentu... sprzed roku, w którym ksiądz Stanisław Wielgus, przewodniczący rady naukowej episkopatu Polski,
obala kłamstwa Browna. Głos w dyskusji zabrał również arcybiskup Michalik, pisząc wstęp do polskiego wydania demaskującej "Kod..." książki Josha McDowella "W poszukiwaniu odpowiedzi: Kod Leonarda da Vinci". Ruszyła już strona www.davinciodkodowany.pl, wzorowana na amerykańskiej. Generalnie jednak episkopat wyszedł z założenia, że - jak słyszę w biurze prasowym - "każdy głos krytyki jest zarazem głosem reklamy", i nie chce swoją otwartą niechęcią przysłużyć się filmowi. W Polsce premiera filmu Howarda praktycznie zbiega się w czasie z wizytą papieża Benedykta XVI. Być może Kościół uznał więc, że ma do zaoferowania Polakom dużo większą atrakcję (i to na żywo!) niż jakiś amerykański film. Ciekawe, kto wygra tę wojnę postu z karnawałem na ziemi od wieków szczycącej się statusem przedmurza chrześcijaństwa. Osobiście stawiam na remis.

Małgorzata Sadowska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)