Wojna podjazdowa
Nieuczciwą konkurencję zarzucają właścicielom minibusów kursujących na lotnisko w Pyrzowicach szefowie Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej w Katowicach. – Wypromowaliśmy linię i ktoś postanowił to wykorzystać. Właściciele busów bez skrupułów podbierają nam pasażerów, a my musimy do interesu dopłacać – twierdzi prezes PKM Eugeniusz Pypłacz.
26.02.2005 | aktual.: 26.02.2005 10:26
Młody mężczyzna w niebieskiej kurtce podchodzi do stanowiska, z którego odjeżdżają z lotniska autobusy PKM. – Może do Katowic? Jest busik – zagaduje, choć przy krawężniku stoi już autobus.
– Za ile? – pytamy. – 20 złotych. – To autobusem jest taniej: 15 złotych. – Ale z nami szybciej i bardziej komfortowo – przekonuje.
Regularne połączenie autobusowe z Katowic na lotnisko w Pyrzowicach zostało uruchomione w kwietniu ub.r. PKM w Katowicach podpisał porozumienie z Górnośląskim Towarzystwem Lotniczym, na parkingu portu lotniczego wyznaczono stanowisko dla autobusów.
– Wyłożyliśmy pieniądze na reklamę. Drukowaliśmy plakaty i ulotki, zaczęliśmy współpracę z biurami podróży. Ludzie z czasem zaczęli kojarzyć nasze autobusy i po trzech miesiącach wyszliśmy na zero – tłumaczy Ewa Bartnik, wiceprezes zarządu PKM w Katowicach. – Jesienią przedsięwzięcie znowu przestało być dochodowe. Pojawiły się bowiem osoby, które postanowiły naszym kosztem dorobić.
Problemy zaczynają się już przed dworcem kolejowym w Katowicach. – Kierowcy minibusów podjeżdżają na przystanek kilka minut przede mną i zabierają pasażerów. Przed terminalem wysadzają ludzi i od razu odjeżdżają, więc nie muszą nawet płacić za parking – tłumaczy Janusz Śnioch, kierowca autobusu PKM kursującego na lotnisko. Z relacji pasażerów wynika, że kierowcy minibusów próbują ich czasami przekonywać, że autobus w danym dniu w ogóle nie przyjedzie. Ale prawdziwa walka o klienta toczy się na lotnisku. – To Dziki Zachód – twierdzi Grzegorz Wiertelorz, kierownik transportu w firmie „Matuszek”, która jest oficjalnym przewoźnikiem pasażerów linii lotniczych WizzAir. – Kierowcy i pomagające im osoby wręcz ciągną ludzi za ręce albo biorą ich bagaż i niosą prosto do minibusa.
– Widziałam na własne oczy, jak pasażerowie samolotu weszli po odprawie do holu terminalu, a tam stał już rządek mężczyzn rzucających cenami i nazwami miejscowości – mówi pani Magdalena, jedna z pasażerek.
Okazuje się, że mężczyzna w niebieskiej kurtce jest pracownikiem firmy AWOS, która na lotnisku wynajmuje samochody i busy z kierowcami. – Nikomu nie podbieramy klientów – przekonuje Andrzej Osek, szef AWOS-u. – Z portem lotniczym współpracuję już od siedmiu lat. Firma „Matuszek” jeździ od dwóch, a autobusy PKM od ubiegłego roku. Pracownicy firmy tłumaczą, że oferują tylko przewozy okazjonalne i na stałe nie obsługują żadnej linii. – Mamy nowe samochody i jesteśmy elastyczni. Nie musimy trzymać się rozkładu: jedziemy tam, gdzie są chętni, nawet pod wskazany adres. Ludzie do nas sami przychodzą, bo jesteśmy tańsi od innych przewoźników. Nie wiem, o co tutaj chodzi. Bo na pewno o żadnej dzikiej konkurencji nie ma mowy – uważa Zygmunt Palak z AWOS-u.
Andrzej Osek podkreśla, że za przejazd do Katowic też bierze 15 zł, a każdy pasażer ma prawo wyboru. – Ale pana pracownik proponował nam kurs za 20 zł – oponujemy. – To musiało mu się pomylić – twierdzi Osek.
Igor Cieślicki