Wiktor Juszczenko: prawo do Europy
Wstępując do Rady Europy, Ukraina wzięła na siebie obowiązek dotrzymywania zasad demokracji obowiązujących w Europie. Nasi europejscy partnerzy biorą to poważnie i chcą mieć do czynienia z demokratyczną Ukrainą, o czym mówią jasno. Jednak dzisiejsza władza udaje, że tych głosów wspólnoty międzynarodowej nie słyszy - powiedział Wiktor Juszczenko, kandydat na prezydenta Ukrainy w rozmowie z "Przeglądem".
08.11.2004 | aktual.: 08.11.2004 16:52
Pierwsza tura wyborów prezydenckich na Ukrainie nie przyniosła rozstrzygnięcia. Centralna Komisja Wyborcza zwleka z podaniem wyników, a nieoficjalne dane mówią, że dostał pan ponad 40% głosów, pana rywal zaś nieco mniej. Świat z wielkim zainteresowaniem czeka na drugą rundę 21 listopada br. Kontrkandydatem jest Wiktor Janukowycz, obecny premier. Wiosną tego roku powiedział pan: „Wierzę, że naród ukraiński już od jesieni zacznie wreszcie żyć w dobrobycie i szczęściu, że władza służyć będzie ludziom, a nie swoim interesom, a Ukraina stanie się członkiem silnej, zjednoczonej Europy”. Przypomniało mi się wtedy podobne w swoim idealizmie słynne wystąpienie „I have a dream...” Martina Luthera Kinga z 1968 r. Wkrótce po tym już nie żył. Boi się pan o swoje życie? Dożyje pan końca tych wyborów?
– Zamierzam nie tylko dożyć i ciężko pracować do końca wyborów, ale i po nich. Po to, aby demokratyczna i bogata Ukraina stała się rzeczywistością. Naszemu narodowi to się naprawdę należy! Jak pan widzi, próba fizycznego wyeliminowania mnie nie udała się. Wciąż żyję. Nie poddałem się i wyszedłem z tej próby nawet wzmocniony. Mam więcej energii i zdecydowania niż kiedyś. Po leczeniu w wiedeńskiej klinice Rudolfinerhaus moje zdrowie się unormowało. Od 10 października powróciłem do aktywnej kampanii wyborczej i przez trzy tygodnie objechałem 12 regionów Ukrainy, spotykając się z setkami tysięcy wyborców. Chociaż zadany mi cios był silny i wolałbym, aby go nie było, zniosłem go dzięki wsparciu rodziny, przyjaciół, milionów Ukraińców, którzy życzyli mi zdrowia i modlili się za mnie, oraz słowom poparcia płynącym z całego świata. Jestem przekonany, że dowiemy się, jakie były przyczyny mojej choroby i dlaczego lidera zmagań wyborczych starano się wyeliminować w ich najaktywniejszej fazie. Plan się nie udał.
Nie boję się już niczego! Jestem gotów na każde poświęcenie dla dobra i przyszłości Ukrainy. Zwycięstwo w wyborach prezydenckich nie jest dla mnie celem samym w sobie, lecz jedynie początkiem wielkiej pracy. Ukrainie potrzebne są dziś pilne zmiany systemowe w ekonomice, wymiarze sprawiedliwości, sferze socjalnej. To wszystko wymaga czasu i wysiłku. Poparcie i zrozumienie ludzi, którzy przychodzą na moje mityngi, a jest ich każdorazowo od 20 do 100 tys., daje niesłychaną motywację i przekonanie, że Ukraina ma wyjątkową szansę. Jestem święcie przekonany, że wykorzystamy ją do budowy nowego państwa. Jest już gotowy ekspercki program pierwszych stu dni prezydentury, uwzględniający wdrożenie pierwszoplanowych pakietów ustaw antykorupcyjnych, socjalnych i innych, zgłaszanych przeze mnie wcześniej. Pozwoli to rozpocząć pracę z marszu, a nie od czystej kartki papieru.
Na zagrożenia demokracji na Ukrainie zwrócił uwagę kandydat na prezydenta USA, John Kerry, mówił o tym także George Bush, a w Kongresie dramatycznie przywołała je deputowana polskiego pochodzenia, Marcy Kaptur z Ohio, nazywając próbę otrucia pana ilustracją „politycznej kuchni ukraińskiej”. Czy te głosy zza oceanu słychać także u was?
– Wybory na Ukrainie i ich wyniki to oczywiście sprawa samych Ukraińców. Jednak naszych partnerów, sąsiadów czy – generalnie – światową opinię publiczną musi niepokoić niedemokratyczność obecnej kampanii wyborczej. Liczne przykłady łamania prawa, o których mówią sami wyborcy, odnotowują obserwatorzy zagraniczni i organizacje pozarządowe. Nie mogą one nie budzić niepokoju i sprzeciwu. Przede wszystkim wbrew cywilizowanym standardom nie ma centralnego rejestru wyborców. Praktyką są manipulacje listami wyborców, na których brakuje nie tylko poszczególnych osób (m.in. tak znanych jak kard. Lubomyr Huzar we Lwowie), ale wręcz całych budynków czy ulic! Co warta jest praca Centralnej Komisji Wyborczej, która przez sześć dni nie może obliczyć oddanych głosów i ogłosić wyników? Co ma o tym myśleć świat?
Świat ma od dawna wypracowane standardy w tej materii.
– Otóż to... Wstępując do Rady Europy, Ukraina wzięła na siebie obowiązek dotrzymywania zasad demokracji obowiązujących w Europie. Nasi europejscy partnerzy biorą to poważnie i chcą mieć do czynienia z demokratyczną Ukrainą, o czym mówią jasno. Jednak dzisiejsza władza udaje, że tych głosów wspólnoty międzynarodowej nie słyszy. Oligarchów nie martwi hamowanie procesu wchodzenia Ukrainy do UE czy NATO, oni boją się czegoś innego – odmowy wizy i zakazu wjazdu do państw zachodnich oraz zablokowania ich kont w zachodnich bankach i własności posiadanej na Zachodzie. Odebrania tego, do czego Zachód jest im prywatnie potrzebny. Niereagowanie na wezwania Zachodu będzie oznaczało dla tych elit utratę partnerów.
Jaki ma pan właściwie elektorat? Kto głosuje na pana, a kto na pańskiego przeciwnika? Dominuje – także wśród zachodnich politologów – opinia o ostrym podziale Ukrainy na dwie części, wschodnią promoskiewską i zachodnią proeuropejską. Czy ten czynnik może zadecydować o wyniku wyborów?
– Nie ma podziału Ukrainy, o czym przekonują wyniki pierwszej tury, choć największe poparcie otrzymałem w centralnej i zachodniej części kraju oraz regionach północnych. O tym, że jest JEDNA Ukraina, przekonałem się podczas mojej kampanii. W rozmowach z ludźmi pojawiają się te same troski: praca, zapłata za nią, emerytury, dobra oświata dla dzieci, ochrona zdrowia i dobre stosunki z sąsiadami. O to samo martwią się w okolicy Kijowa i Lwowa.
Ludziom potrzeba stabilizacji ekonomicznej i gwarancji socjalnych. To władza starała się sztucznie antagonizować kraj wedle zasady: dziel i rządź! Ukrainiec na zachodzie jest bratem Ukraińca na wschodzie. Nastroje ludzi wyraźnie tę prawdę dokumentują. Oni chcą zmian. Mają dosyć codziennego przyglądania się gigantycznej korupcji, bogaceniu się na oszustwach i wywożeniu majątku za granicę, rozkradaniu państwa. Ich uwagi już się nie da odwrócić napuszczaniem wschodu na zachód i odwrotnie.
Kogo pan widzi w roli strategicznych partnerów Ukrainy? Co decyduje o takim wyborze?
– To jest już określone. Są to na pewno Unia Europejska, Rosja, Stany Zjednoczone i Polska. Kraje, z którymi łączą nas nierozerwalne więzy historyczne, ekonomiczne i kulturalne. Które popierają narodowy interes Ukrainy, wspierają nas w organizacjach międzynarodowych, chcą sprawiedliwie i uczciwie z nami współpracować. Polityka Ukrainy nie może być ani prozachodnia, ani prorosyjska. Ona będzie tylko proukraińska. W polityce zagranicznej oczywiście musimy brać pod uwagę pozycję i interesy naszych strategicznych partnerów i liczyć się z nimi, ale priorytetowe pozostaną narodowe interesy Ukrainy. Naszym celem jest pozycja silnego państwa tranzytowego oraz zabezpieczenie realizacji projektów związanych z energetyką, gospodarką morską i komunikacją, a także decydowanie o problemach bezpieczeństwa narodowego. Równolegle z tym podążają interesy UE, Rosji, USA i Polski, z którymi pragniemy rozwijać współpracę i wzajemnie korzystne stosunki.
Jak postrzega pan rolę Rosji? Przyzna pan, że bogactwo powiązań historycznych, politycznych, ekonomicznych i kulturalnych między Ukrainą a Rosją jest bardzo znaczące. Duża część społeczeństwa ukraińskiego identyfikuje się kulturalnie i językowo z Rosją. Jak powinny wyglądać stosunki między waszymi państwami?
– Rosja – nasz wieczny sąsiad... Od dwustronnych stosunków z nią zależy dobrobyt naszych obywateli i stabilność Europy. Będziemy budować stosunki z Rosją na nowych podstawach, odpowiedzialnej i otwartej współpracy oraz transparentnej i uczciwej polityki. Bardzo ważne jest przy tym uczynić stosunki z Rosją nie międzyklanowymi, ale prawdziwie międzynarodowymi. Stworzyć dla nich perspektywiczny, stabilny, obywatelski fundament; uformować stabilne kanały współpracy między partiami politycznymi i siłami społecznymi oraz kręgami biznesowymi.
Wystosowałem list otwarty do rosyjskich elit i osobiście do prezydenta Władimira Putina. Proponuję w nim uczynienie ważnych kroków. Za pierwszy i najważniejszy uważam zamknięcie i odłożenie na półkę pełną dramatów pracę historyczną pod tytułem „Nasza ojczyzna – ZSRR”. Drugi krok to ocena wszystkich naszych porozumień, umów i uzgodnień z punktu widzenia dnia dzisiejszego i interesu narodowego obu krajów. Trzeci – dokładnie i jasno określić formułę i zakres współpracy w sferach polityki, ekonomii i kultury. Następnie czwarty – przejść do konkretnych działań i decyzji we wszystkich obszarach zainteresowania obu stron. Już teraz można niektóre z nich zasygnalizować – zainteresowanie tworzeniem stref wolnego handlu, popieranie w staraniach o wejście do Światowej Organizacji Handlu, zaprowadzenie porządku na granicach, zapobieganie i niedopuszczenie w przyszłości do jakichkolwiek działań dyskryminacyjnych przeciwko obywatelom jednego państwa ze strony drugiego. Do Rosji należy wybór – czy chce budować stosunki z
Ukrainą, w której władza nie ma poparcia w narodzie i nie dotrzymuje wziętych na siebie zobowiązań, czy z Ukrainą, która jest demokratycznym, konsekwentnym i przewidywalnym partnerem społeczności międzynarodowej.
Jak w takim razie postrzega pan miejsce i rolę Polski w polityce i rzeczywistości ukraińskiej?
– Nasze stosunki to więcej niż stosunki między partnerami strategicznymi. Nazwałbym je ciepło i po ludzku – przyjacielskimi. Takie zdanie usłyszy pan od milionów moich rodaków. Potrafimy użalić się jeden nad drugim, gdy przyjdzie ciężki czas. Cieszyć się z powodzenia i sukcesu, gdy przyjaciel je osiągnie. Co ważne, nie unikamy pytań i dyskusji, niekiedy bardzo bolesnych, gdy przychodzi pochylić się nad naszą wspólną historią, ale też potrafimy unikać sytuacji, w których przeszłość mogłaby szkodzić naszym dzisiejszym stosunkom.
Powtórzę za moim wielkim przyjacielem i wspaniałym człowiekiem, Jackiem Kuroniem: „Myśl o tym, że prawdy ewangeliczne mogą nie mieć zastosowania w relacjach między narodami, jest niechrześcijańska i sprzeczna z duchem Ewangelii”. Jestem przekonany, że wzajemne przebaczenie i stała gotowość do dialogu są przyszłością naszych stosunków i mogą się stać ewangelicznym przykładem dla innych. Jest moim obowiązkiem podkreślenie ogromnej roli, jaką w dziele naprawy stosunków między Polakami a Ukraińcami odegrała pozycja polskiej inteligencji i ukraińskiej diaspory. Pamiętamy o słowach Jacka Kuronia: „Nie ma niezależnej Ukrainy bez niezależnej Polski. Nie ma niezależnej Polski bez niezależnej Ukrainy”. Do rangi symbolu urasta fakt, że to Polska jako pierwsze państwo na świecie uznała niepodległość Ukrainy. Polska niejednokrotnie demonstrowała, że jest w świecie strategicznym partnerem Ukrainy, ze wszystkimi tego atrybutami. Uproszczony system wizowy między oboma krajami sprawia, że Ukraińcy bez trudu odwiedzają
Polskę. W zakresie eurointegracji naszego kraju Polska dokładała nawet więcej starań niż obecna władza ukraińska. Wielką rolę odgrywa w tym polski lider, Aleksander Kwaśniewski.
Jest pan, podobnie jak ogromna większość Ukraińców, zwolennikiem szybkiego wycofania z Iraku waszych wojsk. Dominuje opinia, że ich obecność tam to dramatyczna próba ratowania przez Kuczmę twarzy wobec Ameryki i próba przypodobania się Białemu Domowi skompromitowanego ukraińskiego prezydenta.
– Jestem za zdecydowaną walką z terroryzmem oraz za stabilizacją sytuacji w Iraku. Uważam jednak, że nie jesteśmy gotowi płacić za ustanawianie w tym kraju demokracji utratą demokracji na Ukrainie. Nie można i nie wolno pozostawiać w Iraku naszych żołnierzy dla „odpuszczenia grzechów” łamania demokracji przez dzisiejszą władzę ukraińską. Nasze stanowisko w sprawie wycofania kontyngentu wywodzimy także ze zmian dokonujących się w tym kraju. Będziemy wycofywać nasze wojska, ale w sposób zorganizowany, w uzgodnieniu z naszymi sojusznikami i nowymi władzami Iraku.
Skoro jesteśmy przy tematyce amerykańskiej, poruszę wątek osobisty. Polityczni przeciwnicy nie ustają w dyskredytowaniu pańskiej małżonki, Kateryny Czumaczenko-Juszczenko. Z powodu jej miejsca urodzenia, Chicago, amerykańskich studiów i błyskotliwej kariery zawodowej nazywają ją agentką służb specjalnych USA, która ma panem sterować. Z jakim skutkiem?
– (Śmiech) Niech mi pan pokaże kobietę, nawet najsilniejszą, która jest dobrą matką, ma na rękach trójkę malutkich dzieci i jeszcze znajduje czas na zajmowanie się czym innym, zwłaszcza pracą męża. Mam w domu cudowną drużynę. Katia jest jej wspaniałym obrońcą i dobrym duchem, zapewniając atmosferę spokoju i wytchnienia. To wartości bezcenne w zawodzie polityka. Kiedy wracam do domu, staram się zostawić za drzwiami cały ten świat... Moja rodzina była dla mnie wielką podporą, kiedy zachorowałem. Kateryna z siedmiomiesięcznym Taraskiem nie opuszczała mnie ani na chwilę w austriackiej klinice. Synek samą tylko swoją obecnością i świetnym humorem podtrzymywał mnie na duchu i był najlepszym lekarstwem. To tam zaczął siadać, pojawił mu się pierwszy ząbek. Dziękuję Bogu za każdą możliwość przebywania z najbliższymi. A mojej wspaniałej żonie za to, że walczy, aby było to możliwe jak najczęściej.
Czy mógłby pan powiedzieć coś więcej o swojej rodzinie? Rodzinie żony? Dzieciach?
– Mój ojciec to mój mistrz i bohater. Był nauczycielem. Podczas wojny walczył z Niemcami, został ranny i trafił do niewoli. Siedem razy uciekał z obozów, ostatni raz z Oświęcimia. Miał numer 11367. Pracował przy budowie drogi z Auschwitz do Birkenau i tam stawiał baraki. Przeżył cudem. Po wojnie całe życie uczył w wiejskiej szkole. Mama Warwara też była nauczycielką. Kiedy ojciec umarł, nie chciała się przenieść do Kijowa. Od dwóch miesięcy jest w szpitalu, miała atak serca. Naoglądała się w telewizji kampanii prezydenckiej i tego, co tam o mnie wygadywali. Mało jej to nie zabiło... Wszyscy bardzo się o nią martwimy.
Los rodziców żony też nie był lekki. Teściowa Sofia miała ledwie 15 lat, gdy Niemcy zabrali ją na roboty do Rzeszy. Tam po wyzwoleniu poznała swego przyszłego męża Michaiła. Był żołnierzem Armii Czerwonej, tak jak mój ojciec. I tak jak mój ojciec trafił do obozu koncentracyjnego. Przeżył. Teściowie chcieli wracać na Ukrainę, ale okazało się, że on ma ciężką gruźlicę. Zostali w Niemczech, stamtąd wyemigrowali do Ameryki na zaproszenie wspólnoty cerkiewnej z Chicago. Ojciec Katii całe życie pracował jako elektryk. Po śmierci, tak jak chciał, spoczął w ukraińskiej ziemi, w Kijowie. Żona urodziła się w Chicago i tam chodziła do szkoły. Studia z zakresu finansów międzynarodowych i biznesu kończyła na renomowanym Uniwersytecie Georgetown w Waszyngtonie i Uniwersytecie Chicago. Pracowała, żeby zarobić na naukę. Udzielała się w ukraińskich organizacjach. Po odzyskaniu niepodległości przyjeżdżała na Ukrainę z ramienia różnych organizacji finansowych. Tak się poznaliśmy.
Jestem szczęśliwym ojcem piątki dzieci. Najstarsza córka (z pierwszego małżeństwa) Witalina sama jest już mamą i czeka teraz na drugie dziecko. Syn Andriej studiuje. Młodsze dziewczynki to Sofijka urodzona w 1999 r. i starsza o rok Chrystynka. Od marca tego roku pomagają mamie bawić małego Tarasa, który jest pupilkiem całej rodziny. Wyrzucam sobie, że mam dla moich najdroższych katastrofalnie mało czasu. Jednak wszystkie święta i urodziny obchodzimy razem.
Co powiedziałby pan tym Ukraińcom, którym nie wystarcza, że Ukraina jest od 13 lat niepodległa, ale chcieliby także, by było to miejsce do godnego życia?
– Powiedziałbym, że marzenia się spełniają! Ma pan rację, potrzebna jest wielka praca. Zjednoczenie wysiłków wszystkich ludzi, którym los ojczyzny leży na sercu. Wierzę jednak w nasz naród. Wiem także, jak mogę być przydatny w stojącym przed nami wielkim zadaniu. Nie ma takich przeszkód, których Ukraińcy nie zdołaliby pokonać, aby zbudować demokratyczne, silne i odnoszące sukcesy państwo. Kraj, w którym można, trzeba i warto żyć! Należący do wspólnej Europy – Ukraina była, jest i pozostanie częścią jej historii i tożsamości. Mamy do tego prawo. Nikt go nam nie odbierze.
Rozmawiał Waldemar Piasecki