Wigilia dla zapracowanych
Koniec z ubieraniem choinki, lepieniem uszek
czy gorączkowym poszukiwaniem prezentów. W Polsce jest coraz
więcej firm, które całe świąteczne przygotowania wezmą na siebie.
Nawet na pasterkę nie trzeba wychodzić z domu. Można ją obejrzeć w
internecie lub telewizji - podaje "Metro".
05.12.2006 | aktual.: 05.12.2006 06:49
On pracuje od rana do nocy. Ona późno odbiera dzieci z przedszkola. Wszyscy mieszkają w wielkim mieście i mają coraz mniej czasu dla rodziny. A tu idą święta. Jak znaleźć czas i chęci na przygotowania? Wszyscy, którzy są przerażeni wizją spędzania wielu godzin w kuchni, trzepania dywanów i biegania po zakupy, mogą zgłosić się do firmy, która weźmie na swoje barki cały trud przygotowania Bożego Narodzenia. Naszym jedynym obowiązkiem pozostanie wypatrywanie pierwszej gwiazdki.
Organizowanie wigilii rodzinnych jest nowym trendem na rynku. Proszą nas o to głównie panowie, których żony są bardzo zapracowane i nie mają czasu na świąteczne przygotowania. My możemy zrobić to za nie: wynająć lokal, przygotować jedzenie, a nawet kupić prezenty i zatrudnić mikołaja - mówi właściciel May Agency, firmy zajmującej się organizacją spotkań biznesowych, Jarosław Mateński.
Na specjalne życzenie zapewnimy także zespół kolędników. Liczba atrakcji zależy tylko od zachcianek klienta, a w zasadzie od grubości jego portfela. Za podstawową wersję wigilijnej kolacji zapłacimy minimum 60 zł za osobę. Pełna opcja dla czteroosobowej rodziny - obejmująca kupno choinki, wynajęcie mikołaja i zespołu kolędników - to wydatek półtora tysiąca - szacuje dziennik.
Czy taka wigilia to upadek świątecznej tradycji, a może tylko jej ewolucja? Każdy musi odpowiedzieć sobie sam na pytanie, o co chodzi w życiu, co jest dla niego ważne. A przede wszystkim ustalić hierarchię wartości - mówi prowincjał zakonu jezuitów o. Dariusz Kowalczyk. Często właśnie ludzie dobrze wykształceni, którzy świetnie radzą sobie z zarządzaniem wielkimi korporacjami, są bezradni wobec rodzinnych chwil, które trzeba specjalnie celebrować - dodaje rozmówca "Metra". (PAP)