W Łodzi brakuje piekarzy
Ciastowi i piecowi nie chcą za 700-800 zł
miesięcznie po nocach dźwigać palet z bochenkami. Odchodzą z
piekarni do zautomatyzowanej produkcji pieczywa w hipermarketach -
pisze "Express Ilustrowany".
Na tablicach z ofertami zatrudnienia w łódzkich urzędach pracy propozycji dla piekarzy jest w bród. Dobry piekarz, taki co nie pije i dryg do kręcenia bochenków ma, to skarb.
"Tylko pijaczkowie różni chodzą po piekarniach i pytają, czy jest robota" - usłyszał "EI" w Cechu Piekarzy. "Zatrudnieni, wynoszą potem garściami wszelkie surowce! Nie raz dochodziło też do awantur z powodu niedopałka papierosa, który klient znalazł w świeżej bułeczce..."
"To bardzo ciężka robota" - mówi ciastowy Marcin Kowalski. "Ile się człowiek worków z mąką nadźwiga! A taki piecowy... Trzech ludzi trzeba, żeby z palety bochenki zrzucić do pieca! A wszystko nocą. Tylko raz w tygodniu piekarz nocuje w domu!" (PAP)