Uśmiech roku
Lew Rywin się śmieje. Gdyby ktoś nie
znał kontekstu, mógłby pomyśleć, że ten pan wyszedł właśnie nie z sali przesłuchań, lecz z bankietu, na którym wiódł prym jako lew salonowy i stąd ten dobrotliwy, rubaszny wyraz twarzy.
02.01.2004 | aktual.: 03.01.2004 12:21
Oto człowiek sukcesu na miarę naszej, polskiej rzeczywistości. „Przecież wszyscy tak robicie, a mnie po prostu, się noga omsknęła i to nie byle gdzie” – mówi bezczelny uśmiech. – Spróbuj sam pójść do Michnika, to cię nawet do sekretarki nie dopuszczą, he he. – Szydzi dalej.
Nasz Lew może pochwalić się kumplami tak poważnymi, że nie można powiedzieć o nich wiele więcej, niż o smutnych panach z czarnymi teczkami, pokazywanymi czasem w „Archiwum X” i to tyłem, żeby widz z wrażenia nie udławił się kolacją. Lew również nie musi się obawiać o pieniądze, bo zarówno jego milczenie jak i jego słowa są na wagę złota.
Chciało by się powiedzieć: „ten się śmieje, kto się śmieje ostatni”. Obawiam się jednak że przyszło nam żyć w kraju, w którym Lwy zawsze śmieją się ostatnie. I nawet gdy zejdą ze sceny politycznej podobnie jak gwiazdy PRL i, ba, nawet gdy kurczowo jej uczepieni zakończą na niej żywot, pozostawią po sobie ten sam cyniczny, a zarazem dobrotliwy uśmiech.
W przyszłym roku i następnych latach Rywina będzie coraz mniej. Będzie znikał po kawałku jak opasły kot z „Alicji w krainie czarów”, aż w końcu pozostanie po nim sam uśmiech. Znajdziemy go potem w odciśniętego w twarzach inspektorów ZUS, skorumpowanych sędziów i pazernych urzędników. Zobaczymy go na twarzach bezkarnych, odzianych w dresy przestępców, którzy już dawno zorientowali się, jakie mechanizmy trzęsą polska puszczą.
A mimo to sądzę, że wyraz twarzy nowego, 2004 roku będzie dla naszego kraju bardzo poważny. Ale to już temat na inną opowieść.
Michał Sędzikowski