Urodzony w pociągu

Chwilę po tym, jak pociąg ruszył, Kinga powiedziała, że mam dzwonić po pogotowie, bo zaczęła rodzić – opowiada Szymon, ojciec urodzonego w pociągu dziecka. – W tym momencie wysiadła mi komórka, więc biegałem i szukałem innej.

– Poród przebiegł bardzo szybko, właściwie bez bólu – mówi Kinga, która niewiele pamięta z tego, co się działo. Wiedziała tylko, że ma przeć i oddychać. To już jej drugie dziecko, więc wiedziała jak się zachować. Mały Damian przyszedł na świat tuż przed stacją w Ptaszkowie. Tę miejscowość będzie miał więc wpisaną jako miejsce urodzenia. Chłopiec ważył 3100 g i mierzył 52 cm. Jako godzinę urodzenia przyjęto 5.10. To czas planowego przyjazdu do Ptaszkowa.

Na stacji ojciec chłopaka odnalazł konduktora i prosił, aby ten wstrzymał pociąg i jeszcze raz zadzwonił po pogotowie. – Powiedziałem im: Przyjedźcie, bo Kinga rodzi w pociągu. Potem bałem się, że uznają to za głupi dowcip. Na szczęście przyjechali – cieszy się Szymon. – Ojciec dziecka zachował się bardzo przytomnie, bo przechylił główkę nowo narodzonego dziecka na bok, by się nie zachłysnęło, po czym zdjął swoją koszulkę i owinął nią chłopczyka – powiedział Maciej Szumski, ordynator oddziału ginekologiczno – położniczego grodziskiego szpitala. To do niego trafiła matka z dzieckiem.

– To było niesamowite odczucie samemu odebrać dziecko. Do popołudnia nie schodził mi uśmiech z twarzy z tego powodu, jestem _bardzo szczęśliwy – opowiadał dzień po porodzie dumny Szymon. – A to wszystko chyba tak dobrze poszło przez tego czarnego kota, który przyplątał się do nas na dworcu. Kinga chciała go odpędzić, ale on się nie dał. A mówią, że czarny kot przynosi nieszczęście_ - jak widać jest wprost przeciwnie...

Katarzyna Warszta