Urodziła i spaliła
MIELEC. - Sama urodziłam dziecko. Potem owinęłam je w ręcznik i spaliłam koło domu – powiedziała prokuratorowi 31-letnia Agnieszka S. Teraz, w stanie szoku, przebywa w szpitalu. Prokuratura Rejonowa w Mielcu bada okoliczności tragedii.
21.09.2004 | aktual.: 21.09.2004 09:29
W piątek, 18 bm., do budynku Prokuratury Rejonowej w Mielcu weszła młoda kobieta.
- Chciałam zgłosić, że zabiłam swoje dziecko - powiedziała.
- Dziecko było płci męskiej. Jak wynika z zeznań Agnieszki S , mieszkanki Malinia koło Mielca, urodziła dziecko bez pomocy lekarza, a następnie zawinęła je w ręcznik i spaliła na terenie swojej posesji. Prawdopodobnie w szopie. Poród nastąpił w poniedziałek, 13 września. Nie podała motywu swego czynu.
Szczątki noworodka zabezpieczono i przewieziono do Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie. Prokuratura na razie opiera się wyłącznie na zeznaniach kobiety. W momencie urodzenia chłopczyka Agnieszka S. była w ósmym miesiącu ciąży. Po wstępnym przesłuchaniu, ze względu na zły stan zdrowia przewieziono ją do szpitala.
- To trudna sprawa. Bardzo ciężko będzie ustalić, czy noworodek żył w chwili, gdy owinięty w ręcznik został podpalony - powiedziała nam prowadząca śledztwo prokurator Małgorzata Dobosz – Słomba z Prokuratury Rejonowej w Mielcu.
Pani prokurator dodała, że do ekspertyzy oddano tylko ocalałe fragmenty kostne, na podstawie których trudno jednak będzie uzyskać precyzyjną opinię patomorfologiczną. A od tej właśnie opinii będzie zależeć waga zarzutu, jaki będzie postawiony kobiecie.
W Urzędzie Gminy w Tuszowie, gdzie pracowała Agnieszka S. – szok. Nikt nie daje wiary temu, co się stało. Opinia współpracownic jest zgodna – Agnieszka była świetną dziewczyną. Bardzo religijną. Nie mogła tego zrobić z rozmysłem – mówi jedna z jej koleżanek. Podobne opinie artykułują mieszkańcy Malinia – Tak spokojnej i rozważnej dziewczyny ze świecą szukać.
Jak ustaliliśmy, Agnieszka S mieszkała w gospodarstwie sama. Była niezamężna, ale znajomym mówiła o swoim chłopaku i rychłym ślubie. 10 lat temu zmarli jej rodzice. Dziewczyna został sama w skromnym drewnianym domku. Jej sąsiedzi mówią, że zawsze musiała sobie radzić sama.
- Teraz pełno tu szumu. Dlaczego wcześniej nikt jej nie pomógł? - pytają z goryczą mieszkańcy Malinia.