Umieranie w Zaciszu
Panią Genowefę z domu opieki Zacisze pod
Łodzią zabrało pogotowie. Lekarz, który próbował ją ratować, był
zszokowany. "Jak można było dopuścić do takiego stanu?" - pisze
"Gazeta Wyborcza", która opublikowała wstrząsający reportaż o tej sprawie.
26.09.2003 | aktual.: 26.09.2003 08:33
Według lekarza 77-letnia chora na alzheimera kobieta nie jadła i nie piła od kilku dni. Zmarła w szpitalu. Sprawę bada prokuratura.
Dziennikarze "Gazety Wyborczej" ujawniają, że w Zaciszu dzieją się skandaliczne rzeczy. Pensjonariusze łamią sobie kości. Panu Józefowi (74 lata) po trzydniowym pobycie w Zaciszu zostały blizny na rękach i głowie.
"Gazeta Wyborcza" ustaliła: takich placówek jak Zacisze nikt nie kontroluje, a założyć je jest równie łatwo jak budkę z hot dogami.
Dyrektor Janusz Morawski z łódzkiego pogotowia sam jeździ często na interwencje do domów pomocy społecznej. Jest przekonany, że sprawa Zacisza to nie wyjątek. "Takie patologie są nagminne w prywatnych tzw. domach opieki. W większości wyczuwa się atmosferę zaniedbania, smród fekaliów, moczu. Pomieszczenia, które nie nadają się do przyjęcia pacjentów, brak fachowego personelu. Nie mówiąc już o leczeniu. Nawet do podłączenia kroplówki wzywa się pogotowie".
Oczywiście są prywatne domy pomocy z prawdziwego zdarzenia, ale dwa razy droższe. Co ciekawe, w publicznych domach opieki sytuacja się znacznie poprawiła. Jest tam jakiś nadzór, a nie wolnoamerykanka - powiedział lekarz pogotowia. (jask)
Więcej: rel="nofollow">Gazeta Wyborcza - Umieranie w ZaciszuGazeta Wyborcza - Umieranie w Zaciszu