Uff... Edyta już nie zaśpiewa
No i wyszło szydło z worka. Edyta Górniak, piosenkarka kreująca się
na wielką światową damę, posługuje się językiem, jaki słyszy się tylko w najgorszych spelunach. W obscenicznych słowach zapowiada koniec kariery. Nie ma się czym martwić. Jeśli jej piosenkarstwo poszłoby w tym samym kierunku, co słownictwo, jej płyty musielibyśmy zamykać przed dziećmi na klucz.
20.07.2004 | aktual.: 20.07.2004 07:21
Na swojej stronie internetowej, a więc dostępnej dla każdego, napisała o tym, że kończy karierę. I z Bogiem - chciałoby się zawołać po przeczytaniu tych paru zdań. Bo od nich włos jeży się na głowie. Do piszących o niej dziennikarzy Edyta zwraca się osobno: "Wkurwia Was do nieprzytomności nasze szczęście" - ocenia i zapowiada: "Mam swoją godność i od tego momentu nie obchodzi mnie, czy się na nas zesracie, czy wyrzygacie. (...) Ale chcę, żebyście wiedzieli, pierdolone szczury, że macie na swoich rękach krew".
A to wszysto po to, by mieć na kogo zwalić, że jej się kariera załamała i już, biedaczka, nie uszczęśliwi nas swoimi produkcjami. "Nie mam już najmniejszej ochoty śpiewać i tworzyć dla ludzi" - napisała. Edyta Górniak tak żegna się z fanami: "Niech trudzą się dla Was inni - mnie się nie chce!" - zapowiada.
Nie ma co, przyjemnie muszą czuć się ci fani, którzy przez lata wspierali budżet wielkiej artystki, kupując jej płyty i bilety na koncerty. A teraz jej się po prostu nie chce! Decyzję uzasadnia histerycznie: "Możecie świętować. Artysta, choć nie widać śladów morderstwa, zniszczony" - pisze. I to na stronie, którą czytują małe dziewczynki, jej najwierniejsza publiczność. To już teraz wiemy, jakiego języka nasza pseudogwiazda używa na co dzień.
Ale czego się można spodziewać po kimś, kto policzkuje fotoreportera i próbuje mu wymierzyć kopniaka w krocze? I to tylko dlatego, że ten chciał zrobić zdjęcie. W absolutnie publicznym miejscu - kiedy nasza gwiazda wychodziła z prokuratury. A towarzyszyła tam mężowi przesłuchiwanemu w sprawie niezapłacenia kilkunastu tysięcy za okna. Nasza wielka gwiazda zraziła do siebie wszystkich - mężczyzn i kobiety. Kibice do dziś zgrzytają zębami, gdy przypomną sobie hymn odśpiewany na mistrzostwach świata w piłce nożnej w Korei w roku 2002! Czy ktoś kazał jej wydawać z siebie tak rozpaczliwe dźwięki? Albo czy zmuszał, by na uroczystość rozdania Wiktorów w roku 2002 włożyła na siebie kuriozalny strój: poprzylepiany do ciała taśmą opadający stanik i spódniczkę tak krótką, jakby się chciałą pochwalić, jaką nosi bieliznę.
Cóż, fakty są brutalne. Ostatnia płyta, jaką wydała, czyli "Perła", ukazała się w 2002 roku. I sprzedała w ponad 66 tysiącach. Ale już "Złota kolekcja", czyli składanka przebojów, skusiła tylko nieco ponad 3 tys. osób. Czy trudno o lepszy dowód, że publiczność ma dość Edyty?
Tylko po co teraz odwracać kota ogonem? To słuchacze pierwsi powiedzieli: tej pani już dziękujemy.