Uchroń się przed "obozami pracy" za granicą
Po informacjach, które wstrząsnęły Polską – rozbiciu gangu, który we Włoszech zmuszał Polaków do niewolniczej pracy – znowu okazało się, że handel ludźmi to ogromny, międzynarodowy biznes. Jak zatem bronić się przed tym procederem? Czy można wyjechać bez stresu i pracować legalnie? Wcale nie jest to trudne. Wystarczy pamiętać o kilku rzeczach.
20.07.2006 | aktual.: 27.07.2007 08:13
Co roku, w sezonie letnim, okresie wzmożonej pracy zarobkowej za granicą dochodzi do podobnych sytuacji. W tym roku w miastach: Orta Nova, Cerignola i Ascolo Satriano, położonych w rolniczym regionie Apulia na południu Włoch, ponad 100 Polaków było bitych, szczutych psami, gwałconych lub zmuszanych do prostytucji, przetrzymywanych w rozpadających się barakach. Przynajmniej czterech z nich nie wytrzymało i popełniło samobójstwo, niewykluczone, że dochodziło też do zabójstw.
Dokładnie rok temu w tym samym regionie, w mieście Foggia doszło do równie dramatycznych wydarzeń – 41 Polaków porzucono w szczerym polu, bez środków do życia. Zdecydowali się wyjechać, bo w Polsce obiecywano im, że we Włoszech zarobią prawie 5 euro za godzinę, zostaną zakwaterowani w domkach letniskowych i ubezpieczeni. Nikt jednak nie sprawdził adresu ani danych pracodawcy. Wszyscy ślepo zaufali polskiej pośredniczce. Nikogo nie zdziwiło nawet, że nie dostali pokwitowań za opłatę wyjazdu. Że coś jest nie tak, zorientowali się dopiero wyrzuceni na środku plantacji. Na miejscu przywitał ich bowiem Ukrainiec, który postawił inne warunki – 2,5 euro za godzinę a dodatkowo musieli m.in. płacić 60 euro miesięcznie za nocleg. Ci, którzy zdołali uciec, żebrali potem na bilet powrotny do Polski.
Podobnie było z Polakami zmuszanymi do kradzieży w centrach handlowych w Szwecji. Aferę nagłośniono w marcu tego roku. Wyszło na jaw, że gangi ściągały bezrobotnych Polaków do Malmoe, obiecując im uczciwą pracę. Osobom, które nie chciały zgodzić się na udział w przestępstwie grożono śmiercią a nawet skrzywdzeniem rodzin w Polsce. Jedna z ofiar (łącznie pracowało ok. 100 osób) zgłosiła się sama na policję, po czym popełniła samobójstwo w celi.
Świadomość nadal niska
Często jeżdżę po Polsce i pytam ludzi, czy pamiętają aferę w Fogii. Niestety nikt już o tym nie pamięta - mówi Joanna Garnier, menadżerka kampanii prewencyjnej Fundacji Przeciwko Handlowi Kobietami „La Strada”. Fundacja od ponad 10 lat pomaga ofiarom handlu ludźmi – osobom, które zostały sprzedane, zmuszone do prostytucji lub innej pracy, ale także pomaga osobom rozważającym możliwość wyjazdu do pracy za granicą. Nadal szokuje mnie ludzka nieświadomość. Oczywiście, jest lepiej niż 15 lat temu, bo ludzie kojarzą już co oznacza handel ludźmi, ale nadal nie jest z tą wiedzą najlepiej. Wiek osób wyjeżdżających za granicę sukcesywnie się obniża, dlatego może w szkole powinny być zajęcia uświadamiające jakie niebezpieczeństwo wiąże się z wyjazdami z kraju. Mogłyby się odbywać np. w ramach wiedzy o społeczeństwie. Niestety w polskich szkołach jest wciąż za mało życia, a za dużo formułek - ocenia Joanna Garnier. Jak podkreśla, warto byłoby na ten problem uczulać nauczycieli i pedagogów szkolnych oni przecież
najczęściej stykają się z osobami planującymi wyjazd za granicę.
Kto wyjeżdża najczęściej
Najczęściej wyjeżdżają z kraju kobiety. Naukowcy mówią nawet o zjawisku zwanym „feminizacją migracji”. Mimo, że nadal najczęściej padają ofiarami handlu (zmuszane do prostytucji lub do innych prac – np. przetrzymywane w domach jako gosposie), to coraz więcej kobiet jedzie za granicę aby po prostu oderwać się od dotychczasowego stylu życia. Nierzadko są to nawet 40- i 50-latki. Pamiętam przypadek kobiety, która zwyczajnie miała dosyć męża – tyrana i nieciekawej pracy. Postanowiła wyjechać i jest szczęśliwa. Ułożyła sobie życie na nowo, znalazła dobra pracę. Nie planuje powrotu do Polski - przypomina sobie Joanna Garnier. Jednak niepokojące jest, że coraz młodsze dziewczęta szukają pracy za granicą. Idealną kandydatką na ofiarę jest osoba, która ma kłopoty w szkole i małą wiedzę o świecie, nie pyta i można jej wszystko wmówić. Oprócz tego mogą być to osoby z rodzin dysfunkcyjnych – czyli wychowujących się w domach, w których nie tylko króluje alkohol, przemoc ale także brakuje zrozumienia i porozumienia
między członkami rodziny. Ofiarami padają także uczniowie szkół specjalnych czy wychowankowie domów dziecka. Dlatego ruszyliśmy z nową akcją, organizujemy pogadanki w domach dziecka - mówi Garnier.
Przeczytaj, zanim wyjedziesz
Najważniejszą rzeczą przed wyjazdem za granicę jest zapisanie niezbędnych numerów telefonów czyli
1. numer najbliższego konsulatu w kraju, do którego się jedzie
2. numer Poland direct z kraju, do którego się jedzie (opłatę za taką rozmowę pokrywa rozmówca)
3. numer organizacji, która pomaga poszkodowanym w danym kraju („La Strada” udziela szczegółowych informacji na ten temat na stronie internetowej www.strada.org.pl lub pod numerem 48 22 628 99 99. Można też wysłać maila na adres: strada@pol.pl)
Dodatkowo warto mieć przy sobie:
4. Europejską Kartę Ubezpieczenia Zdrowotnego uznawaną w krajach UE, która jest potwierdzeniem ubezpieczenia w NFZ i gwarantuje pokrycie kosztów leczenia za granicą
5. słownik lub rozmówki, jeśli słabo mówisz w języku kraju, do którego jedziesz
6. telefon z roamingiem
Nie zapomnij też o:
7. sprawdzeniu danych pracodawcy (jeśli działa legalnie to jest zarejestrowany w Krajowym Rejestrze Agencji Zatrudnienia i posiada odpowiedni certyfikat wydany przez Urząd Marszałka Województwa)
8. sprawdzeniu ważności paszportu
9. zostaw namiary rodzinie lub ustal z najbliższymi jak często będziesz się z nimi kontaktować. Możesz też zostawić im kserokopię swoich dokumentów, a także aktualną fotografię. Istotną sprawą jest podanie rodzinie hasła, które przekażesz im w razie kłopotów
Joanna Garnier podkreśla, że w razie utraty dokumentów, np. w sytuacji, w której pracodawca lub sutener zabierze je ofierze, nie należy ulegać groźbom, że powrót do kraju bez paszportu jest nielegalny i można trafić w ten sposób do więzienia. Trzeba pamiętać, że polski konsulat w danym kraju wystawia paszport tymczasowy i nie ma z tym żadnego problemu - wyjaśnia Joanna Garnier.
Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska